Panie Profesorze, najbardziej rozpoznawalną na zachodzie postacią związaną z burzliwą dwudziestowieczną historią Chin pozostaje Mao Zedong. Choć twórca Chińskiej Republiki Ludowej był szalonym tyranem odpowiedzialnym za największe ludobójstwo w dziejach, po dziś dzień wiele osób w Europie czy USA darzy go estymą, uważając za charyzmatycznego wodza, wielkiego myśliciela i genialnego dowódcę. Tymczasem wieloletni przywódca Republiki Chińskiej – Czang Kaj-szek jest prawie w ogóle nieznany, a jeśli już ktoś o nim mówi, to często powiela jego karykaturalny wizerunek. Jak Pan myśli, z czego to wynika? Czang mimo licznych wad był wszak postacią o wiele bardziej sympatyczną niż Wielki Sternik.
Z kilku co najmniej przyczyn. Po pierwsze na Czanga istniał w PRL formalny zapis cenzury. Nie wolno było używać sformułowań „Republika Chińska” ani „Chiny Czang Kaj-szeka”. Dopuszczalna była „klika Czanga”, „marionetkowe władze tajwańskie” i tak dalej. Po drugie, mimo wielkiego sukcesu gospodarczego Tajwanu, zauważalnego co najmniej od lat siedemdziesiątych XX wieku, pamięć o Czang Kaj-szeku była wypierana i marginalizowana także w świecie zachodnim. Wiązała się bowiem z wyrzutami sumienia, z wspomnieniem o kiedyś cenionym, a potem porzuconym sojuszniku. Dla Polaka jest w tym coś smutnie znajomego.
Jako że nasi czytelnicy zapewne nie wiedzą właściwie nic o bohaterze tej rozmowy, na początek miałbym do Pana Profesora wielką prośbę. Gdyby mógł Pan w trzech zdaniach odpowiedzieć na pytanie: who was Chang?
Ściślej biorąc, „Chiang”, nie „Chang”, bo tak brzmi, daleki zresztą od bezbłędności, zapis jego nazwiska w języku angielskim. Był faktycznym przywódcą Republiki Chińskiej w latach 1926-1975, przez znaczną część tego okresu także formalnym prezydentem. W latach 1937-1945 kierował walką z najazdem japońskim, zakończył te zmagania jako ogólnie szanowany w świecie szef nominalnego supermocarstwa, stały członek Rady bezpieczeństwa ONZ. Parę lat potem doznał spektakularnego upokorzenia, wyparty przez komunistów na Tajwan. Postrzegany tam jako groteskowa skamielina zimnej wojny, zbudował na tej wyspie niezwykle nowoczesne państwo, którego sukcesy wprawiły świat w zdumienie.
Czang Kaj-szek urodził się na południu Chin w roku 1887. Wychowywała go owdowiała matka. W swojej książce pisze Pan Profesor, że była to kobieta wyjątkowo silnego charakteru. Co może Pan powiedzieć o jej wpływie na wybory życiowe Czanga?
Zaszczepiła mu zamiłowanie do ciężkiej pracy, także fizycznej. W młodości sprzątał dom i szorował podłogi nigdy się tego nie wstydząc, wręcz chlubiąc. Matka, jako przekonana buddystka zaszczepiła mu też głęboką, może nawet mistyczną, religijność. Przydatne stało się to także i potem, kiedy w wieku dojrzałym został chrześcijaninem. Choć pod względem doktrynalnym buddyzm miał z chrześcijaństwem niewiele wspólnego, może nawet nic, to istniało bez wątpienia podobieństwo psychologiczne, polegające na zamiłowaniu do mistycyzmu, życia monastycznego i rozmyślań.
Młody Czang wyjechał do Japonii, by studiować w tamtejszej akademii wojskowej. To właśnie w Kraju Kwitnącej Wiśni zetknął się z chińskimi rewolucjonistami i dołączył do ich sprawy. Kim byli ci ludzie? Dla Pana Profesora i innych specjalistów to oczywiste, ale z doświadczenia wiem, że większość Polaków, nawet tych bardzo dobrze wykształconych, słysząc o chińskich rewolucjonistach, utożsamia ich z komunistami.
