Żeby było jasne: nie relatywizujemy zbrodni Hitlera i nie staramy się przekonać, że rozkazy wydawał w stanie nieświadomości. Tego, co uczynił w latach II wojny światowej, a także przed jej rozpoczęciem, nic nie usprawiedliwia. Staramy się jednak dociec, jak to możliwe, że człowiek, który nie zapowiadał się na potwora, a jego myśli krążyły głównie wokół sztuk pięknych, stał się symbolem największego zła ludzkości.
Okazuje się, że przyszły wódz III Rzeszy ranny w czasie I wojny światowej trafił do lekarza (szarlatana?), który poddał go czemuś w rodzaju hipnozy. Zdaniem niektórych badaczy Hitler został wówczas zaprogramowany na resztę życia jako zbawca narodu niemieckiego. Miał, rzekomo, zostać „zainfekowany” obsesją, która nigdy go nie opuściła i kazała mu mordować miliony w imię zwycięstwa rasy panów. Wiadomo, że sam był wielkim manipulatorem, porywał tłumy bez najmniejszego problemu, ale być może nim także ktoś pokierował i ukształtował go na modłę Golema. Nie podajemy tej wersji jako prawdy niepodważalnej – ba, sami w nią powątpiewamy – ale przypominamy o niej, bo co jakiś czas powraca.
Znacznie mniej dyskusyjna jest teoria o spustoszeniu, jakie w mózgu Führera poczyniły narkotyki i medykamenty. Nie ma wątpliwości, że pod koniec życia Hitler był wrakiem człowieka i w jakim takim funkcjonowaniu pomagała mu morfina, opium i rozmaite syntetyki. W tym kontekście nie dziwi, że wódz coraz rzadziej myślał racjonalnie i podejmował szalone decyzje. Ci, którzy twierdzą, że Hitler zawsze zachowywał jasność umysłu, bo prawie w ogóle nie pił alkoholu – są w błędzie. Jego umysł z każdym kolejnym rokiem wojny i każdą kolejną porcją narkotyków zamieniał się w magmę. Powtarzam: nie usprawiedliwiamy Hitlera. Pokazujemy jedynie, że zło niekoniecznie rodzi się wraz z człowiekiem. Czasami trzeba mu pomóc. Zło Hitlera dostało taką pomoc…
W tym wydaniu „Focusa Historia” rozpoczynamy nowy cykl „Historia z plakatu”. W premierowym artykule prezentujemy plakat „Ambassadeurs” Henriego de Toulouse-Lautreca.