Skąd się bierze fascynacja diabłem i dlaczego jest coraz popularniejsza?

Ekscytuje nas Halloween, horrory o wampirach i satanistyczni muzycy.

Jeśli ktoś czerpie wiedzę o świecie z dzienników i tygodników, może mu się wydawać, że największym polskim problemem jest masowo szerzący się satanizm. Czy rzeczywiście czekają nas czarne msze i puchary z krwią w telewizji publicznej? A może nie taki diabeł-Nergal straszny, jak go malują?

Dawno, dawno temu… W 1970 roku w USA wydano 2345 książek o czarnych mszach, szatanie i naukach tajemnych. Zaledwie dwa lata wcześniej sekta Charliego Mansona brutalnie zamordowała żonę Romana Polańskiego, Sharon Tate i ich przyjaciół. W 1980 roku kanadyjski psycholog Lawrence Pazder opublikował głośną książkę „Michelle Remembers” (Michelle pamięta) o tym, jak jego żonę w dzieciństwie molestowali sataniści. I tak się zaczęło. Do redakcji gazet w całych Stanach zgłaszały się kolejne ofiary. Media rozpisywały się o zabójstwach, które wyglądały na rytualne morderstwa. Amerykę ogarnął strach. Księża wieścili, że zło znów zeszło na ziemię. „Miałam 10 lat, a w głowie tylko myśli o diabłach. Nie mogłam oglądać filmu »Karate Kid« ani nawet bajek Disneya, bo rodzice twierdzili, że są podejrzane. Każdy obcy wyglądał na satanistę” – opowiada o tej słynnej „panice satanistycznej” Mel Maguire, pisarka z Phoenix.

W  tym samym czasie amerykańską scenę alternatywną szturmem zdobył Brytyjczyk. Ozzy Osbourne kochał szatańską symbolikę, ciemny makijaż,
tatuaże i ociekające krwią występy ze swoim zespołem Black Sabbath. Podczas jednego ze spotkań z producentami w Hollywood, pijany odgryzł głowę białemu gołębiowi. Innym razem na koncercie skręcił kark nietoperzowi. „Wiedzieliśmy, że ludzie lubią się bać. Myślę, że większość naszych płyt sprzedała się właśnie dzięki strachowi przed satanistami, jaki wypełniał media. Za to mogę podziękować Charlesowi Mansonowi” – napisał w autobiografii „I am Ozzy”.

Jak to możliwe, że w trakcie „polowania na czarownice” w latach 80. Ozzy Osbourne przebił się do mainstreamu? W tym czasie muzyczne stacje  dopiero zaczynały działać. Elizabeth Jane Wall Hinds, profesor literatury wykładająca w State University of New York, pisze w „The Journal of Popular Culture”, że formy kulturowego przekazu oparte na symbolice ciemnych mocy z reguły obierają podobne historycznie ścieżki: od dywersji do hegemonii, od radykalizmu do codzienności. „Tak było z XVIII-wieczną literaturą gotycką, początkowo oskarżaną o satanizm, a dziś ogromnie popularną. Tak też zaczęła się muzyczna historia heavy-metalu w XX wieku. Oba gatunki były najpierw rebelią przeciw kulturze masowej, żeby później – w różnej formie – stać się jej częścią”. I rzeczywiście, jakie musiało być zdziwienie konserwatywnych Amerykanów, kiedy król death-metalu w roku 2002 wziął udział w reality-show „Rodzina Osbourne, ów” w MTV. Cały świat mógł zobaczyć, jak wygląda codzienne życie „księcia ciemności”. Czyli nie taki diabeł straszny?

 

Diabeł artysta

Jan Witold Suliga, znany polski tarocista, etnograf i antropolog kultury, twierdzi, że oskarżenia o wyznawanie kultu szatana są tak stare jak człowiek i religia. „W średniowieczu historię tworzył Kościół, a wszyscy, którzy zajmowali się tzw. naukami tajemnymi, byli uważani za niebezpiecznych. O bratanie się z ciemną stroną mocy oskarżano alchemików, lekarzy, przez moment nawet zakon templariuszy. Rzeczy niezrozumiałe dla pospólstwa i niezgodne z naukami Kościoła skazane były na potępienie” – tłumaczy. Podobne zarzuty wciąż słyszy wielu twórców filmów i muzyki. O satanizm posądzano Roman Polańskiego, gdy nakręcił „Dziecko Rosemary”, grupę rockową Led Zeppelin, których piosenka „Stairway to Heaven” – jeśli puścić ją od tyłu miała zawierać demoniczne treści. Podejrzany by zespół AC/DC, którego nazwa, według niektórych, to skrót hasła „Anti-Christ Devil Children”. Nie mówiąc o Marilynie Mansonie, otwarcie przyznającym się do inspiracji szatańską biblią LaVeya. Tropienie satanizmu dotyczy też Polski.

