Stany Zjednoczone planują wzmocnić zdolności co do siania zniszczenia na odległość w Europie
W odpowiedzi na narastające napięcia między Rosją a sojuszem NATO, Stany Zjednoczone ogłosiły znaczące zwiększenie swoich zdolności ognia dalekiego zasięgu w Europie. Inicjatywa ta ruszy w 2026 roku i zakłada rozmieszczenie różnych zaawansowanych broni lądowych w Niemczech, których cechą szczególną jest znaczący zasięg. W ramach tego planu USA zrobią użytek z wielozadaniowego pocisku SM-6, pocisku manewrującego Tomahawk oraz aktualnie rozwijanych broni hipersonicznych, takich jak Dark Eagle (Long-Range Hypersonic Weapon). Cel? Zwiększyć potencjał NATO w środkowej Europie i wzmocnić zdolność sojuszu do odstraszania Rosji.
Czytaj też: USA nie będzie do śmiechu. Rosja zniszczyła i przechwyciła amerykańską superbroń
W tego typu momentach zawsze możemy zadawać jedno pytanie – dlaczego Niemcy, a nie Polska? Jesteśmy przecież wschodnią flanką NATO, na której w razie ewentualnej wojny NATO po prostu się zatrzyma. Decyzja o rozmieszczeniu tych pocisków w Niemczech zamiast w Polsce nie jest jednak byle widzimisię USA, bo wynika z mieszanki strategicznych, historycznych i logistycznych względów. Centralne położenie Niemiec w Europie oferuje szerszy zasięg i większą elastyczność w reagowaniu na potencjalne zagrożenia. Ponadto, Niemcy mają długą historię goszczenia amerykańskich baz wojskowych, co czyni je bardziej odpowiednim wyborem. Zwłaszcza w kontekście broni o tak znacznym potencjalnym zasięgu rażenia.
W grę wejdzie więc pocisk Standard Missile 6 (SM-6) o długości około 6,6 metra, średnicy pół metra i wadze rzędu 1,5 tony. Jego 64-kilogramowa głowica wybuchowa jest stworzona przede wszystkim do zwalczania maszyn powietrznych i pocisków, ale też okrętów nawodnych. Może uderzyć w cel oddalony o nawet 460 km, rozwinąć prędkość około 4300 km/h, a podczas lotu wykorzystuje naprowadzanie inercyjne oraz terminalne naprowadzanie radarowe zarówno w trybie aktywnym, jak i półaktywnym. Jest więc przede wszystkim pociskiem do dbania o sytuację na niebie.
Sprawa ma się inaczej z manewrującym pociskiem Tomahawk, który w wersji do wystrzeliwania z lądu może uderzyć w cel oddalony o nawet 1600 km, robiąc użytek ze swojej 450-kg głowicy bojowej i korzystając podczas lotu z nawigacji satelitarnej, inercyjnej oraz podsystemu analizującego teren pod pociskiem podczas lotu. Jednak to Dark Eagle (Long-Range Hypersonic Weapon) jest w tym trio najpotężniejszy, jako przykład broni hipersonicznej, rozwijającej prędkość do nawet 17 Mach i cechującej się zasięgiem około 3000 kilometrów.
Rozmieszczenie tak zaawansowanych pocisków przez USA ma na celu znaczne wzmocnienie zdolności odstraszania strategicznego NATO w Europie. Jednak ten ruch prawdopodobnie wywoła silną reakcję ze strony Rosji, która już wyraziła obawy dotyczące destabilizujących skutków takich rozmieszczeń. Wiceminister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Riabkow skrytykował decyzję USA, nazywając ją kontynuacją “skrajnie destabilizującej polityki USA w erze post-INF”, czyli po zerwaniu traktatu co do pocisków wystrzeliwanych z wyrzutni lądowych, który ograniczał zbrojenie USA i Rosji przez ostatnie dekady.
Czytaj też: Chiny zbroją się na potęgę. Wyprzedziły już USA, a nawet Rosję w niepokojącym wyścigu
Nic więc dziwnego, że w odpowiedzi na ten ruch USA rosyjski rząd zapowiedział podjęcie działań kompensacyjnych, które mogą obejmować rozwój i rozmieszczenie nowych systemów rakietowych zdolnych do przeciwdziałania amerykańskim postępom. Innymi słowy, tak oto potencjalnie historia zatoczyła koło i powróciliśmy do zbrojnej dynamiki znanej z czasów zimnej wojny.