Komunizm chiński jeszcze w tym momencie nie istniał. Byli to republikanie spod znaku ekscentrycznego doktora Sun Yatsena, dążący do obalenia monarchii mandżurskiej, uważanej za obcą, niechińską. W republice, która zamierzali ustanowić, panować miał pewien rodzaj agrarnego socjalizmu, ale państwo płaciłoby dotychczasowym właścicielom rekompensatę za parcelowaną ziemię. Niemniej Sun, posiadający tytuł doktora zachodniej medycyny i maniery angielskiego dżentelmena, był zasadniczo zwolennikiem kapitalizmu i piewcą własności prywatnej. Nazywano go nacjonalistą, ale przez słowo to rozumiał głównie pozbycie się Mandżurów.
10 października 1911 roku w Chinach wybucha rewolucja, a kadet Czang wraca do ojczyzny. Jak wyglądał jego udział w zrywie, który doprowadził do upadku władzy cesarskiej?
Odegrał sporą, choć naturalnie nie pierwszo- czy nawet drugorzędną, a trzeciorzędną rolę. Przyczynił się do zdobycia arsenału i siedziby gubernatora w Szanghaju, najbardziej kosmopolitycznym mieście ówczesnych Chin, ze znaczną społecznością cudzoziemską. Jego przyjaciel z konspiracji, Chen Qimei, został gubernatorem ogromnego miasta. Doktor Sun zwrócił na niego uwagę i jego kariera zdawała się przyspieszać.
W wyniku rewolucji rodzi się Republika Chińska. Ale jej prezydent Yuan Shikai szybko zdobywa władzę dyktatorską i zaczyna szykować się, by samemu zasiąść na cesarskim tronie. Weterani 1911 roku wraz z ich głównym ideologiem – dr Sun Yat-senem ponownie schodzą do konspiracji. Co w tym czasie robił Czang?
To najbardziej tajemniczy okres w jego biografii. Przeciwnicy – nie tylko komuniści – oskarżali go, że stoczył się w tedy w bagno rozpusty i rozboju, współpracując z gangsterami i kapitalistami, nieustannie zmieniając domy publiczne i osobiście dokonując zabójstw. Skąd te oskarżenia? Bojownicy Sun Yatsena, zrzeszeni w partii Kuomintang, od początku współpracowali z Zielonym Gangiem (Qingbang), mafijnym stowarzyszeniem walczącym najpierw z Mandżurami, a potem z Yuanem. Trwa długi i jałowy spór, czy czy Czang Kaj-szek i jego druh Chen Qimei należeli formalnie do Qingbang. Dowodów brak, ale kooperacja była. Aktywistami KMT byli nie tylko gangsterzy. Polityczne podziemie wspierały niektóre changsan, czyli eleganckie kurtyzany. Rewolucjoniści byli niemal jedynymi rodakami widzącymi w nich istoty ludzkie, a nie tylko „źródła rozkoszy”. Rzecz poniekąd paradoksalna, ale owe kontakty, uwieńczone długim i niebanalnym romansem, miały zmienić, i to na lepsze, stosunek Czanga do kobiet. Do tej pory był on klasycznie chiński.
Yuan umiera w roku 1916, a Republika Chińska rozpada się na pogrążone w nieustannej wojnie domowej dzielnice. Zaczyna się epoka tzw. warlordów. Jak scharakteryzowałby Pan ten okres?
To okres wewnętrznej implozji państwa, które przestało istnieć jako jednolity organizm. Podobne zjawiska znane są dziś z Somalii czy Afganistanu. Inna rzecz, że – z powodu ogromu Chin – pewne elementy kolosa mogły prosperować wcale nieźle. Należał do nich znajdujący się pod cudzoziemskim parasolem Szanghaj.
