Aborygeński artysta Michael Nelson Tjakamarra znany był do niedawna głównie z niepowtarzalnego malarstwa, którym zachwycił nie tylko Australię, ale i królową Elżbietę II. Z biegiem lat podróże po świecie zmęczyły go, za to kulturę Zachodu zafascynowała jego mądrość zaszczepiona przez rodzime plemię Walpiri. Pytany o jego przeszłość, Tjakamara powtarza: – Historia, w której jedno wydarzenie następuje po drugim, czego skutkiem jest rozwój, nie istnieje. Wszystko dzieje się jednocześnie. Pojmując czas w ten sposób, moje plemię żyje zarazem dziś, jak i w epoce kamiennej. Teraźniejszość i przeszłość zazębiają się, a prawdziwa rzeczywistość rozgrywa się we śnie. Widzicie ją na moich obrazach.
Ta na pozór szalona koncepcja australijskich autochtonów nie jest odosobniona. Nieistnienie czasu postulują niektóre kultury południowoamerykańskie i kilka afrykańskich. A także kontrowersyjny brytyjski uczony dr Julian Barbour. Zdaniem Barboura, autora monumentalnego „Końca czasu”, czas to iluzja tworząca bagaż uniemożliwiający dalszy postęp ludzkości.
Naukowiec uważa, że ruch oraz upływ sekund czy lat zyskały status faktów, bo zakorzeniły się w naszych umysłach. I od 40 lat zajmuje się usuwaniem czasu z aksjomatów fizyki, zakładając, że Wszech- świat to niezmienna i wieczna abstrakcyjna przestrzeń, gdzie zawarte są wszelkie możliwe konfiguracje wszystkiego. Nazywa ją Platonią. Podczas gdy fizycy z rezerwą, ale i zainteresowaniem śledzą jego poczynania, neuropsychologowie kręcą głowami. Ich badania pokazują, że funkcjonowanie bez zewnętrznego odmierzacza minut i godzin może być dla człowieka bardzo trudne.
„BURZA, W KTÓREJ SIĘ ZGUBILIŚMY”
Tak pisał o czasie w latach 60. XX w. amerykański poeta William Carlos Williams. Skąd to zagubienie? Związek ludzi z zegarem jest kapryśny. Mimo że upływ chwil jest jednym z podstawowych elementów naszego doświadczenia, każdy z nas inaczej go odczuwa. Zależy to od zadziwiająco wielu czynników, jak wiek, stan fizjologiczny, miejsce przebywania, zażywane leki, poziom zmęczenia, stresu czy zaciekawienia. Jedna ze znanych zasad percepcji czasu mówi, że minuty płyną wartko, gdy się dobrze bawimy, a ciągną, gdy czujemy się znużeni. Ten sam zegarowy kwadrans, w tym samym pokoju, dla jednej osoby subiektywnie potrwa dwa kwadranse, a dla innej – pięć minut. – Nuda wydłuża czas, ale tylko w trakcie jego odmierzania, gdy określamy go, będąc wewnątrz doświadczenia, czyli w chwili teraźniejszej – mówi prof. Elżbieta Szeląg, kierownik Pracowni
Neuropsychologii Instytutu Biologii Doświadczalnej im. Marcelego Nenckiego PAN. – Jeśli natomiast wspominamy, co się wydarzyło, czyli odmierzamy czas retrospektywnie, odnosimy odwrotne wrażenie. Mamy wówczas poczucie, że ciekawie spędzone popołudnie trwało długo, a to mało zajmujące minęło w oka mgnieniu. Zdaniem prof. Szeląg łatwo to wyjaśnić. Intensywne sytuacje mobilizują mózgi do rejestrowania większej liczby detali sensorycznych, tworząc bogatsze ślady pamięciowe. A skoro w okresie, który wspominamy, tak wiele się zdarzyło, powstaje wrażenie, że trwał długo.
Przeciwieństwem mogą być jałowe minuty czekania na autobus, gdy mózg niewiele rejestruje. Podobnym zniekształceniem czasu jest „efekt zaskoczenia”, gdy doświadczamy czegoś niezwykłego lub nierutynowego. Mózg wytęża wówczas uwagę i rejestruje sporo nowych informacji, co rozciąga subiektywny czas. Efekt ten widać szczególnie, gdy coś nas stresuje lub gdy grozi nam niebezpieczeństwo. Gdy skaczemy na bungee, wydaje się nam, że czas zwalnia. Dzieje się tak jednak nie dlatego, że silniej się wówczas skupiamy – zdaniem francuskiej psycholog prof. Sylvie Droit-Volet z Uniwersytetu Clermont Auvergne nic mocniej nie zmienia poczucia upływu czasu niż emocje.
