Choroby zakaźne to wynik działania bakterii, wirusów oraz pasożytów. Część z nich przystosowała się do działania jedynie w środowisku organizmu psiego, jak na przykład wirus chorób układu oddechowego u psów. Są także takie, jak choćby niektóre szczepy grypy, które potrafią się dopasować do miejsca, gdzie się znajdą.
Robią to korzystając z DNA gospodarza, które pobierają i włączają do swoich mikroorganizmów. W ten sposób mogą przystosować się do gatunku, na którym się znajdą by móc go skutecznie atakować. Choroby te, nazywane odzwierzęcymi, potrafią być bardzo niebezpieczne, naukowcy odnotowują pojawianie się nowych.
Przejdźmy do konkretów: najbardziej znane to tak zwane choroby “brudnych rąk”, czyli infekcje bakteryjne, które trafiają prosto do naszego środka drogą od zwierzaka przez niemyte dłonie do pożywienia i ust (chyba, że na przykład obgryzamy paznokcie, to jeszcze szybciej). Kolejnym “prezentem” może być glista z rodzaju Toxocara canis. Jej jaja w naszych organizmach dojrzewają, a wyklute glizdy mogą zamieszkać w nerkach, wątrobie, a nawet mózgu. Są też larwy tasiemca, które grożą toksoplazmozą oraz wiciowce. Większość z tego typu zagrożeń wzmaga się po kontakcie z odchodami psów, które mogą zawierać larwy pasożytów. Mycie rąk, mycie rąk i jeszcze raz mycie rąk – o tym nie można zapominać mają czworonożnych przyjaciół.
Ciepły sezon letnio-wiosenny to także czas aktywności kleszczy i tym samym zagrożenia odkleszczowym zapaleniem opon mózgowych. Nasze zwierzaki nieświadomie często stają się platformami dla tych paskudnych pajęczaków.
W “kolekcji” chorób odzwierzęcych są jeszcze: salmonelloza, gruźlica i kilka infekcji grzybiczych. To jednak nie wszystko.
Niezaszczepione przeciw wściekliźnie psy mogą przenieść tę chorobę na ludzi, w piaskownicach na placach zabaw nierzadko gnieżdżą się pasożyty. Nawet sympatyczna wiewiórka, która w parku przyjmie od nas orzeszek może być nosicielką zarazków. Ulubiony pies może “przynieść” nam do domu bakterie i potem “doręczyć” je przyjaznym polizaniem, wychodzący kot także może wrócić z “bagażem”.
W lutym 2018 czasopismo naukowe American Journal of Tropical Medicine and Hygiene opublikowało wyniki badań 26-letniej kobiety, w której podrażnionym oku znaleziono… robaka. Pierwszego kobieta wyciągnęła sobie sama, kolejne 14 usunął lekarz pierwszego kontaktu.
Nieproszeni goście trafili do ośrodka Centrum Zapobiegania Chorób, gdzie zidentyfikowano je jako nicienie Thelazia gulosa. Był to pierwszy udokumentowany przypadek zainfekowania człowieka przez ten właśnie organizm. Zwykle obserwowano przypadki zalęgania się go w oczach krów. Domowe psy także mogą “obdarzyć” nas takim gościem.
Pewne są dwie rzeczy: po pierwsze, nigdy w pełni tego nie wyeliminujemy, bo istnieje zbyt wiele kanałów rozprzestrzeniania się zarazków, a bakterie i wirusy podlegają ewolucji i dopasowują się do zmieniających się środowisk. Po drugie, nie jest to powód do paniki i zamykania się w sterylnych próżniowych komorach lub chodzenie na spacer w kombinezonach typu hazmat.
Ludzkość jako gatunek jest częścią biologicznego łańcucha zależności, w którym niestety jest miejsce także dla zagrażających nam mikroorganizmów.
Z drugiej, strony naukowcy przekonują, że zachowując zasady higieny w towarzystwie zwierząt domowych, czy w kontakcie z surowym mięsem podczas przygotowania posiłków możemy uniknąć większości zagrożeń. Nie wolno też zapominać o szczepieniach – zarówno ludzi, jak i zwierząt towarzyszących.
Źródło: PopSci