Nic zatem dziwnego, że astronomowie od dekad obserwują nocne niebo w poszukiwaniu kolejnych planetoid w naszym układzie planetarnym. Wszystkie takie obiekty są katalogowane, a ich orbity są prognozowane na nadchodzące dziesięciolecia. Jak na razie nie znamy ani jednej dużej planetoidy, która mogłaby zagrozić istnieniu życia na powierzchni Ziemi. Z drugiej jednak strony trzeba pamiętać, że części planetoid po prostu jeszcze nie zauważyliśmy i nie wiemy, gdzie one są i czy nie znajdują się na kursie kolizyjnym z Ziemią.
Z tego też powodu naukowcy jak najszybciej powinni opracować system obrony przed obiektami, które jeszcze może przyjdzie nam odkryć. Taki system istnieje i już nawet został przetestowany. W 2022 roku sonda DART wystrzelona z Ziemi uderzyła w planetoidę Dimorphos. Celem misji było sprawdzenie, czy jesteśmy w stanie uderzyć w planetoidę z na tyle dużym impetem, aby wskutek uderzenia zmieniła ona swój tor lotu w przestrzeni kosmicznej.
Czytaj także: Niewyjaśnione zachowanie planetoidy. Takiego obrotu spraw nikt nie spodziewał
Badania przeprowadzone kilka miesięcy po uderzeniu potwierdziły, że gdybyśmy odpowiednio wcześniej odkryli planetoidę podobną do Dimorphosa i zmierzającą w kierunku Ziemi, bylibyśmy w stanie tak zmienić jej trajektorię lotu, aby bezpiecznie minęła Ziemię i w nią nie uderzyła.
Wszystkie zdarzenia w przestrzeni kosmicznej mają jednak swoje skutki uboczne. Tak też było w przypadku uderzenia sondy DART w powierzchnię planetoidy. W momencie uderzenia, z powierzchni planetoidy oderwało się mnóstwo pyłu, ale także liczne głazy o rozmiarach rzędu kilku metrów (od 1 do 7 metrów). Ze względu na fakt, że przyciąganie grawitacyjne Dimorphosa jest niewielkie, część z tych głazów osiągnęła prędkość ucieczki z planetoidy i już nigdy nie powróci na jej powierzchnię. Głazy te będą powoli oddalać się od planetoidy, rozpoczynając własną podróż w przestrzeni międzyplanetarnej.
Oznacza to zatem, że nie jako stworzyliśmy w tym teście nowe planetoidy, których trajektorie lotu wypadałoby zbadać. Tym właśnie zająć się zespół astronomów, który opublikował właśnie wyniki swoich prac.
Badacze przyjrzeli się dokładniej 37 różnym odłamkom, które uciekły z powierzchni Dimorphosa, a następnie nakreślili trajektorię ich lotu na przestrzeni kolejnych 20 000 lat.
Czytaj także: Z planetoidy Dimorphos uciekają głazy. To w nią uderzyliśmy kilka miesięcy temu
Okazało się, że żaden z tych niewielkich głazów nie ma szans na spotkanie z Ziemią. Jeden z nich za jakieś 2500 lat zbliży się do naszej planety, ale nawet wtedy odległość między nim a Ziemią wyniesie ponad 3 miliony kilometrów. Swoją drogą, nawet gdyby doszło do zderzenia, to siedmiometrowy głaz najprawdopodobniej spłonąłby w górnych warstwach atmosfery, jeszcze przed dotarciem do powierzchni planety.
Co jednak ciekawe, wszystkie badane głazy na przestrzeni kolejnych dwustu wieków wielokrotnie przetną orbitę Marsa. Oznacza to, że za kilka tysięcy lat na powierzchnię Marsa mogą spaść planetoidy pochodzące z Dimorphosa, a bezpośrednią przyczyną tych uderzeń będzie misja sondy kosmicznej, która tysiące lat wcześniej uderzyła w powierzchnię planetoidy. Naukowcy szacują, że do zderzeń z Marsem może dojść za 6 i za 15 tysiecy lat. Jeżeli faktycznie tak się zdarzy, to głazy te będą w stanie wybić w powierzchni Marsa kratery o średnicy od 200 do 300 metrów. Ciekawe, czy wtedy będzie istniała jeszcze ludzkość, która będzie w stanie te dwa wydarzenia ze sobą powiązać.