To odpowiedź Amerykańskiej Agencji Kosmicznej (NASA) na argumenty krytyków, że marnotrawi olbrzymie środki na przedsięwzięcia przynoszące nieproporcjonalnie małe efekty. Głosy takie rozległy się po raz pierwszy podczas załogowych lotów na Księżyc, a przybrały na sile, gdy zaczęto snuć plany budowy olbrzymiej stacji kosmicznej, na której miałoby zamieszkać 10 tys. osób. Koszty jej skonstruowania i umieszczenia na orbicie liczono już nie w miliardach, lecz bilionach dolarów. W ramach wstępnych przygotowań, w 1973 roku wyniesiono na orbitę niewielką stację Skylab, która miała być przede wszystkim laboratorium sprawdzającym, jak ludzie zniosą długotrwały pobyt w stanie nieważkości. Eksperyment przyniósł tak nikłe efekty, że po 6 latach zrezygnowano z jego kontynuowania.
Co to jest formuła „better, cheaper, faster” ?
Zakończono również księżycowy program Apollo, a NASA ogłosiła nową strategię nazwaną potocznie „better, cheaper, faster”, czyli „lepiej, taniej, szybciej”. Oparto ją na zasadzie, że te same efekty, ale dużo mniejszym kosztem mogą przynieść eksperymenty przeprowadzanie nie przez ludzi, lecz automaty. Najbardziej znamiennym przykładem było wysłanie sondy Pathfinder na Marsa (1997 r.). Kosztowała ok. 270 milionów dolarów, a przewieziony przez nią samobieżny pojazd Sojourner przemierzył na Czerwonej Planecie większy dystans, przesłał więcej zdjęć i wykonał więcej analiz niż astronauci na Księżycu. Innym tanim lotem była misja sondy Lunar Prospector (1998 r.), która odkryła na księżycowych biegunach kryształki lodu. Dotarcie w te miejsca ludzi wymagałoby wydania kilkudziesięciu miliardów dolarów, Lunar kosztował niespełna 200 milionów. Dzisiaj według formuły „lepiej, taniej, szybciej” działa już nie tylko amerykańska NASA, ale niemal wszystkie agencje kosmiczne.15.07.2011·0·Przeczytasz w 1 minutę