Wtedy też dochodzi do zbliżenia Czanga z Sunem. Późniejsza propaganda Republiki Chińskiej będzie mówić, że stary rewolucjonista namaścił młodego wojskowego na swego następcę. Ile w tym prawdy?
Generalnie niewiele, choć pewne elementy prawdy są. Po prostu Sun nie mianował następcy. Młody Czang Kaj-szek uratował mu życie, gdy w 1922 r. jeden z warlordów, nieobliczalny Chen Jiongming, spalił jego rezydencję w Kantonie. Sun wysłał za to ceremonialny list odczytany na pogrzebie zmarłej akurat matki Czanga, gest w kulturze konfucjańskiej niezwykle ceniony. Potem powierzył młodemu człowiekowi misję polityczną w ZSRR. Czang bardzo negatywnie odmalował sowieckie porządki, ale za możliwą uznał taktyczną współpracę z bolszewikami. Pewne jest, że u schyłku kariery Suna, który zmarł w 1925 r., Czang należał do jego współpracowników najbliższych i najbardziej zaufanych.
Gdy Sun Yat-sen z pomocą Sowietów tworzy rząd w Kantonie i zaczyna formować armię mająca zjednoczyć Chiny, Czang zostaje dyrektorem Akademii Wojskowej na wyspie Whampoa. Kolegą naszego bohatera z pokoju nauczycielskiego jest odpowiedzialny za edukację polityczną kadetów – Zhou Enlai, późniejsza prawa ręka Mao Zedonga. Jak wpłynęło to na późniejsze relacje obydwu polityków, którzy przecież przez większość życia stać mieli po wrogich stronach barykady?
Czang Kaj-szek od początku poczuł do młodszego współpracownika odruchową i nieuleczalną sympatię. Wręcz go ona kompromituje, bo Zhou był i pozostał cynicznym i bezwzględnym komunistą, człowiekiem o którym jeden z biografów napisał, że nikt inny nie potrafił wypowiadać równie bezczelnych kłamstw z uśmiechem niemal anielskim. Ale fakt jest faktem. Podczas krwawej rzezi w Szanghaju w 1927 r., kończącej współpracę komunistów z KMT, Czang uratował życie Zhou i zapewnił mu bezpieczną ucieczkę. Na Tajwanie do końca życia mówił o wiecznym premierze ChRL per ”rozsądny komunista”.
Po śmierci Suna Czang prowadzi armię Chińskiej Partii Narodowej (Kuomintangu) na tzw. ekspedycję północną i jednoczy Chiny, zostając ich dyktatorem. Jednak władza Nankinu, który uczynił swoją stolicą, w odniesieniu do niektórych prowincji bywała iluzoryczna. Rządy Czanga to ciągłe spiski rozmaitych puczystów. Jak on sobie z tym radził?
Z ogromną zręcznością, bliską niemal politycznej ekwilibrystyce. Trzeba pamiętać, że nie był wtedy bezdyskusyjnym liderem swojej partii, takim stał się dopiero na Tajwanie. Należało współpracować z trudnymi nieraz partnerami, takimi jak na początku Hu Hamnin, potem Wang Jingwei. Należało tłumić bunty wojskowe, organizowane zwykle przez ocalałych warlordów. Należało stawiać czoła agresjom chciwych sąsiadów – w 1929 r. do Chin wdarli się Sowieci, w dwa lata potem –Japończycy.
Do tego dochodzi niekończąca się wojna domowa z komunistami dowodzonymi przez Mao Zedonga. Czy może Pan coś nam o niej powiedzieć?
