Kim lub czym w ogóle jest smok? Kojarzymy go jako fikcyjne stworzenie, które jest gigantycznym gadem potrafiącym latać i obdarzonym umiejętnością ziania ogniem ze swojej paszczy. Co ciekawe, postaci smoków występują w wielu mitologiach, zarówno europejskich, jak i dalekowschodnich. Są również bohaterami współczesnej popkultury – pojawiają się w filmach, grach i książkach.
Czytaj też: “Małe smoki” z Bałkanów. Te stworzenia to prawdziwy wybryk natury
Smoki mogą być przedstawiane na bardzo wiele sposób, w zależności od autora. Mogą być zwierzętami niezwykle inteligentnymi, znać zasady magii, posługiwać się ludzką mową itd. Reprezentują one w kulturze dwa żywioły natury: ogień (zianie nim z paszczy) i powietrze (umiejętność latania). Czy mamy na świecie jakiekolwiek zwierzęta, które chociaż częściowo podobne są do mitycznych stworów?
Smoki z Komodo – największe jaszczurki świata
Waran z Komodo (Varanus komodoensis) jest uznawany za gatunek największej współcześnie żyjącej jaszczurki. Potrafi liczyć nawet 3 metry długości, a rekordzista dobił nawet do 3,65 metra. Jaszczurkę odkryto dopiero w 1910 roku na indonezyjskiej wyspie Komodo. Jest ona gatunkiem zagrożonym – na świecie żyje ledwie kilka tysięcy osobników.
Nasz Smok z Komodo, jak inaczej zwykło się go określać, nie zieje ogniem, ani nie ma zdolności do latania. Poluje tylko w dzień, najczęściej zakradając się od tyłu do swojej ofiary. Niekiedy może rzucić się jej do szyi. Kiedy poluje na większe zwierzęta, powala je na ziemie za pomocą swojego ogona, którego uderzenie jest równe ciężarowi dwóch ton!
Czytaj też: W smoki wierzono na prawie każdym kontynencie. Skąd wziął się ten fenomen?
Co ciekawe, rodzina waranów wyróżnia się na tle innych gadów wysoką inteligencją. Potrafią one rozróżniać swoich opiekunów od innych ludzi, jak również rozumieją proste polecenia. W Polsce możemy oglądać warany w dwóch ogrodach zoologicznych: w Starym Zoo w Poznaniu, gdzie mieszkają od 2005 roku oraz w ogrodzie we Wrocławiu, do którego przywieziono je w 2014 roku.
Kecalkoatl – największy latający gad w historii?
Skoro mityczne smoki mają być latającymi gadami, to przecież z całą gamą takich stworzeń mieliśmy na świecie do czynienia w erze mezozoicznej. Chodzi tutaj dokładnie o pterozaury. Największym z nich był Kecalkoatl (Quetzalcoatlus), którego skamieniałości odkryto pierwszy raz w 1971 roku na terenie Teksasu. Gatunek został nazwany na cześć jednego z najważniejszych bogów Ameryki Środkowej.
Pierwszy artykuł dotyczący znaleziska z 1975 roku rozpoczął zupełnie nową erę w badaniach paleontologicznych. Okazało się, że nigdy wcześniej tak dziwnego latającego stwora nie widziano. Kecalkoatl miał bardzo długą szyję, na końcu której znajdowała się głowa z ekstremalnie wydłużonym dziobem – łącznie czaszka liczyła aż trzy metry długości. Rozpiętość skrzydeł pterozaura również była imponująca (11 metrów).
Czytaj też: Zagadkowe ślady istoty nie pasują do niczego. Te odciski są tak stare jak dinozaury
Przez wiele lat trwały gorące dyskusje naukowców nad tym, w jaki sposób tak, bądź co bądź, pokraczna istota mogła polować na swoje ofiary. Początkowo budowa kręgów gada sugerowała, że był on rybożerny i podczas lotu chwytał pożywienie wprost z wody. Najnowsze doniesienia z 2021 roku na łamach Journal of Vertebrate Paleontology sugerują, że Kecalkoatl prowadził tryb życia podobnych do współczesnych ptaków brodzących (np. flamingów). Mógł on spacerować po płytkich, rozległych zbiornikach i chwytać różne bezkręgowce żyjące w wodzie. Niewykluczone, że podobne „spacery” urządzał sobie także na suchym lądzie.
Chrysopelea, czyli wąż, który umie latać
Czy wyobrażaliśmy sobie kiedykolwiek latającego węża? Spójrzmy zatem na rodzaj Chrysopelea, który przedstawia niewielkiego, lekko jadowitego gada. Zwierzę to osiągnęło zdumiewającą umiejętność do skakania z gałęzi drzew na dużą odległość. Kluczowe jest to, co robi ten wąż podczas szybowania w powietrzu.
Czytaj też: Park Jurajski miał premierę 30 lat temu. Dlaczego nauka wciąż nie umie ożywić dinozaurów?
