Starożytni egipscy lekarze-kapłani leczyli „kurzą ślepotę”, zalecając pacjentom jedzenie surowej wątroby. 3 tys. lat później okazało się, że za skuteczność tej terapii odpowiada witamina A. Jej brak powoduje zaburzenia widzenia, wątroba zaś to bogate źródło tego składnika. Dziś w takiej sytuacji pacjent dostałby raczej produkowane przemysłowo pigułki z
witaminą A albo preparat multiwitaminowy. Tylko czy aby na pewno słusznie? Połknięcie tabletki, to pójście na skróty – wygodne, ale niekoniecznie dobre dla nas. Żyjemy w dobie mody na stosowanie odżywek, dodatków i suplementów diety, co może skutkować przeładowaniem organizmu ich zawartością, a wówczas „życiodajne” składniki mogą wywołać więcej szkody niż pożytku. Oczywiście lekarze czasem zalecają zażywanie takich specyfików, ale tylko wtedy, gdy stwierdzą, że cierpimy na poważny niedobór jakiejś witaminy czy substancji mineralnej. Większości z nas powinna wystarczyć urozmaicona dieta – bogata w owoce i warzywa, ale nie tylko. Z najnowszych badań wynika, że nawet niezbyt poważane przez dietetyków produkty mogą chronić nas przed groźnymi chorobami.
Osoby pijące kawę rzadziej trafiają do szpitala z powodu zaburzeń pracy serca, takich jak arytmia. Autorzy badań, pracujący w centrum badawczym Kaiser Permanente w Oakland, zastrzegają przy tym, że mała czarna nie jest środkiem zapobiegającym takim schorzeniom. Wiadomo natomiast, że osoby narażone na arytmię lub chorujące na nią nie muszą unikać tego napoju. Badania są miarodajne, ponieważ dotyczyły grupy ponad 130 tys. osób obu płci w wieku od 18 do 90 lat. Autorzy wykazali, że osoby wypijające minimum cztery filiżanki kawy dziennie były o 18 proc. mniej narażone na pobyt w szpitalu z powodu arytmii w porównaniu z osobami niepijącymi kawy (na przestrzeni 10 lat spadek ten sięgał nawet 28 proc.). Picie 1–3 filiżanek dziennie obniżało to ryzyko o 7 proc. Należy przy tym pamiętać, że Amerykanie piją dość słabą kawę – najczęściej z ekspresu
przelewowego albo rozpuszczalną. Jeśli ktoś lubi mocniejszy napar, dzienna dawka powinna być mniejsza. Według naukowców kofeina zawarta w kawie może zapobiegać zaburzeniom rytmu serca poprzez blokowanie aktywności cząsteczek adenozyny. Substancja ta ma wpływ na przewodnictwo elektryczne mięśnia sercowego, metabolizm i procesy regeneracji, a przez to może zwiększać predyspozycje do arytmii.
Druga mała czarna na pamięć
Z kolei badania prowadzone na University of Florida sugerują, że kofeina chroni także przed chorobą Alzheimera. Hamuje ona tworzenie się złogów amyloidowych, które uszkadzają mózg. Naukowcy prowadzili badania na myszach, u których wywołano eksperymentalnie to schorzenie. Gryzoniom mającym 18–19 miesięcy (co odpowiada wiekowi 70 lat u człowieka) podawano następnie wodę z ok. 500 mg kofeiny, co porównywalne jest z dawką pięciu filiżanek kawy dziennie. Dwa miesiące wystarczyły, by zwierzęta otrzymujące kofeinę lepiej radziły sobie w testach mierzących pamięć i myślenie od tych pijących zwykłą wodę. Co więcej, ich zachowanie nie odbiegało od normy – nie miały oznak demencji – a liczba złogów amyloidowych w ich mózgach spadła o połowę. Efekt ten naukowcy tłumaczą wpływem kofeiny na działanie enzymów niezbędnych do formowania amyloidu. Prawdopodobnie hamuje też ona pocesy zapalne, odgrywające ważną rolę w powstawaniu choroby Alzheimera. Uczeni podkreślają, że podobne wyniki uzyskali podczas wcześniejszych eksperymentów na myszach. Dr Gary Arendash, jeden z prowadzących badania, uważa, że kofeina nie tylko zapobiega chorobie, ale może pomóc pacjentom, u których demencja już się rozwinęła. Nadal nie wiadomo jednak, czy u ludzi uda się uzyskać podobne rezultaty jak u myszy. Dawka 500 mg kofeiny dziennie jest bezpieczna dla większości osób (z wyjątkiem kobiet w ciąży i chorych na nadciśnienie).