Jest ona sławna z dzisiejszej perspektywy. Wówczas jednak komuniści uchodzili za trzeciorzędne zagrożenie dla kraju. W miastach ich organizację rozbito, robotnicy odwrócili się od partii. Mniej znani działacze stworzyli w odległym Ruijinie, w wiejskiej prowincji Jiangxi, komunistyczne państewko. Trwało one wobec zaabsorbowania władz zagrożeniem japońskim i buntami warlordów. Dopiero w 1934 r. Czang Kaj-szek zdołał je zniszczyć i, skoncentrowawszy większe siły, ścigał czerwonych rewolucjonistów niemal przez całe Chiny. Ci uchodzili naturalnie do ZSRR; ostatecznie ich resztki oparły się w prowincji Shaanxi, na granicy okupowanej przez bolszewików Mongolii. Podczas owej ucieczki, przez komunistów zwanej eufemicznie Długim Marszem, Mao Zedong zdołał na trwałe uchwycić władzę w partii. Pomógł mu w tym giętki współpracownik Zhou Enlai, w tym czasie znacznie bardziej znany w Moskwie.
Chyba najbardziej dramatycznym epizodem tego okresu był zamach stanu w Xi’anie w grudniu roku 1936, gdy tzw. Młody Marszałek Zhang Xueliang porwał Czang Kaj-szeka. Tyle że wydarzenia potoczyły się zupełnie inaczej, niż zdrajca to sobie wyobrażał, przyjmując wręcz dość groteskowy obrót.
Zhang Xueliang był wcześniej niemal niezawisłym satrapą zajętej przez Japończyków Mandżurii i winił Czanga za utratę owego władztwa. Aresztował Czanga inspekcjonującego miejscowy garnizon i w kontakcie z komunistami chciał go zmusić do wypowiedzenia wojny Japonii. Dla ludzi Mao, którzy w Długim Marszu niemal wyginęli, okazja przedstawiała się o wiele prościej – chcieli jeńca po prostu zabić. Wspomniana groteska, o której pan mówił, polegała na tym, iż Czanga uwolnić polecił człowiek, którego słowo było dla Mao rozkazem – Stalin. Sowieci, wobec bliskich już perspektyw wojny japoński-chińskiej, chcieli aby Państwem Środka kierował ktoś mogący zorganizować skuteczną obronę i zapobiec ewentualności, by szybko podbite Chiny stały się trampoliną do japońskiego ataku na ZSRR. Takim człowiekiem mógł być tylko Czang Kaj-szek. Gdy Mao protestował, usłyszał, że na Kremlu znajduje się już teczka z dowodami, iż on, Mao Zedong, od urodzenia był agentem japońskim.
Czangowi jego krytycy często zarzucali oddanie Japończykom bez walki w roku 1931 Mandżurii. Czy chiński przywódca rzeczywiście ponosił odpowiedzialność za tę klęskę? Bo bądźmy szczerzy, próba zbrojnego oporu wobec Japończyków mogła się wtedy skończyć tragicznie, przecież armia chińska była w okropnym stanie!
Oczywiście. Próby przeciwstawienia się Japończykom w Mandżurii wypadły kompromitująco. Obrona, przy pomocy bardzo nielicznych, kadrowych sił rządu centralnego możliwa była w doraźnie ufortyfikowanych miastach – i w ten sposób na początku 1932 r. obronił się Szanghaj. Komuniści i egzaltowani studenci wołali, by wypowiedzieć wojnę Tokio – ludzie Mao liczyli naturalnie, ze wojna taka zmiecie Czang Kaj-szeka – ale za rogatkami wielkich miast rzesze wieśniaków nie wiedziały nawet, co to jest Japonia. Rząd chiński wybrał działanie kanałami Ligi Narodów, ówczesnej odpowiedniczki ONZ, organizacji stojącej wtedy u szczytu swego prestiżu. Akcja okazała się nieskuteczna, bo Japonia otwarcie zakwestionowała prawo międzynarodowe i wystąpiła z Ligi. Niemniej rząd chiński zdobył niebagatelne poparcie dyplomatyczne, a żadne liczące się państwo nie uznawało podbojów japońskich. Sytuacja przypominała współczesną aneksję Krymu przez Rosję.
Mimo tych wszystkich trudności tzw. dekada nankińska była dla Republiki Chińskiej czasem rozwoju. Jakie były największe osiągnięcia rządu Kuomintangu?
