Wszyscy mamy jednakowe żołądki – głosi porzekadło tyleż znane, co fałszywe. Z własnego doświadczenia wiemy, że jedni mogą się objadać bezkarnie, a inni tyją nawet po przejściu na restrykcyjną dietę. Dietetycy od dawna próbowali dopasować zalecenia do potrzeb danej osoby, ale działali głównie metodą prób i błędów. Teraz mają do dyspozycji nowe narzędzie – testy genetyczne, umożliwiające stworzenie tzw. genodiety albo „diety DNA”. Dzięki nim każdy z nas dowie się, co powinien jeść, a czego unikać, by zachować zdrowie, schudnąć itd. Tylko czy to aby na pewno prawda?
Nabici w grupy krwi
Ostrożność jest tu jak najbardziej uzasadniona, bo historia dietetyki pokazuje, jak łatwo można się nabrać na coś, co ma pozornie naukowe podstawy. Tak było w przypadku popularnej do dziś diety związanej z grupami krwi. Spopularyzował ją Peter J. D’Adamo – lekarz i entuzjasta medycyny „naturalnej”.
Podstawą funkcjonowania tej diety były lektyny – białka wchodzące w skład jedzenia, które po przedostaniu się do organizmu miały powodować szkodliwe dla nas zlepianie się czerwonych krwinek. Wystarczyło wyeliminować z jadłospisu produkty zawierające owe białka, by lepiej się poczuć i schudnąć. I tak osoby z grupą krwi 0 miały unikać zbóż, mleka i owoców cytrusowych, te z grupą krwi A – mięsa itd.
Czy taka dieta była skuteczna? Marketingowo na pewno tak – książka „Jedz zgodnie ze swoją grupą krwi”, którą dr D’Adamo napisał wraz z Catherine Whitney, sprzedała się w ponad 7 mln egzemplarzy. Jednak sama dieta, wzięta niedawno pod lupę naukowców z University of Toronto, okazała się mitem. Po przebadaniu grupy 1455 osób uczeni doszli do wniosku, że grupa krwi nie ma żadnego związku z tym, jak reagujemy na zmianę modelu żywienia. Analiza wykazała za to, że większości z nas najbardziej służy dieta wegetariańska.
Sięgamy do DNA
Wiemy jednak, że nawet ona nie jest uniwersalna. Części z nas nie służy nabiał, inni źle reagują na gluten czy cytrusy. Teoretycznie wiele z tych skłonności jest zapisanych w naszym DNA. A nutrigenomika – nauka o powiązaniach między naszymi genami a dietą – daje nadzieję, że będziemy mogli wyciągnąć z tego praktyczne wnioski. „Dietetyczne” testy DNA są już dostępne w Polsce – ich ceny zaczynają się od kilkuset złotych.
Co mogą nam powiedzieć? Podstawa to żywieniowy profil genetyczny – informacja o tym, jaki rodzaj pokarmów nasz organizm najlepiej trawi. Możemy też dowiedzieć się, w jaki sposób przyswajamy ważne dla nas składniki, których pokarmów lepiej unikać, a także jak nasz organizm radzi sobie z wolnymi rodnikami i samooczyszczaniem.
„Mamy ok. 80 genów, których niewielkie zmiany, czyli tzw. polimorfizmy, wpływają np. na masę ciała. Nasze badania prowadzone w Małopolsce wykazały, że pewien wariant genu receptora dla neuroprzekaźnika o nazwie dopamina odpowiada nie tylko za zwiększone ryzyko rozwoju chorób układu nerwowego, ale też za skłonność do otyłości” – twierdzi dr hab. n. med. Iwona Wybrańska, kierownik Ośrodka Badań Genetycznych i Nutrigenomiki Małopolskiego Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Podobnie jest w przypadku genu FTO. Gdy występuje on w odmianie A, w organizmie rośnie poziom leptyny – hormonu odpowiedzialnego m.in. za uczucie głodu.
Badania genetyczne mogą też wykazać, że mamy problem z przyswajaniem kwasu foliowego, który występuje m.in. w zielonych warzywach, burakach i pomidorach. Związek z tym ma kilka genów.
Jeśli w naszym DNA znajdują się ich niekorzystne warianty, rośnie ryzyko zachorowania na raka jelita grubego, raka szyjki macicy oraz schorzenia układu krążenia. W podobny sposób jest uwarunkowane działanie witaminy D, niezbędnej naszym kościom i układowi odpornościowemu. Specyficzne polimorfizmy genów są związane także z nadwrażliwością na kofeinę, nietolerancją glutenu czy szkodliwym działaniem soli kuchennej na organizm.
Kiedy brokuły nie pomogą
W filmie Małgorzaty Szumowskiej „33 sceny z życia” główna bohaterka wiedząc już, że umiera na raka, mówi do swojej córki: „Myślałam, że kiedy będę jadła brokuły, to nie będę miała raka”. Ta przejmująca scena pokazuje, że żaden składnik diety nie jest w stanie dać nam stuprocentowej ochrony przed nowotworami. Często ważną rolę w tym procesie odgrywa nasze DNA. Badania wykazały, że u części osób nie działa prawidłowo gen GSTM1, odpowiedzialny za korzystne działanie zawartego w brokułach sulforafanu. W takich przypadkach ta chroniąca przed rakiem substancja po kilku godzinach zostaje po prostu wydalona z organizmu przez nerki.