Trzecia mała czarna dla prostaty
Kolejna dobra wiadomość dla miłośników kawy pochodzi z Harvard Medical School w Bostonie. Pracujący tam uczeni odkryli, że mężczyźni pijący codziennie kilka filiżanek tego napoju aż o 60 proc. rzadziej chorują na raka prostaty. Pod uwagę wzięto grupę 50 tys. panów, a obserwacje obejmowały okres 20 lat. Według uczonych składniki kawy aktywnie oddziałują na metabolizm (w tym na poziom insuliny i glukozy we krwi) oraz na poziom hormonów płciowych. Jednak w tym przypadku to nie kofeina jest najważniejsza, lecz antyoksydanty i substancje mineralne, których ten napój zawiera całkiem sporo.
Czy jasne pełne może być zdrowe? Owszem. Piwa – szczególnie jęczmienne i wzbogacone ekstraktem z chmielu, czyli te najpopularniejsze w Polsce – są bogatym źródłem krzemu. Ów pierwiastek wpływa na stan naszego szkieletu, ponieważ jest czynnikiem wzrostu i rozwoju wielu rodzajów tkanki łącznej, w tym kości. Krzem występuje w piwie w postaci łatwo dostępnego dla naszego organizmu kwasu ortokrzemowego. Napój ten jest zarazem głównym źródłem tego składnika w zachodniej diecie. Z niektórych badań wynika wręcz, że umiarkowane spożycie piwa może być pomocne w walce z osteoporozą. Testy przeprowadzone przez badaczy z University of California w Davis wykazały, że najbogatsze w krzem są piwa o wysokiej zawartości słodu jęczmiennego i chmielu. Tłumaczy się to tym, że łuski jęczmienia zawierają dużo tego pierwiastka.
Uczeni doszli do wniosku, że nawet słodycze mogą być korzystne dla zdrowia, jeśli delektujemy się nimi z umiarem. Badania obejmujące 44,5 tys. osób dowiodły, że jedna porcja czekolady tygodniowo obniża o 22 proc. ryzyko udaru mózgu. Z kolei analiza z udziałem 2 tys. pacjentów wykazała, że dawka 50 gramów tygodniowo wystarczy, by ryzyko zgonu z powodu udaru spadło o 46 proc. Za korzystny wpływ czekolady na nasze zdrowie odpowiadać mają zawarte w niej flawonoidy, które działają antyoksydacyjne, czyli eliminują szkodliwe dla naszych komórek wolne rodniki. Te agresywne cząsteczki są szczególnie niebezpieczne dla bardzo aktywnych neuronów. Nadmierną produkcję wolnych rodników wykrywa się w mózgu w przebiegu obu rodzajów udaru – niedokrwiennego, spowodowanego zablokowaniem tętnicy mózgowej przez skrzeplinę, oraz krwotocznego, wywołanego pęknięciem naczynia. „Potrzeba więcej badań, by ocenić, czy czekolada naprawdę obniża ryzyko udaru mózgu, czy też po prostu zdrowsze osoby jedzą wiecej czekolady niż inni” – podkreśla Sarah Sahib z kanadyjskiego McMaster University. Warto więc nie zapominać o innych zdrowych składnikach diety.