Stworzenie nowoczesnego narodu chińskiego w kraju znającym do tej pory tylko przynależność do wspólnej cywilizacji. Stworzenie nowoczesnych kodeksów prawnych, karnego i cywilnego, oraz chroniącego kobiety prawa rodzinnego, którego autorstwo przywłaszczyli sobie potem komuniści. Zlikwidowanie specjalnych uprawnień obcych mocarstw w Chinach, a były one bardzo rozległe, z eksterytorialnością włącznie. Zwrot dzierżonych przez cudzoziemców terytoriów, prócz jednego Hongkongu i obszarów japońskiego panowania. Wzrost gospodarczy rzędu 8-9%, czyli na skalę obecnej ChRL. Najważniejsze były jednak zmiany w ludzkiej mentalności. Rząd Czang Kaj-szeka dał Chińczykom, zwłaszcza młodym, identyfikację patriotyczną i obywatelską, czego wielkim świadectwem była II wojna światowa.
W roku 1937 Japończycy atakują Chiny, zaczyna się wojna, która trwać będzie osiem lat. Czy wedle Pana Profesora Czang Kaj-szek stanął wówczas na wysokości zadania i okazał się dobrym przywódcą na tak ciężkie czasy?
Był jedynym możliwym. Jego rola nie polegała na talentach militarnych. Te były średnie, ale nawet gdyby sięgały napoleońskiej miary, nie mógłby wywalczyć zwycięstwa narzędziem, jakim była ówczesna armia chińska. Chodziło o niesłychaną odporność psychiczna, przez co stał się symbolem nieugiętości chińskiego żołnierza. Człowiek oskarżany przed wojną o pobłażliwość wobec Japończyków nieugięcie odmawiał kapitulacji. Jego armie stopniowo wycofywały się w interior, tam reorganizowały się, podejmowały opór, a pobite przenosiły dalej flagę i kontynuowały walkę. Dla zagranicy Czang Kaj-szek w latach 1937-1945 nie reprezentował po prostu Chin. On był Chinami.
Popularna narracja głosi, że armie Kuomintangu nie walczyły, a zwycięstwo nad Japończykami odniosła komunistyczna partyzantka. To bajka, prawda?
Oczywiście. Walczący w czasie wojny na froncie chińskim brat japońskiego cesarza, książę Mikasa, wyznał iż nigdy nie słyszał o jakichś walkach Armii Cesarskiej z komunistami. Jeśli japońskie bombowce niemal dzień w dzień masakrowały z powietrza stolicę Czang Kaj-szeka, miasto Chongqing, to na Yan’an, wojenna siedzibę Mao, dokonano przez osiem lat 1937-1945 tylko dwóch niewielkich nalotów. Ale czerwoni propagandyści robili swoje. Wedle komunistycznych materiałów, do dziś przez niektórych traktowanych na serio, Chińska Armia Czerwona zabiła więcej Japończyków, niż ich w ogóle służyło na kontynencie w czasach wojny, przy czym komuniści mniej więcej co kwadrans wydawali regularna bitwę Armii Cesarskiej.
Nadchodzi rok 1945 i Japończycy zostają pokonani przez aliantów. W rok później w Chinach wybucha wojna domowa między Kuomintangiem Czang Kaj-szeka, a Komunistyczną Partią Chin Mao Zedonga. Dlaczego Chińczycy znów rzucili się sobie do gardeł? Ich kraj był przecież zrujnowany.
Była to wielka okazja dla komunistów – teraz albo nigdy. Mao już w 1921 r. pisał, ze warunkiem zwycięstwa rewolucji jest wkroczenie do Chin wielkiej sowieckiej armii. W 1945 r. stało się to faktem. Sowieci napotkanych, obdartych podwładnych Mao wzięli początkowo za żebraków lub bandytów, ale potem zrobili z nich prawdziwe wojsko. Hojnie wyposażona z przejętych przez Stalina pojapońskich arsenałów w Mandżurii, Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza stała się formacją znacznie silniejsza od wojska Czang Kaj-szeka. I w istocie liczniejszą.
