Kompleks Nan Madol, zwany „Wenecją Pacyfiku”, to unikatowy zabytek znajdujący się na mikronezyjskiej wyspie Pohnpei. Składają się na niego monumentalne budowle z ogromnych bazaltowych bloków i głazów, ważących nawet 90 ton. Rozłożone są na powierzchni 18 kilometrów kwadratowych, na 92 wysepkach oddzielonych kanałami. Od nich wzięła się nazwa tego miejsca, znacząca tyle co „z przerwami”. Dziś to wiekowe miasto jest w ruinie. Co je zniszczyło i jak mogło wyglądać w latach świetności?
Świątynie i grobowce
Nan Madol wygląda tak niesamowicie, że wielu fantastów wypatrywało właśnie w tym miejscu śladów legendarnych zaginionych kontynentów: Lemurii i Mu, czyli pacyficznych odpowiedników Atlantydy. Jednak budowle z „Wenecji Pacyfiku” mają nie więcej niż dziewięćset lat. Kompleks wzniesiono w XII stuleciu. Wiadomo, że na Pohnpei panowała wówczas dynastia Saudeleurów. Nan Madol pełniło wtedy funkcje ośrodka ceremonialnego i kultowego, ze świątyniami, grobowcami i rezydencjami arystokracji. Na wysepkach uprawiano też orzechy kokosowe i hodowano żółwie.
W XVI wieku Saudeleurzy zostali jednak obaleni przez buntownika Isokelekela, zwanego synem boga piorunów. To był początek końca świetności Nan Madol. Elity wybito, mieszkańcy się rozpierzchli, budowle zarosły. Gdy do Pohnpei dotarli Europejczycy, „Wenecja Pacyfiku” była już opustoszała i owiana złą sławą miejsca, w którym straszy. Pamięć o przeszłości udało się zachować m.in. dzięki pracom kontrowersyjnego polskiego podróżnika Jana Stanisława Kubarego (1846-1896), który zresztą ma swój grób na Pohnpei.
Muł, burze i turyści
Australijska firma ubezpieczeniowa BudgetDirect we współpracy z architektem Jeleną Popovic postanowiła przygotować cyfrową rekonstrukcję Nan Madol z czasów rozkwitu (podobnie jak kilku innych zagrożonych obiektów z listy UNESCO). Już zachowane do dzisiaj ruiny wydają się imponujące. „Odnowione” na komputerowej rekonstrukcji wyglądają jeszcze bardziej monumentalnie. Mury, naturalne i sztuczne wyspy sprawiają przy tym wrażenie dobrze rozplanowanych. W Nan Madol nic nie wydaje się przypadkowe. Jak podkreślają naukowcy, to „miasto na wodzie” jest świadectwem niezwykłych osiągnięć i kultury ludów wysp Pacyfiku z czasów dynastii Saudeleurów. Cywilizacji dziś już niemal zapomnianej.
Nic dziwnego, bo nie uczy się o niej w zachodnich szkołach. Ponadto to miejsce dość rzadko odwiedzane przez turystów. Po pierwsze z racji tego, że znajduje się daleko i niewielu turystów świadomych jest jego istnienia. Po drugie koszty podróży są bardzo duże (m.in. dlatego że trasę lotniczą obsługuje po „zaporowych” wręcz cenach amerykańska linia United Airlines). Po trzecie same mikronezyjskie władze wielokrotnie podkreślały, że nie chcą, aby zabytek został „zadeptany” wskutek masowej turystyki. I bez tego Nan Madol ma kłopoty – znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO wśród obiektów zagrożonych. Przyczyna: niekontrolowany rozrost namorzyn oraz zmiany klimatyczne. Kanały są zamulone, rośliny rozsadzają skały, gwałtowne burze niszczą nabrzeże. Tym ciekawsza wydaje się cyfrowa rekonstrukcja Nan Madol sprzed kilkuset lat.
Więcej rekonstrukcji zagrożonych obiektów z listy UNESCO: budgetdirect.com.au