Czuję, więc żyję. O zarządzaniu własnymi emocjami [WYWIAD]

Nierozładowane emocje kumulują się w ciele i mogą być przyczyną wielu chorób. Odpowiednio zarządzane przyspieszają nasz rozwój i dodają energii. Jak nauczyć się je przeżywać – podpowiada Jolanta Olszewska, psychoterapeutka.

Karolina Kopocz: Czym są emocje?

Jolanta Olszewska, Psychoterapeutka i mediatorka. Zajmuje się zagadnieniami związanymi z rozwojem kompetencji menedżerskich, zachowaniem równowagi między życiem zawodowym i prywatnym, działaniem w warunkach przedłużającego się stresu, zachowaniami nieetycznymi w pracy (szczególnie mobbingiem). Prowadzi projekty szkoleniowe, doradcze i coachingowe: „Każde poruszenie czy zakłócenie umysłu, uczucia, namiętności; każdy stan wzburzenia lub podniecenia psychicznego” – tak, najbardziej dosłownie, definiuje emocje Oxford English Dictionary. Chodzi nie tylko o uczucia, ale również o związane z nimi myśli. Są setki emocji, ich barw, odmian i rodzajów – dużo więcej niż słów, które je określają.

Mam wrażenie, że my, Polacy, jesteśmy wstydliwi. Mamy problem z wyrażaniem emocji.

– Myślę, że to problem całej współczesnej cywilizacji. Ubożeje również słownik, który je nazywa. Dziś jesteśmy najczęściej albo źli, albo szczęśliwi. Wzburzenie, niepokój, podekscytowanie, rozczulenie, zażenowanie – wszystkie te odcienie znikają z naszego codziennego języka. Rzadko na przykład zastanawiamy się, jaka jest różnica pomiędzy gniewem a złością. Oba te uczucia są społecznie napiętnowane. A przecież emocje nie powinny podlegać ocenie. Dają nam informację zwrotną o nas samych. Złość i silniejszy od niej gniew często mylimy z agresją. Mogę być zły, ale nie jest to równoznaczne z tym, że jestem wobec kogoś – lub siebie – agresywny.

Dlaczego mamy coraz mniejszy kontakt z emocjami?

– Bo coraz większą uwagę poświęcamy intelektowi i procesowi intelektualnej analizy. Mówimy: „No cóż! Zwyciężyły emocje!” lub „Przemyśl to, emocje nie są najlepszym doradcą!”. Odcinamy się więc od nich i w pewnym momencie zaczyna nam brakować narzędzia, które pozwoli podejmować lepsze decyzje, ułatwi komunikację czy akceptowanie różnorodności.

A jak to wygląda na poziomie biologicznym?

– Tajemnica kryje się w budowie ludzkiego mózgu, złożonego z trzech części. Każda z nich rozwinęła się na innym etapie ewolucji. Najstarszy mózg gadzi leży u nasady szyi i kontroluje pierwotne odruchy, takie jak oddychanie. Gdy pojawia się niebezpieczeństwo, wywołuje reakcje obronne. Następny w kolejności ewolucyjnej jest mózg ssaczy. Chodzi m.in. o ciało migdałowate, strukturę odpowiedzialną za doznania, zwaną nawet mózgiem emocjonalnym. Zewnętrzna górna część mózgu, kora mózgowa, to jego najmłodsza część. Odpowiada za intelektualne funkcje: myślenie, mówienie, rozumienie, analizę. Każdy z tych trzech mózgów ma własny typ inteligencji, logikę, szczególną pamięć. Radziliśmy sobie jako gatunek bez kory mózgowej, ale wykształciliśmy ją w toku ewolucji, bo jest nam potrzebna. To nie oznacza, że powinniśmy zapomnieć o pozostałych częściach. Emocje to produkt ewolucyjnej mądrości. Nie doceniając ich, działamy tak, jakbyśmy pozbyli się z dróg tablic pokazujących kierunek jazdy.

Podobno mężczyźni lepiej panują nad emocjami. To również wynika z budowy mózgu?

– To, że mężczyźni rzadziej mówią o swoich uczuciach, nie oznacza, że lepiej nad nimi panują. Aby nad czymś panować, trzeba to dobrze poznać. Potoczne „panowanie nad emocjami” oznacza w praktyce tłumienie ich, niedopuszczanie do głosu. Przyjęcie, że emocje są z gruntu złe. Dobrze zarządza emocjami ten, kto nauczy się je wyrażać w sposób odpowiedni do sytuacji i z pełnym szacunkiem dla drugiego człowieka. Przede wszystkim jednak osoba, która przestanie udawać i ukrywać uczucia.

 

Mówi się, że aleksytymia to „emocjonalny styl XXI wieku” . Zgadzasz się z tym stwierdzeniem?

– Aleksytymia to brak kontaktu z własnymi emocjami. Dosłownie: niemożność ich nazwania. Jesteśmy w euforii wynikającej np. z zakochania się, ale nie widzimy związku między obiektem naszych uczuć, bezsennością, przyśpieszonym biciem serca. Przez to, że nie rozpoznajemy emocji u siebie, nie potrafimy ich również zauważyć u innych. Aleksytymia nie jest więc „emocjonalnym stylem”, tylko syndromem chorobowym.

