Nie wystarczy, by kobiety szukały odpowiedniego balansu, dzieląc czas pomiędzy dom i pracę. Kluczowym elementem skutecznie funkcjonującego modelu jest to, by ich mężczyźni robili to samo. Kobiety przejmują więc część odpowiedzialności za zapewnienie rodzinie bezpieczeństwa finansowego, a mężczyźni sięgają po odpowiedzialność związaną z opieką nad dziećmi i wypełnianiem obowiązków domowych.
Jak wpływa to na rodzinę? Badania i doświadczenia rodziców, którzy realizują model „50 na 50” wskazują, że można spodziewać się pozytywnych efektów na wielu płaszczyznach: trwalszego i bardziej satysfakcjonującego małżeństwa, większego bezpieczeństwa finansowego i… bliższych relacji obojga rodziców z dziećmi. Być może trudno dać temu wiarę – przecież niejednokrotnie to dla dobra rodziny i dzieci kobiety decydują się zrezygnować z pracy zawodowej. Efekt takich poświęceń, jak wiadomo, bywa różny.
Autorki postanowiły rozprawić się z popularnymi stereotypami i sprawdzić, jak sprawy się mają, jeśli weźmiemy pod uwagę twarde fakty. W tym celu przeprowadziły bardzo szeroki research, sprawdzając, jak czują się dzieci obojga pracujących rodziców. W jaki sposób praca zawodowa kobiety wpływa na jej małżeństwo? Czy mężczyźni i kobiety, którzy łączą życie prywatne z zawodowym, są mniej czy bardziej szczęśliwi?
Zakres badań przeprowadzonych i przeanalizowanych w ramach przygotowywanej publikacji jest imponujący. Niektóre z wyników – zaskakujące.
Czy dzieci potrzebują mamy w domu?
W dyskusji na temat wyborów związanych z pracą zawodową młodych matek zwykle bardzo szybko wyłaniają się dwa skrajne stanowiska, które można streścić słowami: „matki, którym zależy na dzieciach, zostają w domu” i „prawdziwie walczą te, które troszcząc się o dzieci, równocześnie pracują zawodowo”. W efekcie zamiast rozmowy o tym, czy i jak chcemy w swoich rodzinach łączyć pracę z rodzicielstwem, mamy potyczkę mającą dowieść, kto jest lepszy. Sporu tego typu rozwiązać się nie da, bo zbudowany jest na błędnym założeniu, że jakość relacji zależy od tego, czy mama pracuje, czy decyduje się na pełny etat opiekować dziećmi. Tymczasem na to, jak silna jest więź między rodzicami i dziećmi, składa się bardzo wiele elementów. Przede wszystkim to, w jaki sposób rodzice dbają o zaspokojenie jego potrzeb.
Przeanalizowane w „50 na 50” badania wskazują, że dzieci wcale nie potrzebują, by jeden rodzic był w domu przez cały czas. Okazuje się, że bardzo korzystają na tym, że przemiennie znajdują się w centrum uwagi każdego z nich z osobna. Praca zawodowa matek przy równoczesnym zaangażowaniu ojców w opiekę sprawia, że dzieci zyskują dwoje opiekunów, z którymi łączy je silna więź.
„Decyzje kobiet o wycofaniu się z rynku pracy mają dużo dalej idące konsekwencje niż tylko kwestie ekonomiczne. Stephanie Coontz, autorka książki »Marriage, a History«, zauważa, że gdy kobieta rezygnuje z pracy, »to nie tylko osłabia jej i tak drugorzędną pozycję na rynku pracy, ale także rzutuje na taką samą pozycję ojców, tylko że w rodzinie. Ona staje się ekspertką od spraw domowych, a on nigdy już jej nie dogoni«. Naprawienie skutków tego niefortunnego rozwoju wydarzeń – który wypacza rezultat zarówno z punktu widzenia kobiet, jak i mężczyzn – to właśnie cel dążenia do układu 50 na 50” – piszą autorki. Dzieląc swoją uwagę pomiędzy dom i pracę zawodową, kobiety ustępują partnerowi pola potrzebnego do zbudowania relacji z dzieckiem. A oddawanie tej przestrzeni nie zawsze jest łatwe. Skoro tata jest równorzędnym rodzicem, to ma prawo do własnych wyborów i organizowania opieki w sposób, który uzna za najlepszy. O ile więc taki model rodzicielstwa od ojców wymaga zaangażowania – o tyle od matek niewątpliwie wymaga pokory. Okazuje się, że efektem męskiego zaangażowania w rodzicielstwo są nie tylko bliższe relacje z dziećmi, ale i poczucie wyższej wartości mężczyzn, poczucie skuteczności w działaniu i rozwój empatii. Całkiem niezła zachęta, by ustąpić pola…
Nie zawsze jednak oboje rodzice mogą wymiennie sprawować opiekę nad małym dzieckiem, jednocześnie godząc to z obowiązkami zawodowymi. Autorki przytaczają badanie zorganizowane przez Natural Institute of Child Health and Human Development (NICHD), które objęło 1364 dzieci i trwało 15 lat. Na jego podstawie stwierdzono, że pomiędzy dziećmi, którymi opiekują się wyłącznie matki, a tymi, które przez jakąś część dnia przebywają pod opieką innych osób lub instytucji, nie ma istotnych różnic (pod względem rozwoju, nauki szkolnej, zachowania). Oznacza to, że posyłając dziecko do przedszkola albo zatrudniając opiekunkę, nie odbieramy dzieciom szansy dobrego rozwoju. Na podstawie tego samego badania stwierdzono, że kluczowym czynnikiem wpływającym na rozwój emocjonalny dziecka jest sposób, w jaki zachowują się względem niego rodzice.