Amerykanie próbowali jakoś mediować między obiema stronami, ale ta mediacja przyniosła więcej szkody niż pożytku.
Prowadzona była od początku w złej wierze. Centralną figurą był generał George Marshall, szef sztabu w czasie wojny światowej, realizujący wówczas strategię „Europe First”. Strategii tej nie zmienił, zakładał, że USA nie stać na jednoczesne zaangażowanie w Europie i Azji. Wybrał Europę, a do Chin wyruszył nie w celu mediacji, ale znalezienia argumentów, że Czang Kaj-szekowi nie warto pomagać. W swym końcowym raporcie obwinił Kuomintang o klęskę swej misji, a w ramach „bezstronności” zalecił nałożenie amerykańskiego embarga na obie strony konfliktu. USA opuściły Czang Kaj-szeka, ale Stalin nie opuścił Mao Zedonga.
Powszechnie wierzy się, że armia Kuomintangu miała doskonałą broń i wsparcie USA, a komuniści walczyli prawie że na bosaka i zwyciężyli dzięki wysokiemu morale oraz geniuszowi taktycznemu Mao Zedonga, mającego być rzekomo mistrzem wojny partyzanckiej. W swoich książkach i artykułach wielokrotnie dowiódł Pan Profesor, że to bzdura. Proszę objaśnić to naszym czytelnikom.
Jak już wspomniałem, rzekome wsparcie ze strony USA okazało się amerykańskim embargiem na broń. Zdjęto je dopiero po roku, przy czym pierwsze dostawy dotarły do Chin dopiero w grudniu 1948 r., gdy wszystko było już stracone. Te pieniądze amerykańskie, które przelano wcześniej, dotyczyły wsparcia niemilitarnego. Najwięcej Biały Dom wyłożył na ewakuacje z Chin żołnierzy byłej japońskiej armii okupacyjnej. Uzbrojony w co najmniej trzy różne rodzaje sprzętu – własny, pojapoński i amerykański z wojennych jeszcze dostaw – stał Kuomintang w obliczu jednolicie uzbrojonej armii Mao. Nie miał nawet przewagi liczebnej. Ponieważ w wielkich miastach i na liniach komunikacyjnych trzeba było pozostawić liczne garnizony, armia operująca w polu była zawsze mniejsza od maoistowskiej. W dodatku rozdzierała ją frakcyjność, odziedziczona jeszcze po warlordach, podczas gdy komuniści stanowili zgraną drużynę. O kluczowych zwycięstwach komunistów – w Mandżurii i w operacji Hwai Hai w 1948 r. – zadecydowała siła ognia artyleryjskiego i obfitość amunicji.
Po klęsce na kontynencie rząd Republiki Chińskiej przenosi się na Tajwan i tam Czang Kaj-szek będzie jeszcze przez prawie trzy dekady rządzić jako prezydent. Jak scharakteryzowałby Pan ten okres, czy mieszkańcy Formozy dobrze na nim wyszli?
Trudno było wyjść gorzej niż mieszkańcy kontynentu, poddanego systematycznemu terrorowi, inżynierii społecznej i największemu głodowi w historii ludzkości. Tajwan był zarządzany autorytarnie, ale jeśli ktoś nie był aktywistą politycznym, mógł prowadzić spokojne życie. Zresztą elementy pluralizmu istniały od samego początku także w polityce, głownie w zgromadzeniach lokalnych i na uniwersytetach. Początkowo warunki były bardzo skromne – na wyspę schroniło się 2 mln uchodźców z kontynentu – ale dobrze przeprowadzona reforma rolna zaowocowała obfitością żywności. Systematycznie rosła też stopa życiowa.
Istniał natomiast – to inna sprawa – antagonizm między tymi, którzy mieszkali na wyspie przed 1945 r., a „kontynentalnymi” przybyszami. Władza początkowo znajdowała się bez reszty w rękach tych ostatnich. Z drugiej strony do wojska brano początkowo tylko „kontynentalnych”, przede wszystkim wśród nich poszukiwano także prawdziwych lub domniemanych komunistycznych agentów.