Foto: East News

 

Trzy lata temu na koncercie w Gdyni wokalista zespołu Behemoth Adam Darski (znany jak Nergal) podarł egzemplarz Biblii. Do akcji szybko wkroczył były poseł Ryszard Nowak, przewodniczący Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami (propagowanie satanizmu zarzucał wcześniej m.in. Jurkowi Owsiakowi). Oskarżył Darskiego o obrazę uczuć religijnych. Sądowa walka trwała do sierpnia, kiedy wokalistę oczyszczono z zarzutów. A niedługo później został jurorem programu muzycznego „The Voice o Poland” w TVP2, gładko wchodząc w telewizyjny mainstream. W mediach zawrzało. Po jedne stronie stanęli wyznawcy wolności słowa i artystycznej ekspresji. Po drugiej – konserwatywn publicyści, Kościół i prawicowi politycy.

Skąd obawa przez satanizmem, nawet jeśli wiadomo, że jest tylko formą artystycznego wyrazu? „Diabeł kojarzy się z symbolem mrocznych sfer ludzkiego umysłu. To przy jego pomocy prosty człowiek odpowiada na pytanie, skąd wzięło się zło w świecie stworzonym przez dobrego Boga. Od zawsze to, co nieznane, ciemne i niezgłębione, budzi strach. A czego od wieków boi się człowiek? Śmierci. Jesteśmy jedynym bytem w kosmosie, który wie, że umrze” – wyjaśnia prof. Maria Flis, socjolog kultury i antropologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Diabeł symbolizuje więc to, czego się najbardziej obawiamy. W książce „Strach w kulturze Zachodu XIV–XVIII wieku” pisał o tym Jean Delumeau, francuski historyk i religioznawca. Dlaczego ta historia sięga tylko XVIII wieku? Bo oświecenie, chwaląc światło własnego rozumu, rozpędziło częściowo mroczne chmury ludzkich lęków. I wtedy diabeł nie był już taki straszny i taki kuszący.

Jak twierdzą socjologowie, egzystencjalny wymiar duchowości od zawsze stanowił inspiracją dla procesów twórczych i stąd pewnie jego znaczenie w kulturze. Artyści wykorzystują go instrumentalnie, do wzmocnienia swojej popularności wśród odbiorców. „Chodzi im najczęściej o prowokację i skupienie na sobie uwagi mediów, a nie deklarację wyższości diabła” – zapewnia profesor Suliga. Czy to dlatego Ozzy Osbourne prowokował Amerykanów, zabijając zwierzęta, a Nergal Polaków, drąc Biblię? „W sferze procesu twórczego nie mamy tych samych ocen, co w życiu objętym systemem normatywnym. Artyści chcą przekraczać granice, bo taka jest rola sztuki. Stają się wirtuozami cudzych emocji negatywnych” – wyjaśnia prof. Flis. I uzupełnia: „Musimy pamiętać, że w świecie artystycznym symbole zmieniają pole znaczeniowe. Tak naprawdę spór o Nergala jest bezprzedmiotowy. Stary Testament to przecież księga Żydów, którą zawłaszczyli chrześcijanie, więc to Żydzi bardziej niż katolicy mogliby się poczuć dotknięci zachowaniem Nergala na koncercie”. 

 

Zła pragnąc, czyni dobro

Według tradycji judeochrześcijańskiej diabeł to upadły anioł, który przeciwstawił się Bogu. I tu pojawia się sprzeczność, którą ujawniają zarówno badacze kultury, jak i religioznawcy. Skoro Bóg jest dobry i wszechmocny, to dlaczego zezwoli na istnienie zła? Najwięcej problemów mają z tym chrześcijanie, mniej Żydzi. W średniowiecznej tradycji żydowskiej wierzono bowiem, że w człowieku obok popędu dobrego istnieje też zły, ma swoje konkretne miejsce w ciele – to czarna kropka między dwoma otworami serca. Dlaczego więc w człowieku jest jednocześnie lęk i fascynacja ciemną stroną mocy? Amerykański profesor literatury, znawca folkloru i okultyzmu Bill Ellis twierdzi, że ludzie potrzebują pierwiastka zła, żeby podtrzymać wiarę w dobro we wszechświecie.

Podkreśla to też prof. Suliga. „Bóg i szatan od zawsze pozostawali w dialektycznym układzie sił. Jezus był kuszony przez diabła na pustyni, Budda spotkał na swojej drodze demona Marę. Nie można zrozumieć jasnej strony, jeśli się nie pozna ciemnej. Lucyfer z »Fausta« Goethe go sam mówił o sobie, że jest częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro”. W ciekawy sposób fascynację diabłem tłumaczy prof. Laurence Rickels, badający związk mediów i psychoanalizy. „Symbol szatana to mityczny i pierwotny ojciec, freudowska figura z wczesnego, przededypalnego stadium rozwoju człowieka. Im bardziej boimy się go, tym mocniej nas pociąga. Na takich właśnie emocjach budowali swoje sekty satanistyczni przywódcy np. Charles Manson”.