W eksperymencie z 2011 r. uczona straszyła badanych horrorami i zasmucała rozdzierającymi serce dramatami. Zgodnie z oczekiwaniami przerażenie wywołane dreszczowcem wyraźnie rozciągało czas uczestników eksperymentu. Wprawiało w stan podniecenia, zwiększało tętno, poprawiało uważność, jak przy typowym przygotowaniu organizmu do walki lub ucieczki. W rezultacie czas zastygał. Smutek – co zaskakujące – nie zniekształcił czasu. Władzę nad biegiem godzin mają też uczucia pozytywne, co wykazał prof. Mihály Csíkszentmihályi z Uniwersytetu w Chicago, definiując stan „przepływu” (flow). To doświadczenie bycia całkowicie pochłoniętym przez jakąś aktywność – czy to sport, pracę, czy kreatywny projekt. Ktokolwiek zasmakował tego stanu, wie, że jego najważniejszą cechą jest zniekształcone poczucie czasu. Biegnie jakby obok nas, nieporównywalnie szybciej niż zwykle.
RAZ SZYBCIEJ, RAZ WOLNIEJ
Nasza percepcja czasu zmienia się również z wiekiem. Im jesteśmy starsi, tym częściej narzekamy, że dni i lata pędzą. To nie tylko wrażenie, ale fakt potwierdzony wieloma badaniami. W jednym z nich odbiór 3-minutowego okresu zegarowego w grupie 19–24-latków wyniósł średnio 3 minuty i 2 sekundy, podczas gdy grupa 60–70-latków niedoszacowała go aż o 40 sekund. Zdaniem amerykańskiego profesora inżynierii mechanicznej Adriana Bejana z Uniwersytetu Duke w Durham, życie przyspiesza z wiekiem z kilku przyczyn. Po pierwsze wyższy stopień organizacji i skomplikowania sieci przetwarzających informacje
ROZMOWA DR DEAN BUONOMANO, UNIWERSYTET KALIFORNIJSKI
ISTNIEJE TYLKO „TERAZ”Jestem zwolennikiem filozoficznej koncepcji czasu, według której przeszłość nigdy nie wróci, a przyszłości nikt nie widział – mówi amerykański neurobiolog
Dorota Mierzejewska-Floreani, Focus: Czy czas obiektywnie istnieje?
Dean Buonomano: Jeśli przyjęlibyśmy, że jest on „tym, co mówią zegary”, uznalibyśmy tym samym, że jest sposobem kwantyfikacji i standaryzacji zmian. A ponieważ zmiana jest obiektywna, uważam że całkiem fair jest głosić, że czas jest czymś obiektywnym. Jeśli jednak myślimy o czasie, który miałby być jednym z wymiarów Wszechświata 4D, to pytanie staje się trudniejsze. Bo nie ma ani uniwersalnej zgody, ani też – co tu dużo mówić – bezpośrednich dowodów empirycznych na to, że wymiary czasowe są rzeczywiście częścią struktury Wszechświata.
Czy koncepcja Juliana Barboura o tym, że czas nie istnieje, a Wszechświat zwany Platonią jest niezmiennym i wiecznym zbiorem konfiguracji wszystkiego, przekonuje pana?
– Żadna koncepcja Wszechświata 3D, w którym wszystkie chwile współistnieją, nie jest wystarczająco przekonująca. Jest natomiast wiele uzasadnionych powodów, by opowiadać się za eternalistyczną teorią czasu, według której we Wszechświecie 4D przeszłość, teraźniejszość i przyszłość są równie realne. Pogląd ten jest wiarygodny również dlatego, że świetnie rezonuje z teorią względności. Ale sądzę też, że nie brakuje racjonalnych względów, by faworyzować prezentyzm, czyli tę filozoficzną koncepcję czasu, któ-
ra mówi, że istnieje „teraz”, przeszłość nigdy nie wróci, a przyszłości nikt nie widział.Osobiście opowiadam się za tą właśnie teorią.
Nie zgadza się pan w kwestii czasu z Einsteinem. Dlaczego?