Przez lata w Chińskiej Republice Ludowej straszono ludzi Czang Kaj-szekiem, jak nie przymierzając diabłem. Tymczasem po drugiej stronie Cieśniny Tajwańskiej otaczano go, choć może mówię trochę na wyrost, kultem. Z drugiej strony trudno mi znaleźć inne słowo, pamiętając, że pewien tajwański zespół rockowy napisał sławiący prezydenta utwór. A jak wygląda to dzisiaj? Bo zarówno na kontynencie jak i na Pięknej Wyspie percepcja naszego bohatera się zmieniła.
Rzecz jest bardzo skomplikowana. Gdy na wyspie władzę zdobyła opozycja, zalecono zdejmowanie portretów Czang Kaj-szeka i demontaż jego pomników. Nie chodziło po prostu o to, że rządził w sposób dyktatorski. Pamiętano, iż serce prezydenta nie biło dla wyspy, że pochowany być pragnął na kontynencie, w rodzinnym, wolnym od komunistów Xikou. Tymczasem wielu wyspiarzy postrzega się dziś jako „Tajwańczycy”, a nie „Chińczycy”. Ponieważ Czang uważał, ze tożsamości te są komplementarne, w sposób paradoksalny stał się on bardziej strawny dla komunistów z kontynentu. W rzeczy samej, ci ostatni mogą dziś liczyć na wyspie głównie na Kuomintang i tradycję Czang Kaj-szeka, jako podkreślającą łączność ziem z obu stron Cieśniny Tajwańskiej. Uderzanie przez komunistów w Pekinie w nacjonalistyczny bębenek pozwala też na częściową rehabilitację Czanga jako dzielnego przywódcę w latach wojny antyjapońskiej, człowieka, który zapewnił Chinom formalne papiery wielkiego mocarstwa. Tuszuje się jego antykomunizm, jego żarliwe chrześcijaństwo (pod koniec życia w katolickiej formie), jego brak osobistej niechęci do Japonii, którą nazywał „swoim drugim domem”.
Warto wspomnieć kilka słów o życiu prywatnym Czang Kaj-szeka. Miał on trzy żony, a w młodości lubił korzystać z uciech życia i słynął jako choleryk, podobno, gdy coś szło nie po jego myśli, rozbijał porcelanowe wazy czołem. Tymczasem pod wpływem trzeciej małżonki – Song Meilinig – przeszedł zadziwiająca metamorfozę! Gdy czytałem Pańską książkę, to miałem wręcz wrażenie, że człowiek z czasów poprzedzających ten związek to ktoś zupełnie inny, niż w trakcie jego trwania. Co może powiedzieć nam Pan Profesor o tej parze? Bo pierwotnie było to małżeństwo z rozsądku, a później Czang Kaj-szek mówił do żony my darling, rzecz w dawnych chińskich rodzinach zupełnie nie spotykana! Najlepiej świadczy o tym fakt, że musiał używać języka angielskiego, bo w chińskim nie było odpowiednika tego czułego zwrotu.
Owszem, ale zacznijmy od uściślenia – tych żon było tylko dwie. Chyba, że uznamy iż Yao Yicheng, wspomniana już changsan, kurtyzana i miłość Czanga z Szanghaju, która została jego oficjalną konkubiną, to żona, acz niższej kategorii. Takie kwalifikacje się zdarzały w przed republikańskich Chinach. Natomiast jest dziś pewne, iż Chen Jieru, która przedstawiała się jako druga żona Czanga i którą sam długo za taka uważałem, naprawdę nigdy nie została mu poślubiona. Poza pierwszą, poślubioną we wczesnej młodości i z polecenia rodziny żoną Fumei miał Czang Kaj-szek tylko jedna małżonkę Meiling. Osobistość fascynującą, ciekawszą może nawet niż on sam. Małżeństwo to pozostało jednak bezdzietne.