Jako mama widzę, że lektura „50 na 50” może być dla kobiet uwalniająca. Dobrze usłyszeć, że nie jestem jedyną opcją, jedyną osobą, która może dostatecznie dobrze opiekować się dzieckiem 24 godziny na dobę. Jako psycholog z kolei myślę, że przy wyborze sposobu opiekowania się dzieckiem potrzebna jest uważność na potrzeby konkretnego dziecka i konkretnej rodziny.
Czy mamy potrzebują pracy?
Motywacje i potrzeby, które skłaniają kobiety do podjęcia pracy zawodowej lub pozostania przez kilka lat w domu, są bardzo różne. Zdarza się, że nie chodzi jedynie o względy finansowe, ale i o potrzebę rozwoju, skuteczności, nabrania dystansu lub realizowania projektów, które z naszej perspektywy mają sens. „Bardzo dbam o to, by mieć ciągłość pracy zawodowej, którą mogę łączyć z macierzyństwem. Czuję, że jest mi to potrzebne do życia. Żeby nie zwariować i nie wypalić się. Kiedy nie mam tej przestrzeni dla siebie, zaczynam być marną mamą.
Ciężko mi dawać coś z siebie, gdy nic dla siebie nie robię” – mówi Marta Waszczuk, coach, autorka książki „Mamy, wracamy”, mama trójki dzieci.
Z Martą rozmawiam w Google Campus Warsaw podczas spotkania networkingowego Klubu Przedsiębiorczych Mam, którego jest założycielką i liderką. Około 40 kobiet, matek, niektóre z dziećmi przy piersi, bierze udział w krótkim warsztacie rozwojowym, dzieląc się swoimi celami i trudnościami. Potem każda mówi, czego potrzebuje, by ruszyć w swoim biznesie do przodu, i w jakim zakresie może służyć innym pomocą. Wiele, jeśli nie większość z nich, ma doświadczenia w pracy w korporacji, a teraz poszukuje drogi, która pozwoli łączyć opiekę nad dziećmi z zarabianiem pieniędzy i rozwojem osobistym. Są także osoby, które przyszły podzielić się swoim doświadczeniem zawodowym i znaleźć osoby do współpracy przy projektach, które prowadzą.
Spotkanie jest bardzo energetyzujące. Uczestniczki mówią mi, że jest to dla nich sposób na przezwyciężenie samotności płynącej z czasowego wykluczenia z życia społecznego, które wiąże się z opieką nad małym dzieckiem. „Tu mam swoje plemię. Poznałam tu wiele osób, które mierzą się z tym co ja. Wspieramy się, zaczęłyśmy też ze sobą współpracować” – opowiada mi jedna z dziewczyn. Niektóre dopiero planują powrót do pracy po urlopie macierzyńskim lub rodzicielskim i przychodzą sprawdzić, jak radzą sobie z tym inne mamy. „W takiej sytuacji warto nie zakleszczać się w domu, ale budować sobie sieć wsparcia – mówi Marta Waszczuk. – Wychodzić do świata, do ludzi, zastanawiać się: kiedy chciałabym wrócić do pracy? Jaka będzie jej forma? Czy wchodzi w grę praca z domu? Czy są możliwości płynnego przechodzenia od pracy w domu do pracy w innym miejscu? Im łagodniej przejdziemy tę zmianę, tym łagodniej przejdą ją dzieci i inne osoby wokół”.
Sharon Meers i Joanna Strober zachęcają do autentyczności, do wyborów podejmowanych w zgodzie ze sobą i z uwzględnieniem potrzeb pozostałych członków rodziny. „Jeśli jesteś szczęśliwa z decyzją, jaką podjęłaś w sprawie życia zawodowego i prywatnego, twoje dzieci (i twój mąż) też będą szczęśliwi” – zapewniają autorki. Innymi słowy, lepsza szczęśliwa, usatysfakcjonowana mama, która pracuje zawodowo, niż sfustrowana i zrezygnowana mama poświęcająca się opiece nad domem i dziećmi z poczucia obowiązku.