– Pogląd prezentystyczny odpowiada przeczuciu, że gdy każda chwila w naszym życiu staje się chwilą z przeszłości, to już jej nie ma. Bez względu na to, czy ów moment pozostawi jakiś ślad w naszej pamięci, czy nie, on sam przestaje istnieć. Koncepcję uważam za wiarygodną, bo jest najbardziej spójna z poglądem, że nasze intuicje i subiektywne percepcje ewoluowały właśnie po to, by umożliwić nam przetrwanie w świecie rządzonym przez prawa fizyki. I nie pozwolić nam się w nich pogubić. Dla kontrastu, bezczasowa Platonia Barboura przeczy większości praw fizyki i nijak nie przystaje do ustaleń neuronaukowych, o naszej intuicji nie wspominając.
Jesteśmy w takim momencie rozwoju nauki, w którym neurokognitywistyka oraz fizyka czasu właśnie się zderzyły. Czy z tej kolizji może wyniknąć coś dobrego?
– Absolutnie tak. Spodziewam się, że współpraca psychologów z fizykami przyniesie rozwiązanie niektórych tajemnic czasu. To spotkanie było nieuniknione. Bo zarówno w fizyce, jak i neurokognitywistyce czas leży w centrum wielu fundamentalnych problemów do rozwiązania, jak wolna wola, świadomość, teoria względności czy grawitacja kwantowa. Ostatecznie prawa fizyki muszą brać pod uwagę działanie mózgu. A nasze rozumienie praw fizyki jest ograniczone przez neuronaukę, bo wszystkie ludzkie wysiłki filtrowane są przez mózg.
Czy to spotkanie ma szansę doprowadzić nas do spełnienia marzeń o podróżach w czasie?
– Osobiście wierzę, że jedynym wehikułem czasu, jaki kiedykolwiek będziemy mieli, jest ludzki mózg. Dzięki niemu możemy pamiętać przeszłość, a przez to nie tylko wyobrażać sobie potencjalną przyszłość, ale też kreować ją. Dla prezentysty, czyli dla mnie, prawdziwa podróż w czasie, np. w przeszłość, jest absolutnie niemożliwa. Nie możemy przebywać w chwilach, które już nie istnieją. Ale większość eternalistów to sceptycy w tej sprawie. Choć wierzą, że przeszłe i przyszłe chwile współistnieją we Wszechświecie blokowym 4D, to ograniczenia technologiczne i percepcyjne uniemożliwiają nam przenoszenie się w czasie.
w mózgu sprawia, że to „wielokrotnie rozgałęzione drzewo” przetwarza mniej danych w jednostce czasu. Daje to wrażenie coraz szybszego jego upływu. Po drugie postępujące procesy starzenia zmieniają tempo naszej percepcji wrażeń zmysłowych, szczególnie wzrokowych. Chodzi tu o tzw. sakkady, czyli mimowolne skokowe ruchy gałek ocznych, występujące na ogół kilka razy na sekundę. De facto służą one oddzielaniu kolejnych tzw. okresów utajenia, kiedy oko skupia się na pojedynczym obrazie, a mózg go rejestruje. Im więcej sakkad, tym więcej obrazów dociera do mózgu i tym wolniej subiektywnie płynie czas. Z wiekiem jednak ich liczba maleje.
Badania wykazały, że upływ minut przyspiesza z kolei, gdy wzrasta temperatura ciała oraz gdy praktykujemy medytację lub mindfullness. Tak samo dzieje się, gdy przebywamy w mieście – w przeciwieństwie do środowiska wiejskiego, gdzie drogocenne chwile przyjemnie zwalniają. Bieg czasu przyspieszany jest też przez dopaminę, neurohormon odpowiedzialny za stan przyjemnego ukojenia. Wrażenie, że życie mija szybciej, może być wywołane zażywaniem lekarstw modyfikujących produkcję tego neuroprzekaźnika. Z podobnego powodu czas galopuje po kokainie. Listę czynników wpływających na zmiany naszego poczucia czasu można mnożyć. Wodą na młyn dla zwolenników teorii, że czas to złudzenie, jest jego porażająca względność. Nie tylko czas, który minął dla jednej i drugiej osoby, nigdy nie będzie tożsamy. Także, jak pisze prof. Bejan: „czas odmierzany przez zegarek na rękę, czas definiowany przez fizyków oraz ten przez nas odczuwany to trzy różne rzeczy”.
MÓZG NIE NADĄŻA
– Rejestrując upływ minut i lat, nasze zmysły prawdopodobnie opowiadają nam całą prawdę o Wszechświecie. A czas jest w nim czwartym wymiarem, czyli faktem – uważa
dr Dean Buonomano, neurobiolog z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles. – Badam czas od 30 lat i koncepcja, że poczucie jego upływu jest figlem umysłu, do mnie nie przemawia. Hipoteza ta nie była też nigdy popularna wśród fizyków. Czym jest dla nich czas? Najprościej wyglądał dla Izaaka Newtona. Klasyczne prawa ruchu obowiązywały według niego obok metronomicznego zegara głównego odmierzającego czas gdzieś poza Wszechświatem.