Wypychając się z gałęzi, tworzy ono ze swojego ciała niby-wklęsłe skrzydło, które ciągle wykonuje ruch falowania bocznego, jak np. serpentyna. Powstająca pod ciałem poduszka powietrzna jest w stanie utrzymywać zwierzę w locie przez dłuższą chwilę. Badania z 2005 roku dowiodły, że mniejsze osobniki potrafią latać na większe dystanse. Chrysopelea nie dość, że potrafi latać, to jeszcze produkuje jad. Niemniej dla człowieka nie jest on bardzo groźny, a gatunek nie znalazł się na liście najbardziej jadowitych zwierząt.
Strzel bombardier – chrząszcz, który mówi „uwaga, bo strzelam”
Poznaliśmy już różne gady, które potrafią w niektórych kwestiach być jak tytułowe smoki, ale nie możemy ograniczać się tylko do jednej gromady. Strzela bombardiera (Brachinus explodens) możemy spotkać nawet w Polsce na stanowiskach w południowej i zachodniej części kraju. Lepiej się jego strzec, ponieważ… może nas „opluć” żrącą substancją o temperaturze 100 st. C.
Czytaj też: Tak wyglądał najdziwniejszy dinozaur w historii. Nie chcielibyśmy wpaść w jego szczęki
Jak to możliwe? Przecież ten chrząszcz z rodziny biegaczowatych liczy mniej niż centymetr długości. Otóż stawonóg wytworzył w sobie niezwykle skuteczną metodę na odstraszenie wroga. W chwili zagrożenia wytryskuje ze swojego odwłoku żrącą ciecz o temperaturze wrzenia wody. Powstaje ona wskutek egzotermicznej reakcji utleniania hydrochinonów do chinonów.
W odwłoku strzela znajduje się woreczek wypełniony w jednej czwartej nadtlenkiem wodoru i w 10 proc. hydrochinonem. Gdy owad poczuje się zagrożony, przepycha tę mieszaninę do komory, gdzie znajdują się enzymy takie jak katalaza i peroksydaza. To tam dochodzi do reakcji, przy czym trzeba zaznaczyć, że ciecz nigdy nie osiąga temperatury wrzenia wewnątrz ciała strzela.
Czytaj też: Jak wyginęły dinozaury? Ostatnie ustalenia całkowicie zmieniają bieg wydarzeń
Wystrzelona substancja ma na celu porazić zmysł wzroku i układ nerwowy napastnika. Taki mały chrząszcz, a jak widać… wcale nie taki przyjazny. Smoki, co prawda, zionęły ogniem ze swojej paszczy, a strzel bombardier robi to z zupełnie innej strony – nie zmienia to faktu, że jest to bardzo interesujący gatunek, który znalazł nietypowy sposób na odstraszenie wroga.
Smok wawelski – ten prawdziwy, nie z Krakowa
Jego nazwę powinniśmy pisać kursywą, ponieważ to nazwa gatunku archozaura żyjącego ponad 200 milionów lat temu w późnym triasie na terenach dzisiejszej Polski. Pierwsze jego szczątki odkryto w 2005 roku na terenie cegielni w Lisowicach koło Lublińca. Duży udział w badaniach nad opisem i identyfikacją znaleziska miał polski paleontolog Grzegorz Niedźwiedzki. W 2012 roku opublikował on w czasopiśmie Acta Palaeontologica Polonica artykuł, w którym skamieniałości nadał nazwę Smok wawelski. Wywołało to niemałe zaskoczenie, ponieważ taki sposób nazewnictwa zupełnie odchodzi od ogólnie przyjętej łacińskiej nomenklatury.
Czytaj też: W Polsce żyły nie tylko dinozaury. Badacze z Krakowa na tropie innych skamieniałości
Smok wawelski był drapieżnikiem należącym do grupy zwierząt poprzedzających dinozaury. Chodził na dwóch nogach, a przednie kończyny miał tak skręcone, że był w stanie chwytać swoją ofiarę. Prawdopodobnie prowadził polujący tryb życia, a jego ofiarami były m.in. dicynodonty, w tym zwierzęta z gatunku Lisowicia bojani – najmłodszego pewnego przedstawiciela „gadów ssakokształnych” na historii świata.
Skamieniałe szczątki archozaura znajdowano nie tylko w Lisowicach. W późniejszych latach natrafiono na podobne ślady w Porębie, a w 2018 roku opisano jeszcze jedno znalezisko z Marciszowa koło Zawiercia (woj. śląskie), które również prezentuje późnotriasowego „smoka”.
Powyższe przykłady różnych współczesnych i pradawnych „smoków” są tylko luźnymi aluzjami do legendarnych potworów. Prawdopodobnie nigdy w historii świata nie istniało takie zwierzę, które potrafiło latać, mieć inteligencję człowieka i zionąć ogniem. Tak czy owak pomysłowość ludzka bywa zaskakująca i pojęcie „smoków” wprowadzone zostało nawet na naukowe salony. Smok wawelski i Smok z Komodo są tego najlepszymi dowodami.