„Bai Wen Bu Ru Yi Jian” *
Kiedy Chińczycy z Geely kupowali Volvo, przerażeni internauci wyciągnęli swoje Macbooki i iPhony (made in China), Samsungi (made in Vietnam), Xiaomi i Huawei (made in China razy dwa), żeby wieszczyć spadek jakości i rychły koniec szwedzkiego giganta. Jednak po kilku latach tego finansowego układu, zarówno Volvo jak i Chińczyki trzymają się mocno.
Dopływ gotówki, płynący strumieniem szerszym niż cieśnina, Sund zaowocował nowym XC90. Naprawdę nowym, jeśli wierzyć marketingowcom, stworzonym właściwie od zera. Nic dziwnego, że po entuzjastycznym przyjęciu (także moim, co można sprawdzić we wcześniejszych postach) tego pięknego i dużego SUVa, zdobyte doświadczenie wykorzystano przy produkcji odnowionej serii – 90.
Po dość intensywnym doświadczeniu z XC90, byłem bardzo ciekawy S90. Tak jak się spodziewałem, podobieństwo było duuuże.
Wnętrze właściwie jest identyczne. Siedzimy oczywiście niżej, ale to dalej luksusowy samochód z przyjaznym i nowoczesnym systemem multimedialnym (może chwilami aż nadto, bo liczba przycisków została zminimalizowana i większość funkcji jest dostępna tylko z poziomu centralnego ekranu). Różnicą były materiały wykończeniowe. Zamiast ciemnego wnętrza, jasne skóry i drewno. To właśnie te bling-bling, którego trochę brakowało mi w testowanym A5. Może to tani chwyt, ale ja od razu zostałem kupiony. Siadając, szybko przypomniałem sobie o dziwnej belce w przednim fotelu, którą wyczuwałem także w fotelach XC90. Ale może siedzę w nienaturalnej pozycji, bo nikt inny się na to nie użala.
S90 to ogromna limuzyna. Moim zdaniem „w mieście” wskazana raczej mistrzom parkowania w każdej szparze i rozpadlinie. Ten samochód najzwyczajniej nie mieści się na niektórych miejscach parkingowych. Za to – co wcale nie jest oczywiste – duży rozmiar idzie tutaj w parze z przestrzenią w środku. Z tyłu dwie dorosłe osoby rozsiądą się wygodnie, a bagażnik nie wymusi rygoru podczas pakowania w dłuższą podróż (pojemność do 500l).
Jako że taki mamy klimat, że jak jest zima to musi być zimno, zauważyłem pewne elementy wyposażenia, na które w sierpniu nie zwróciłem uwagi. S90 w testowanej wersji miał podgrzewane fotele z trzy stopniową regulacją. Już w ciągu kilku minut po uruchomieniu auta, grzeją na tyle by pozbawić kierowców szansy nie tylko na 500+, ale na potomstwo w ogóle. Podgrzewanie posterioru mają także pasażerowie na tylnej kanapie. Co do reszty, mógłbym wkleić opis z XC90. Warto jeszcze raz wspomnieć, że system audio Bowers & Wilkins jest genialny. Z bajerów których nie zauważyłem wcześniej – przycisk do składania zagłówków tylnych. Bardzo praktyczna rzecz. Wyobraźcie sobie, że wieziecie na tylnej kanapie kogoś, kto niepochlebnie wyraża się o waszej ulubionej piosence rozbrzmiewającej z 19 głośników Bowers & Wilkins. Naciskacie przycisk składania tylnych zagłówków i boom! pasażer dostaje po łbie. Wszystko zdalnie, bez odrywania oczu od drogi (no może na chwilę, żeby znaleść opcję na ekranie). Magia technologi!
Czasem chmury, czasem śnieg
Innych wrażeń dostarcza nam jazda S90 w porównaniu do swojego protoplasty. Zawieszenie jest takie, jakiego spodziewamy się po dużej limuzynie – miękkie. Samochód płynnie porusza się po drogach. Szcześliwie nie buja na tyle, by trzeba sięgać po aviomarin. Jak to w Volvo bywa, dostajemy dynamiczny silnik (w testowanej wersji D4), ale bez sportowego genu. No niby zbiera się ładnie, ale na ciary nie liczcie. Trochę na przeszkodzie stanęły systemy „bądź rozsądnym kierowcą, droga jest oblodzona”, ASR i inne ABSy. Nie pozwalały one na szybkie ruszanie spod świateł. Smuteczek. Testowany niedawno A5 Quattro nie miał taki oporów, mimo że warunki były porównywalne.
Podejrzewam, że limuzyna tych rozmiarów będzie się świetnie sprzedawała w USA. Pewnie znajdzie też wielu fanów w Europie. Cena jest podobna do konkurentów z Niemiec (np. BMW serii 5 , Mercedes E), ale standardowe wyposażenie i koszt opcjonalnego wypada na korzyść Volvo.
Szwedzko-chiński alians dostarcza nam dużo wrażeń, a w najbliższym czasie powinniśmy zobaczyć jeszcze nową wersję XC90 i zupełnie nowy baby-suv XC40. Ja tam już przebieram nóżkami.
Fot. Robert Wiertlewski/Na krzywy lej
* „Lepiej raz zobaczyć niż sto razy usłyszeć” (chińskie przysłowie z czasów panowania dynastii Han)