Dawno, dawno temu, za górami, za lasami żył pewien ubogi człowiek. Miał dwanaścioro dzieci i kiedy na świat przyszło trzynaste, nie wiedział, kogo poprosić o zostanie ojcem chrzestnym. Gdy wyszedł na drogę, najpierw spotkał Boga, potem Diabła, ale nie chciał, by trzymali do chrztu jego syna. Pierwszy pozwala bowiem biedakom umierać z głodu, a drugi sprowadza ludzi na złą drogę. Trzecią napotkaną postacią była Śmierć, która powiedziała, że w jej obliczu wszyscy są równi. Wzruszyło to biedaka, który właśnie ją wybrał na opiekunkę swojego dziecka. Kiedy syn dorósł, przyszła do niego Śmierć, zabrała go do lasu, pokazała pewną roślinę i rzekła: „To mój dar dla ciebie. Uczynię cię sławnym lekarzem. Widzisz to zioło? Weź je. Jak cię wezwą do chorego i zobaczysz mnie stojącą za jego głową, dasz mu je, a on wyzdrowieje. Kiedy będę w nogach, nic nie da się już zrobić”.
Drzewo genealogiczne baśni
Brzmi znajomo? Chyba każdy kojarzy ciąg dalszy tej baśni: jak to młody lekarz oszukał Śmierć, odwracając chorego króla, a potem królewnę w łóżku. Tak, by Śmierć stała przy ich głowie, a nie w nogach. Tę akurat wersję historii o sprytnym młodzieńcu zanotowali na początku XIX wieku niemieccy językoznawcy Wilhelm i Jacob Grimm. Ale sam wątek o lekarzu – uzdrowicielu oszukującym śmierć jest znacznie, znacznie starszy. Badania niedawno opublikowane w czasopiśmie „Royal Society Open Science” dowodzą, że liczy tysiące lat. Sięga czasów, kiedy z języka praindoeuropejskiego wydzieliły się jego dwie główne gałęzie: europejska (do niej należy polski) i indoirańska. Ale to nie wszystko.
Autorzy wspomnianej pracy Sara Graça da Silva z Universidade Nova de Lisboa i Jamshid J. Tehrani z Durham University odkryli, że istnieją historie jeszcze starsze. Były opowiadane, kiedy język praindoeuropejski dopiero się ukształtował. A więc około 6 tysięcy lat temu.
Metody badawcze, którymi posłużyli się da Silva i Tehrani, są dość niecodzienne. Zostały bowiem stworzone z myślą o biologach. To modele obliczeniowe oraz statystyczne używane do tworzenia drzew ewolucyjnych roślin i zwierząt, a także do wnioskowania o cechach dawnych gatunków na podstawie informacji pochodzących od współczesnych okazów. Pozwalają m.in. ustalić, kiedy żył ostatni wspólny przodek określonej grupy zwierząt albo kiedy dany rodzaj zaczął się różnicować pod względem gatunkowym.
Okazuje się jednak, że tego rodzaju metod można użyć także do analizy ewolucji baśni w kontekście rozwoju języków indoeuropejskich. Pod lupą badaczy znalazło się 275 opowieści o magii. Stanowią największą grupę z ok. 2 tys. motywów baśni sklasyfikowanych do tej pory przez znawców światowego folkloru. Uczeni sprawdzili, które z nich są obecne w kulturze 50 społeczności mówiących językami z grupy indoeuropejskiej. Wybrano te społeczności, w których wiadomo najwięcej o opowieściach przekazywanych z pokolenia na pokolenie, bo zostały spisane w czasach nowożytnych. Jednocześnie to te grupy ludności, u których historia pochodzenia danego języka jest pewna, na przykład angielski, polski czy walijski.
W ramach analiz statystycznych zidentyfikowano 76 opowieści (z 275), które były przekazywane głównie z pokolenia na pokolenie, a nie rozprzestrzeniały się na drodze wymiany kulturowej między sąsiadującymi ze sobą grupami ludności mówiącymi różnymi językami.
Na ich podstawie oraz istniejącej już wiedzy o językach indoeuropejskich stworzono drzewo genealogiczne naszych baśni. Pokazuje motywy wspólne dla określonej grupy językowej i moment w dziejach, kiedy się pojawiły.
Praindoeuropejska fasolka
Okazało się, że cztery z analizowanych opowieści były zapewne znane ludom praindoeuropejskim, a więc mówiącym językiem, który dał początek zarówno grece, jak i łacinie oraz polskiemu czy niemieckiemu. Ponieważ da Silva i Tehrani oparli swoją pracę na statystyce, nie można być tego na 100 procent pewnym, ale prawdopodobieństwo jest znaczne. Jakiego typu to baśnie? Na przykład oparte na motywie „Chłopiec kradnie skarb ogra”. Najbardziej rozpowszechnioną wersją tej opowieści jest angielska bajka „Jaś i magiczna fasola”.
Opowiada o chłopcu, którego matka wysyła na targ, by sprzedał krowę. Jaś sprzedaje zwierzę, a za uzyskane w ten sposób pieniądze kupuje magiczne fasolki, które jego matka wyrzuca przez okno. Z fasolek wyrasta gigantyczna roślina. Chłopak wspina się po niej, a na końcu łodygi odkrywa zamek olbrzyma, z którego kradnie różne przedmioty. W końcu gospodarz orientuje się, co się dzieje, i rusza w pościg za Jasiem. Chłopak pierwszy dociera na ziemię, ścina roślinę, a olbrzym ginie.
