Dwugłowe psy transplantologa Władimira Demichowa stały się sensacją na miarę sputnika. Czy bestialskie eksperymenty na zwierzętach faktycznie miały uzasadnienie?
Szalony profesor Preobrażeński postanawia przeszczepić przygarniętemu bezpańskiemu psu Szarikowi przysadkę mózgową. Operacja kończy się sukcesem, ale czworonóg nieoczekiwanie zyskuje ludzkie cechy. Wychodzi mu sierść, odpada ogon, zaczyna mówić ludzkim głosem, nadaje sobie nawet imię – Filip Filipowicz. Choć lekarz jest przekonany, że dokonał cudu, jego czyn szybko obraca się przeciwko niemu. Psiak, kiedyś wierny, staje się cyniczną i na wskroś złą karykaturą człowieka.
W 1925 r., gdy historię tę w swoim opowiadaniu „Psie serce” przedstawiał Michaił Bułhakow, sądzono, że snuje nierealne wizje. Nawet teraz niektórym czytelnikom może się wydawać, że mają do czynienia z nieprawdopodobnym i kompletnie oderwanym od rzeczywistości scenariuszem autora „Mistrza i Małgorzaty”. Nic bardziej mylnego.
Już kilka lat po „Psim sercu” w imię dobra ludzkości narażał zwierzęta na ogromne cierpienia fizjolog Siergiej Bruchonienko. Uchodzi on za twórcę pierwszego na świecie aparatu do sztucznego krwiobiegu. W 1928 r. ów radziecki fizjolog zorganizował konferencję, która przeszła do historii nie tylko ze względu na naukowe nowinki, ale także skalę zaprezentowanego sadyzmu.
Gdy w 1925 r. Bułhakow ostrzegał Rosjan przed zabawami w cudotwórców, nie był jednak świadomy, że medycyna idąc w parze z makabrycznymi eksperymentami ostatecznie może uratować miliony ludzkich istnień. W szczególny sposób przyczynił się do tego zimnowojenny wyścig mocarstw po II wojnie światowej. Stał się bowiem zachętą nie tylko do rywalizacji na polu zbrojeń i podboju kosmosu, ale też do współzawodnictwa w dziedzinie medycyny. Nawet za cenę brutalnych eksperymentów na zwierzętach.