Zależy mi jednak, żeby zaznaczyć, że pozostanie w domu przez pierwsze lata życia dziecka także może być świadomym, wolnym i autentycznym wyborem kobiety, odpowiadać jej potrzebom i pragnieniom. Nie wszystkie mamy, które oddają się wychowywaniu dzieci, są sfrustrowane i zrezygnowane. Mam poczucie, że frustracja przydarza się każdemu, niezależnie od tego, co robi. Oczywiście, spędzając długie godziny z małymi dziećmi, jesteśmy na nią narażeni – praca zawodowa nie jest jednak jedyną strategią, która pozwala temu zaradzić. Można przecież pozostać w domu, pamiętając o tym, by zadbać nie tylko o potrzeby dzieci i rodziny, ale i o własne.
Sposób na szczęśliwe małżeństwo
Okazuje się, że pośród par, które dzielą się zarówno trudem utrzymania rodziny, jak i obowiązkami domowymi i rodzicielskimi, liczba rozwodów jest o połowę niższa w porównaniu z małżeństwami, w których mężczyzna jest „jedynym żywicielem rodziny”. Gdy oboje małżonkowie pracują, ich małżeństwa rozkwitają, a oboje partnerzy czują się lepiej. Dlaczego?
Z jednej strony dzieje się tak dlatego, że kiedy mężczyzna bierze na siebie część domowych obowiązków, które przez lata uważane były za zarezerwowane tylko dla matek, wzajemne relacje małżonków układają się lepiej. Z drugiej Meers i Strober zauważają, że kiedy dwie osoby pracują, każda z nich po trochu niesie ciężar finansowy. Oznacza to mniej stresu dla każdej z nich. Kiedy mężczyzna jest jedynym, który zarabia na utrzymanie rodziny, poddany jest wielkiej presji, która może utrudniać mu zaangażowanie w rodzicielstwo i budowanie relacji. Odpowiedzialność, która wiąże się z byciem jedynym żywicielem rodziny, sprawia też, że mężczyźni nie mają odwagi w taki sposób kształtować swojej ścieżki kariery, by praca była dla nich satysfakcjonująca, i często tkwią w miejscu, w którym nie czują się dobrze. Trudno w takiej sytuacji podejmować ryzyko i spróbować czegoś innego.
Jak wprowadzać nowy model?
Dlaczego kobietom tak trudno jest dziś godzić pracę zawodową z wychowaniem dzieci? Czemu ich kariery więdną, gdy stają się mamami? I wreszcie – czemu to mężczyźni zajmują większość wysokich stanowisk, podczas gdy kobiety wcale nie ustępują im pod względem kompetencji i wykształcenia?
Autorki wskazują na dwie główne przyczyny, z których pierwsza związana jest z miejscem pracy, a druga z domem. Z jednej strony trudnością jest sposób organizacji pracy – oczekiwanie efektywności mierzonej liczbą przepracowanych nadgodzin oraz brak elastyczności zwierzchników. Drugim obciążeniem są relacje z mężami, którzy nie podejmują się, nawet w przybliżeniu, równej części obowiązków domowych i rodzicielskich.
Czy „50 na 50” rzeczywiście będzie sprawdzać się w każdej rodzinie i w każdym czasie? Nie zawsze i nie dosłownie. „Nie traktowałabym tego podziału 50 na 50 tak sztywno. Jest to model docelowy, który może być celem długoterminowym. Nie w każdym momencie uda nam się osiągnąć tę równowagę zaangażowania obojga partnerów w dom i pracę. Będą momenty, w których ta proporcja będzie wynosiła 90 do 10 albo 30 do 70. Chodzi o to, by zacząć na to patrzeć i rozpocząć dialog na ten temat. Jeśli czujemy, że to rozwiązanie dla nas, warto starać się, by w dłuższym okresie (5–10 lat) wymienne zaangażowanie w opiekę nad dziećmi i pracę zawodową bilansowało się. Dopasować metodę do siebie, a nie siebie do tej metody” – wyjaśnia Marta Waszczuk.
Sharon Meers i Joanna Strober pokazują mężczyznom, że mogą mieć bardzo istotny wpływ na rozwój zawodowy swoich partnerek, jeśli tylko wezmą na siebie część obowiązków związanych z domem i rodziną. I co ważne, mogą przy tym wiele zyskać – głębokie relacje z dziećmi, satysfakcję osobistą, szczęśliwe małżeństwo i stabilizację finansową.