Kolejny praindoeuropejski motyw to „Zwierzęca narzeczona”. Opowieść też może wydawać się znajoma. Ojciec wysyła trzech synów w świat, by przynieśli mu dary. Najmłodszy z nich sprawia się najlepiej. Ponieważ w trakcie swoich wędrówek pomaga kotce (lub innemu stworzeniu), ta w podzięce przemienia się w najpiękniejszą dziewczynę na świecie. Ojciec oczarowany prezentami najmłodszego to właśnie jemu przekazuje swój majątek.
Z obecnością zwierząt związana jest jeszcze inna indoeuropejska baśń, nosząca tytuł: „Wdzięczne zwierzęta”. Tu wariantów motywu jest bardzo dużo, lecz zasadniczo chodzi o to, że chłopiec, najmłodszy z braci, zdobywa życzliwość rozmaitych stworzeń (np. mrówek, ryb, pszczół) i z ich pomocą wykonuje trzy niemal niewykonalne zadania (np. przyniesienie pierścienia spoczywającego na dnie morza). Dzięki temu zdobywa rękę księżniczki.
Najciekawiej jednak przedstawia się sprawa czwartej praindoeuropejskiej baśni, znanej pod hasłem „Kowal i diabeł”. „W tym przypadku jesteśmy pewni, że to historia praindoeuropejska” – powiedział w wywiadzie dla tygodnika „Science” Tehrani. Według uczonego w tym przypadku statystyka nie kłamie – właśnie ta historia pochodzi z czasów, kiedy język praindoeuropejski dopiero się kształtował. Badacze wierzą, że liczy co najmniej 6 tysięcy lat. „Podstawowy wątek tej opowieści, który pozostaje niezmienny w całym świecie języka indoeuropejskiego od Indii po Skandynawię, dotyczy kowala, który zawiera umowę z nadnaturalną złośliwą istotą. Diabłem, dżinem, Śmiercią. Mężczyzna wymienia swoją duszę za umiejętność zespolenia dwóch dowolnych materiałów” – piszą w swoim artykule da Silva i Tehrani. Świeżo nabyta zdolność pomaga mu w uwięzieniu złośliwej istoty. Co sprawia, że nie musi już oddawać swojej duszy.
Kowale ze stepów
Dlaczego akurat opowieść o kowalu jest szczególnie ważna? Bo jeśli sięga swymi korzeniami czasów praindoeuropejskich, ma niezwykle ciekawe implikacje dla badań językoznawczych i archeologicznych. Sugeruje bowiem, że zdolność obróbki metalu stanowiła część „pakietu technologicznego” ludów pochodzenia indoeuropejskiego. Współgra to z teorią wywodzącą współczesne języki Europy ze stepów nadczarnomorskich, gdzie na przełomie IV i III tys. p.n.e. rozwijała się kultura grobów jamowych. Wiadomo, że tworzące ją ludy zajmowały się przede wszystkim pasterstwem, ale znały też tajniki obróbki metalu. Wiele wskazuje na to, że rozprzestrzeniając się po roku 3000 p.n.e. na południe oraz zachód Europy, przyniosły ze sobą tę umiejętność (wśród indoeuropejskich słów zrekonstruowanych przez językoznawców znajduje się nawet słowo „aios”, mające oznaczać metal). Oczywiście, nie były to zaawansowane wyroby metalurgiczne, raczej proste ozdoby i sztylety. Przeczy to więc teorii sformułowanej przez znanego brytyjskiego archeologa sir Colina Renfrew, która łączyła ekspansję języków indoeuropejskich z zasiedlaniem Europy przez rolników wywodzących się z terenu Anatolii, około 9–10 tys. lat temu.
Co ciekawe, teorię wiążącą ludy indoeuropejskie ze stepami nadczarnomorskimi oraz kulturą grobów jamowych potwierdzają badania genetyczne. W zeszłym roku zespół niemieckiego badacza Wolfganga Haaka z University of Adelaide opublikował pracę, według której ludy tworzące tę kulturę dały genetyczny „wsad” rozwijającej się na północy i zachodzie Europy kulturze ceramiki sznurowej. Ten „wsad” sięgał 73 proc. na terenie dzisiejszych Niemiec. Już wcześniej na podstawie znalezisk i charakterystycznych artefaktów było jasne, że te dwie kultury pasterskie były ze sobą spokrewnione – teraz mamy pewność, że rozprzestrzenianie się określonego modelu kulturowego można powiązać z wielką wędrówką ludów.
Według Haaka dominujące obecnie w Europie dwie haplogrupy R1a i R1b (rodzaje genetycznych „podpisów”, które ma w swoich genach większość żyjących na terenie naszego kontynentu mężczyzn) można powiązać właśnie z ekspansją kultur grobów jamowych i ceramiki sznurowej. Wszystko wskazuje na to, że dały początek późniejszym kulturom epoki brązu, które zdominowały nasz kontynent na przełomie III i II tys. p.n.e.
Zabawne w tym wszystkim jest to, że o powiązaniu ludów indoeuropejskich z określonym dziedzictwem kulturowym, zachowanym w formie baśni, byli przekonani już w XIX wieku bracia Grimm. W opublikowanym w 1884 roku wstępie Wilhelma do angielskiego wydania baśni można przeczytać, że zasięg występowania tych historii pokrywa się z występowaniem „wspaniałej rasy powszechnie zwanej indogermańską”. Bracia wierzyli również, że są przekazywane z pokolenia na pokolenie od czasów starożytnych. Jak się okazuje, mieli rację. Nasi przodkowie przez tysiące lat opowiadali sobie historie o złych olbrzymach, sprytnych młodzieńcach i wdzięcznych zwierzętach. A także o sprytnym kowalu, który uwięził demona gotowego zabrać mu duszę.