Wskutek tego założenia wszystkie ruchy mogą być przyspieszane lub opóźniane, ale czas nie podlega żadnej zmianie. „Tik-tak, tik-tak…” – zawsze i wszędzie płynie tak samo.
Koncepcja ta została zmieciona przez teorię względności Einsteina, według której czas może być zniekształcany zarówno przez grawitację, jak i ruch. Tak więc przeszłość, teraźniejszość i przyszłość to raczej kwestia perspektywy niż uniwersalna wartość. Zdaniem Einsteina nie ma też żadnego obiektywnego „teraz”. No bo czy może istnieć w sytuacji, gdy czas inaczej płynie na parterze i na 15. piętrze?
Według większości teoretyków fizyki czas – choć względny – istnieje, przy czym nasz mózg nie jest przystosowany do odbioru wszystkich jego anomalii. Obok widzialnej przez nas przestrzeni, słyszanych dźwięków, odbieranego zapachu czy smaku czas nie ma dedykowanego mu jednego narządu zmysłu ani też jednej ścieżki w mózgu, które odpowiadałyby za poczucie jego upływu. Jak więc mózg odbiera czas? „Jest jasne, że nie tyka tu pojedynczy zegar odmierzający czas w sposób, jak to robi zegarek na rękę” – pisze Dean Buonomano w książce „Mózg, władca czasu”. Umysł wydaje się raczej wiktoriańskim warsztatem zegarmistrzowskim wypełnionym mnóstwem drobniutkich urządzeń, z których każde ma na celu mierzyć całkiem inny aspekt czasu. Poczucie jego upływu utkane jest z absolutnie wszystkiego, co postrzegamy – obrazów, dźwięków, zapachów i innych elementów. I tak np. w jądrze nadskrzyżowaniowym znajduje się „zegar” okołodobowy, który synchronizuje nas z rytmami dnia i nocy.
Z kolei norwescy uczeni, prof. Edvard Moser i dr May-Britt Moser z Kavli Institute for Systems Neuroscience w Trondheim, zdobywcy Nobla w 2014 r. za odkrycie tzw. „komórek siatki” w mózgu – swoistego GPS-a, który pomaga nam orientować się w przestrzeni – zidentyfikowali ostatnio również komórki odpowiadające za porządkowanie kolejności wydarzeń w czasie. Znajdują się w bocznej korze śródwęchowej obok hipokampa odpowiedzialnego za formowanie pamięci. Badania z użyciem funkcjonalnego rezonansu magnetycznego ujawniły z kolei korelację między czasem, który postrzegamy, a aktywnością neuronów w korze wyspy – rejonie mózgu, gdzie przetwarzane są sygnały z ciała. – Może to sugerować, że subiektywny upływ czasu współkształtowany jest przez nasze doznania fizjologiczne, jak puls czy rytm oddechu – twierdzi niemiecki psycholog dr Marc Wittmann z Institute for Frontier Areas in Psychology and Mental Health we Freiburgu. Wykazał, że ludzie, którzy są bardziej świadomi bicia własnego serca, znacznie dokładniej niż inni odtwarzają czas trwania usłyszanego dźwięku.
To tylko nieliczne z funkcji mózgu, które wspólnie pracują na nasz odbiór sekund, godzin i lat. Wciąż nie do końca poznana skomplikowana maszyneria mózgowa dostarcza nam jedynie rozmyte przybliżenie obiektywnej „czasowej rzeczywistości”. – Z drugiej strony, czas płynie dla nas nie dlatego, że mózgi mierzą go zgodnie z jakąś koncepcją naukową. Ale dlatego, że neurony w drodze ewolucji posiadły takie zdolności, jak rejestrowanie sekwencji zdarzeń – zaznacza prof. Elżbieta Szeląg. Aby więc nadać sens naszym doświadczeniom, możemy konstruować poczucie czasu bez konieczności zerkania na zegarek. Nie znaczy to jednak, że nie jest nam w ogóle potrzebny
Dorota Mierzejewska-Floreani – dziennikarka i psycholog, coach zdrowia.
Prowadzi Platformę Psychologii Pozytywnej i Użytkowej www.mierzejewska.eu