Uczulenie albo i nie
Wielu dietetyków stosuje już testy genetyczne. „Mamy od razu więcej informacji o pacjencie i możemy spersonalizować jego dietę. Opieramy ją na ogólnych zasadach zdrowego żywienia, ale dzięki testom jest bardziej dokładna” – wyjaśnia dr Katarzyna Okręglicka, specjalistka od żywienia z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Naukowcy często jednak są sceptyczni i wskazują, że nasza wiedza na ten temat nadal jest bardzo skromna. „Brak jest naukowych dowodów na możliwość podejmowania skutecznych i bezpiecznych decyzji żywieniowych tylko na podstawie testów DNA” – uważa dr hab. Renata Kostogrys z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie.
Podobne wątpliwości dotyczą innych zyskujących popularność testów, mających wykrywać nietolerancję pokarmową. To zjawisko polega na niekorzystnej reakcji organizmu na niektóre pokarmy, przy czym nie jest to reakcja szybka i gwałtowna jak w przypadku alergii, lecz bardziej dyskretna, związana z przewlekłymi stanami zapalnymi. Nietolerancję pokarmową diagnozuje się, badając reakcję zawartych w krwi przeciwciał klasy IgG z próbkami substancji pokarmowych. Testy możemy wykonać nawet we własnym domu i przekonać się, czy powinniśmy unikać marchewki, soczewicy lub może makreli.
I znów – wielu dietetyków poleca takie badania, ale np. prof. Zbigniew Bartuzi z Collegium Medicum Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Bydgoszczy podchodzi do nich bardzo sceptycznie. „Stężenie przeciwciał w naszym organizmie może zależeć od bardzo wielu czynników – np. może wzrosnąć po niektórych lekach. Współczesna medycyna nie wiąże przeciwciał IgG z rozpoznaniem alergii czy nietolerancji pokarmowej” – wyjaśnia.
Innego zdania jest Magdalena Machlarz, biochemik i konsultant nadwrażliwości pokarmowej. „Przeciwciała IgG mogą mieć duże znaczenie w rozwoju chorób układu pokarmowego takich jak zespół jelita drażliwego. U moich pacjentów po zrobieniu testów na nietolerancję pokarmową i zastosowaniu diety eliminacyjnej zaobserwowałam znaczną poprawę” – mówi.
Placebo z genów
Dlaczego więc dietetycy twierdzą, że takie testy sprawdzają się u pacjentów? Być może to bardziej kwestia psychiki niż genów. „Gdy mamy wydruk z maszyny, który mówi nam, co mamy jeść, a czego mamy nie jeść, to z takim wynikiem nie można dyskutować. Taki »wyciąg« z naszego DNA sprawia, że stajemy się bardziej pokorni wobec zaleceń dietetyka” – mówi Agnieszka Piskała, dietetyczka z Nestle Polska. Test może być skuteczną motywacją do zmiany nawyków żywieniowych na lepsze – a to przecież jest najtrudniejsze przy przechodzeniu na dietę.
„Jeśli ktoś wierzy w samą ideę badań DNA i w autorytet osoby, która je zleca, może być mu łatwiej zastosować się do wskazań dietetycznych. Możliwe, że testy dietetyczne działają głównie na zasadzie placebo” – wyjaśnia Aga Kalbarczyk, psychodietetyczka i instruktorka fitness. Dodatkowa motywacja to fakt wydania niemałych pieniędzy na badania, wzmacniający wiarę w ich skuteczność. Werdykt brzmi więc: być może pomogą, a jeśli zaszkodzą, to tylko kieszeni.
Jak wygląda badanie DNA:
Kwas deoksyrybonukleinowy (DNA) to długa, spiralnie skręcona cząsteczka, złożona z dwóch nici. To w niej zapisane są geny – „przepisy”, według których komórki produkują białka, tworzące nasz organizm i sterujące jego działaniem. Część z tych białek odpowiada za trawienie, wchłanianie i wykorzystywanie różnych składników pokarmowych. Badając związane z nimi geny, dietetycy mogą ułożyć indywidualny plan żywienia.
- Próbkę DNA pobieramy np. wacikiem z wewnętrznej strony policzka. Materiał trafia potem do probówki. Do fragmentów DNA dodajemy znaczniki fluorescencyjne
- Łańcuch DNA w laboratorium rozdzielamy chemicznie na dwie nici, które następnie tniemy na mniejsze kawałki.
- Chip DNA to płytka, na którą nanosimy przygotowaną próbkę. Pozwala ona na odczytanie sekwencji wybranych genów
- Jeśli fragment naszego DNA ma sekwencje pasująca do sondy na chipie, połączy się z nią. Pozostałe odcinki zostaną usunięte. Sondy DNA to krótkie odcinki nici tego kwasu o ustalonej przez badaczy sekwencji.
- Skaner pozwala na odczytanie danych z chipa DNA za pomocą wiązki laserowej, która pobudza do świecenia znaczniki fluorescencyjne.
- Odczyt ze skanera pokazuje, czy w naszym DNA znajduje się „standardowa” wersja genu (A), czy zmieniona (B), a przez to np. gorzej działająca.
DLA GŁODNYCH WIEDZY:
- Więcej o badaniach genetycznych – „Geny, komórki, mikroby”, praca zbiorowa (G+J Książki 2012)