Te orzeszki zawierają dużo gammatokoferolu, czyli pochodnej witaminy E. Dzięki niemu pistacje mają działanie przeciwutleniające (zwalczają wolne rodniki) – chronią nie tylko przed nowotworami, ale i chorobami sercowo-naczyniowymi. Badacze z University of Texas stwierdzili, że codzienne spożywanie 60–70 g orzeszków może zredukować ryzyko zachorowania na
raka płuc i prostaty. Taka dawka w sposób zauważalny zwiększa poziom gamma-tokoferolu we krwi i redukuje ryzyko rozwoju nowotworu. Dietetycy z Teksasu zalecają włączanie do diety również orzeszków ziemnych, orzechów włoskich oraz takich produktów jak soja i olej kukurydziany. Kolejnym ważnym dla naszego zdrowia antyoksydantem jest witamina C. Jej bogatym źródlem są owoce kiwi – 100 gramów zawiera prawie 100 mg witaminy. Co ciekawe, w badaniach eksperymentalnych wykazano, że ekstrakt z owoców kiwi skuteczniej chroni nasze DNA przed uszkodzeniami niż roztwór „czystej” witaminy C. Korzystne dla zdrowia efekty pojawiają się już w trzy godziny po zjedzeniu owoców i utrzymują się przez dobę. Według aktualnych zaleceń dietetyków dzienna dawka witaminy C przyjmowanej w pokarmach to 75 mg, chociaż ostatnio sugeruje się potrzebę zwiększenia jej do 120 mg dla mężczyzn i nieco mniej dla kobiet. Pamiętajmy jednak, że długotrwały nadmiar witaminy C może powodować także brak apetytu, zmęczenie, zaburzenia koncentracji i snu, rozdrażnienie czy apatię (a nawet kamicę nerkową u osób z predyspozycjami do tego schorzenia). Dlatego lepiej zadbać o dietę bogatą w świeże warzywa i owoce niż zastępować ją
syntetycznymi witaminami i mikroelementami. Badania pokazują, że przed wolnymi rodnikami znakomicie bronią nas takie produkty jak przecier pomidorowy czy sok z marchwi.
Kwasy tłuszczowe omega-3 od dawna cieszą się dobrą opinią wśród lekarzy. Wiadomo, że korzystnie wpływają na układ krążenia i odporność organizmu, a najnowsze badania wskazują, że zmniejszają także ryzyko zachorowania na raka okrężnicy. Uczeni wzięli pod uwagę grupę 2 tys. osób, z których prawie połowa miała zdiagnozowanego raka końcowego odcinka jelita grubego. Ci, którzy spożywali największe ilości długołańcuchowych kwasów tłuszczowych omega-3, byli niemal o 40 proc. mniej narażeni na ten typ nowotworu. Wcześniejsze eksperymenty wykazały, że tłuszcze zawarte w rybach i owocach morza mogą hamować wzrost guza poprzez blokowanie jego ukrwienia.
I odrobina słońca…
Urozmaicona dieta dostarcza organizmowi gotowych składników bądź substancji prekursorowych, z których produkujemy np. witaminę D. Powstaje ona z cholesterolu, który – jak się okazuje – niesłusznie tak skwapliwie eliminujemy z naszego jadłospisu. Ważny jest też inny czynnik, którego wielu z nas unika. To światło słoneczne, pod którego wpływem w naszej skórze syntetyzowana jest witamina D. Dlatego należy codziennie przebywać na słońcu ok. 10 minut, by organizm wyprodukował jej tyle, ile potrzebujemy. Warto pamiętać, że witamina D nie tylko wzmacnia kości, ale jest też antyoksydantem i może chronić nas przed rakiem. Pobudza również układ odpornościowy do walki z bakteriami – dlatego przed odkryciem antybiotyków podstawą leczenia gruźlicy było opalanie się.