Filozofia Wschodu definiuje emocje jako ruch energii w ciele.

– Emocje to energia, którą można ukierunkować i odpowiednio spożytkować. Niektóre są społecznie akceptowalne, a inne nie. Od dziecka wpaja się nam, jak powinniśmy postępować. „Złość piękności szkodzi” lub „Chłopaki nie płaczą” – dziewczynki nie mają społecznego przyzwolenia na manifestowanie niezadowolenia, a mężczyźni na słabość. Gdy czujemy złość, staramy się jej pozbyć. Nie zastanawiamy się, co ona nam podpowiada. Nie myślimy o tym, że można ją w dobry sposób spożytkować.

Na przykład jak?

– Nieodłączną towarzyszką złości jest siła. Jestem wściekła, bo szefowa naskoczyła na mnie w pracy. Co robię? a) wracam do domu i wyżywam się na bliskich; b) wracam do domu i całą energię pożytkuję na sprzątanie; c) idę na fitness i rozładowuję nadmiar emocji, polepszając kondycję; d) zastanawiam się, co mnie rozzłościło – energię poświęcam na znalezienie przyczyny. Scenariusz b) i c) pozwalają na przekształcenie złości w inny rodzaj energii. Dodając element d) wykorzystujemy informację zwrotną płynącą z odczuwania złości.

Kiedy jesteśmy pod wpływem silnych emocji, nie powinniśmy podejmować decyzji ani poważnych rozmów?

– Kiedy opanowuje nas złość lub totalna euforia, nie działamy racjonalnie. Wtedy najlepiej zastosować technikę, która w negocjacjach nazywa się „wyjściem na galerię”. Odczekujemy odpowiedni czas (godzinę, dzień lub nawet tydzień) i spoglądamy na wydarzenie z perspektywy. Dystansując się, stajemy się bardziej obiektywni. Jesteśmy w stanie zobaczyć, co wywołało złość. Czy zdenerwował mnie fakt, że szefowa uniosła się bez powodu? Może wzburzyłam się, bo nie doceniła mojej pracy? Ta sytuacja przywołała jakiś głęboko zakorzeniony schemat, którego źródła należy szukać w dzieciństwie. Mogłam mieć surowych rodziców, którzy dużo wymagali, ale nie okazywali mi ciepła. Karcili mnie, ale nie nagradzali za zasługi. Każda ciężka sytuacja i emocja czegoś uczy. Od naszej uważności i świadomości zależy, czy to dostrzeżemy. Aby się jak najwięcej nauczyć, musimy z tym niewygodnym uczuciem trochę pobyć. Przyjąć je, zaakceptować, a następnie obserwować. Gdy zdecydujemy się na rozmowę (może się okazać, że nie będzie potrzebna), mówimy zawsze o własnych odczuciach. „Zabolał mnie twój komentarz” lub „było mi przykro po tych słowach”.

Akceptacja to pierwszy krok do pracy z emocjami?

– Weszłaś w kałużę i co możesz zrobić? Zaprzeczanie nie ma sensu, bo masz mokre buty i stopy. Nieuzasadnione jest też udawanie, że czujesz radość z tego powodu. Dopiero gdy pogodzisz się ze złością, możesz zacząć działać. Nie zawsze jesteś w stanie jednoznacznie zidentyfikować przyczynę zdenerwowania lub radości. Dobrze jest jednak trochę powęszyć, podociekać. Nazwany strach przestaje mieć wielkie oczy.

Ale emocje kierują naszym zachowaniem, czy tego chcemy, czy nie.

– Oczywiście, że tak. Wybór pracy, partnera, przyjaciół tylko do pewnego stopnia opiera się na racjonalnych przesłankach. Później dochodzi do głosu intuicja. Chętniej decydujemy się na rzeczy, które budzą w nas przyjemne skojarzenia, przywołują „pozytywne” uczucia. Ufamy osobom, mimo że nie mają wysokich kompetencji, ale czujemy się z nimi dobrze. Zapachy, smaki, rysy twarzy itd. przywołują pozytywne emocje. Taka gra skojarzeń może być jednak zgubna. Ktoś, kto do złudzenia przypomina przyjaciółkę z dzieciństwa, wcale nie musi być do niej podobny. Kolejny raz podkreślam: zarówno w przypadku „dobrych”, jak i „złych” uczuć warto jest poznać ich przyczynę.

 

Jakie mogą być konsekwencje braku kontaktu z nimi?

– Antonio Damasio, neurolog, opisał przypadek Elliota, pacjenta, który przeszedł operację guza mózgu. Wszystko zakończyło się pomyślnie z medycznego punktu widzenia, ale ów człowiek po zabiegu stracił kontakt ze swoimi emocjami. Był sprawny intelektualnie, ale nie był w stanie podejmować żadnych decyzji – począwszy od wyboru szczoteczki do zębów, a na pracy kończąc. Stało się tak prawdopodobnie w wyniku przecięcia dróg łączących ciało migdałowate z korą mózgową. Ten przypadek pokazał, jak ważne są emocje w naszym życiu. To one mówią nam przecież, co robić w chwili zagrożenia życia. Czuję strach i uruchamia się cała spirala reakcji biochemicznych, która charakteryzuje pierwotny mechanizm walki i ucieczki.

