O tym, że Neptun nie jest ostatnią planetą w Układzie Słonecznym, spekuluje się od dawna. Już w połowie XIX wielu astronomowie spostrzegli, że glob ten porusza się po nieregularnej orbicie, na którą wpływ miało wywierać duże ciało niebieskie znajdujące się na rubieżach Układu Słonecznego. Później okazało się, że te nieregularności były efektem błędów pomiarowych. Nie zakończyło to jednak dywagacji o istnieniu potencjalnej Dziewiątej Planety.
Co kryje kosmos?
Dyskusje na jej temat wzmogły się w ostatnich latach, po tym jak naukowcy z Uniwersytetu Complutense w Madrycie przeanalizowali trajektorie planetoid i obiektów karłowatych leżących daleko za Neptunem. Okazały się do siebie podobne, co wspierało teorię o istnieniu niewidocznego z Ziemi masywnego ciała niebieskiego, które oddziałuje na nie grawitacyjnie.
Przypuszcza się, że Dziewiąta Planeta może być odległa od Słońca nawet o 150 miliardów kilometrów. Dla porównania – Ziemia znajduje się ok. 150 mln kilometrów od Słońca. Tak ogromna odległość sprawia, że choć Dziewiąta Planeta może być znacznie większa od Ziemi, to dostrzeżenie jej jest nadzwyczaj trudne. W tak odległe rejony Układu Słonecznego dociera mało światła słonecznego, które mogłoby zostać odbite przez glob i zarejestrowane przez ziemskie teleskopy. Tajemnicza planeta może też pochłaniać większość światła, jakie do niej dociera.
A może czarna dziura?
Istnieje jednak jeszcze jedno wytłumaczenie, dlaczego Dziewiąta Planeta nie pozwoliła się dotychczas zaobserwować. Być może jest to niewielka czarna dziura – obiekt, który pochłania nie tylko całe światło widzialne, ale i całe docierające do niego promieniowanie. To koncepcja astrofizyków dr Jakuba Scholtza z Uniwersytetu Durham i dr Jamesa Unwina z Uniwersytetu Illinois.
Naukowcy z Uniwersytetu Harvarda – prof. Avi Loeb i Amir Syraj – wpadli właśnie na pomysł, jak przetestować tę hipotezę. Ich zdaniem można wykorzystać do tego teleskop LSST (Legacy Survey of Space and Time), który od kilku lat jest budowany w Chile. Ma rozpocząć pracę w 2022 r. i będzie miał szczególną cechę – raz na trzy dni będzie omiatał całe niebo.
– Nasze teleskopy są dobre w badaniu konkretnych celów, na które je skierujemy – wyjaśnia prof. Loeb. – Jednak w przypadku Dziewiątej Planety, nie wiemy dokładnie, gdzie szukać – dodaje. Rozwiązaniem tego problemu może być użycie LSST.
Loeb i Syraj są zdania, że jeśli na rubieżach Układu Słonecznego znajduje się pierwotna czarna dziura (czyli taka, która powstała tuż po Wielkim Wybuchu), teleskop LSST kilka razy do roku będzie rejestrował krótkotrwałe rozbłyski – efekt wpadania do niej niewielkich obiektów nadlatujących z odległego Obłoku Oorta.
– Ponieważ czarna dziura jest z natury czarna, promieniowanie emitowane przez materię zbliżającą się do jej środka jest jedynym sposobem rozświetlenia otoczenia – mówi prof. Loeb. Jego zdaniem instrumenty LSST będą na tyle czułe, by zarejestrować takie zjawisko.
Na kresach
– Rubieże Układu Słonecznego są jak ogródek za domem – opowiada prof. Loeb. – Odkrycie Dziewiątej Planety byłoby jak stwierdzenie, że w szopie stojącej w tym ogródku mieszka kuzyn, o którego istnieniu nie mieliśmy dotąd pojęcia – dodaje.
Jego zdaniem, to czy Dziewiąta Planeta jest lub nie jest czarną dziurą, rozstrzygnie się w ciągu roku od uruchomienia LSST.
Gdyby zaś okazało, że Dziewiąta Planeta jest takim samym globem jak pozostałe osiem planet Układu Słonecznego, byłoby to pierwsze odkrycie planety w naszym układzie od dwustu lat.
Praca Loeba i Siraja została przyjęta do publikacji w „The Astrophysical Journal Letters”.