Za to z synem z pierwszego małżeństwa miał nasz bohater różne przejścia. Choć raczej z winy wielkiej historii niż któregokolwiek z nich.
Z winy historii, bowiem w czasie krótkotrwałej, pierwszej współpracy Kuomintangu z komunistami w latach 1923-1927 młody Czang Czing-kuo został wysłany do ZSRR. Formalnie na studia, faktycznie jako gwarant lojalności ojca. Po zerwaniu obu partii nastolatek publicznie wyrzekł się ojca. W warunkach sowieckich inaczej postąpić nie mógł, ale w chińskich realiach była to największa zbrodnia jaką mógł popełnić potomek – zaraz po ojcobójstwie. W Kraju Przyszłości syn Czang Kaj-szeka został komsomolcem, kandydatem do partii bolszewickiej. Ożenił się z sierotą z Białorusi, należącą do Związku Wojujących Bezbożników, miał z nią syna Aleksieja. Ale po przejściowej naprawie stosunków ze Stalinem Czang senior zażądał oddania mu syna. Kazał mu czytać na przemian Biblię i Konfucjusza, ochrzcił jego, jego żonę i potomka. Ten ostatni otrzymał chińskie imię Xiaowen, a „Aleksieja” zmieniono na anglojęzycznego „Alexa”. Sam Czing-kuo przeszedł do historii jako prezydent i demokratyzator Republiki Chińskiej, już tej na Tajwanie.
A czy może Pan Profesor jeszcze przytoczyć anegdotkę o wyjeździe wnuczki Czang Kaj-szeka na studia do USA i jej niespodziewanym zamążpójściu? Często opowiada ją Pan w trakcie wykładów, a dobrze pokazuje ona charakter tego człowieka.
Raczej zmianę charakteru człowieka w dzieciństwie mało wyrozumiałego i zwykle posłusznego wobec tradycji. Chodzi o siostrę „Alexa”, Xiaozhang, na Zachodzie znaną zwykle jako Amy. Gdy wyjechała ona na studia do USA, miał nad nią mieć dyskretną pieczę pracujący już w Stanach syn tajwańskiego ministra obrony. Opiekował się dziewczyną zbyt gorliwie: Amy zakochała się w owym Yang-ho, starszym od niej o 18 lat, w dodatku trzykrotnie rozwiedzionym. Zgłosiła rodzinie zamiar małżeństwa. Czang Czing-kuo wpadł w szał. Klął po rosyjsku, co czynił tylko w najwyższej pasji. Poczciwy dziadunio Czang Kaj-szek interweniował wówczas u syna, na obronę „Amy, która się zakochała” przytaczając argumenty z Pisma Świętego i prosząc o mediację własną żonę, elegancką damę Meiling. Wkrótce na świat przyszedł pierwszy prawnuk Czang Kaj-szeka, Tsu-sheng znany jako Theodore i wszystko zostało w rodzinie.
I już ostatnie pytanie. Gdy Czang Kaj-szek umarł, zakazał grzebania swej trumny, przykazując, by pochowano go dopiero po odbiciu Chin kontynentalnych z rąk komunistów, w ojczystej ziemi. Myśli Pan Profesor, że ów wybitny mąż stanu doczeka się kiedyś powrotu do w rodzinne strony czy jego duch będzie czekał na to do Sądu Ostatecznego?
Komuniści chcieliby go sprowadzić, jak w Polsce w 1980 r. prochy generała Sikorskiego. Problem polega na drobnym zastrzeżeniu, takim samym, jak w wypadku poległego w Gibraltarze: to nie jest ten kraj, o który się walczyło. Odpowiedzieć można słowami pieśni konfederatów barskich, zanotowanej przez Juliusza Słowackiego. Czang, pod koniec życia gorliwy katolik, na pewno by się pod nimi podpisał:
Bo kto zaufał Chrystusowi Panu/I szedł na święte kraju werbowanie/Ten, de profundis, z ciemnego kurhanu/Na trąbę wstanie.
Dziękuję za rozmowę.