Wysokie IQ nie zawsze idzie w parze z inteligencją emocjonalną. Tę pierwszą trenujemy w szkole, a gdzie możemy pracować nad tą drugą?

– Trening emocjonalności odbywa się przede wszystkim w domu. W bezpiecznym otoczeniu, w którym od czasu do czasu możesz kopnąć w stołek czy się rozpłakać. Następnie rozmawiasz z rodzicami o pojawiających się emocjach – uczysz się dochodzić do przyczyny swojego smutku czy zdenerwowania.

To sytuacja idealna. Znam rodziny, w których mówi się tylko o kłopotach z pieniędzmi.

– Wyobraźmy sobie, że chłopczyk na imieninach krzyczy: „Nie będę całował cioci, bo śmierdzi jej z ust”. Co się wówczas dzieje? Najczęściej dostaje karę.

Co się powinno wydarzyć?

– Trudno małemu dziecku, które szczerze opisało swoje odczucia, tłumaczyć, że cioci było smutno albo rodzicom było wstyd. To tak jakbyśmy powiedzieli: „szczerość się nie opłaca”. Trzeba przeprosić ciocię za przykrość i nie zmuszać więcej malca do przykrej ceremonii całowania. W zależności od wieku dziecka jest to czas na rozmowę lub nie. Pamiętajmy jednak, że pracy z emocjami możemy się uczyć na każdym etapie życia. Pomocne będzie przyjazne środowisko przyjaciół lub w ostateczności coach lub psychoterapeuta. Warto zainwestować w terapię lub warsztaty, bo odcinając się od emocji, tracimy olbrzymią pulę informacji, która podpowiada nam, jak żyć.

Mówiłaś o osobach, przy których czujemy się bez powodu dobrze, ale są i takie, przy których automatycznie zaczynamy się czuć źle. Spada nam poziom energii, pojawia się niepokój. Dlaczego tak się dzieje?

– Istnieje kilka możliwości. Pierwsza: dana osoba ma jakąś cechę charakteru, z którą sami sobie nie radzimy. Wówczas działa mechanizm wyparcia lub przeniesienia. Na przykład mam problem z punktualnością. Umawiam się na kawę z kolegą z pracy, który spóźnia się 20 minut. Niby nic, ale wpadam w furię. Sama przed sobą nie mam ochoty przyznać, że jestem spóźnialska, więc wypieram to i przenoszę całą winę na kolegę. Druga opcja jest związana z istnieniem neuronów lustrzanych, czyli grup komórek nerwowych, które uaktywniają się podczas obserwowania innych.

Idę do kina z siostrą, która właśnie skończyła awanturować się z mężem. Choć na początku jestem spokojna, wkrótce zaczyna towarzyszyć mi niepokój. Udziela mi się nastrój mojej siostry. Trzecią możliwością jest mechanizm deplecji ego. Każdy z nas ma do wykorzystania dzienną ilość energii. Gdy poziom zasilania jest już niski, to podświadomie podpinam się pod zasoby energetyczne otaczających mnie osób. Osoby, które „wysysają energię” od innych, nazywa się potocznie „wampirami energetycznymi”. Dopiero uświadomienie sobie tych mechanizmów pozwala przeciwdziałać ich skutkom.

Co na ten temat mówi psychologia?

– Potwierdza, że nierozładowane emocje kumulują się w ciele. Dodaje jednak, że w najsłabszym ogniwie – nie wskazuje konkretnego miejsca. W pewnym momencie następuje wybuch. Jeśli wypieramy np. złość, zaprzeczamy jej istnieniu, dusimy w sobie lub zamieniamy w smutek i poczucie winy, to zaczyna żyć własnym życiem. Pustoszy organizm. Spada odporność na stres, ale przede wszystkim pogarszają się relacje z najbliższymi i w pracy. Pojawiają się choroby – jest cała lista schorzeń, u których podłoża leżą przyczyny psychiczne. Aby odciąć się od nadmiaru „wrażeń”, sięgamy po używki.

Czyli u podłoża uzależnień leżą nierozładowane emocje?

– Często tak. Tyle że używki wcale ich nie rozładowują. Alkoholik może rozwijać się intelektualnie, ale nie emocjonalnie. Żyje w „uczucioodpornej bańce”. Dlatego w pewnym momencie na terapii uzależnień zaczynamy czuć wszystko ze zdwojoną siłą. Do głosu dochodzą latami tłumione uczucia. Człowiek musi wykonać olbrzymią pracę, aby sobie z nimi świadomie poradzić.

Jak je zatem rozładować?

– Jest mi smutno i chce mi się płakać, to nie powstrzymuję łez i nie udaję twardzielki. Można je wybiegać, wykrzyczeć (np. na spacerze w lesie), porozmawiać z kimś bliskim lub psychologiem. Doskonała jest medytacja. Przede wszystkim ich nie blokować. Obserwować.