Oto, co moim zdaniem, powinniśmy zrobić. Powinniśmy ocalić 100 tys. istnień ludzkich. I powinniśmy tego dokonać w ciągu osiemnastu miesięcy. “Ileś” nie jest liczbą, a “wkrótce” nie jest terminem. Oto liczba: 100 tys. Oto termin: 14 czerwca, dziewiąta rano”
– tak na jednej z konferencji zdrowotnych Donald Berwick, lekarz i dyrektor generalny amerykańskiego Instytutu Poprawy Opieki Zdrowotnej (ang. IHI), rozpoczął zmianę w medycynie. Jego historię opisali w bestsellerze „Pstryk. Jak zmieniać, żeby zmienić” Chip i Dan Heathowie, konsultanci, którzy doradzali takim firmom jak Microsoft czy Nike.
Naukowcy z IHI przeanalizowali opiekę nad pacjentem, używając narzędzi do oceny jakości samochodów schodzących z linii produkcyjnej. Wynik nie był dobry: „wskaźnik wadliwości” sięgał jednego błędu na 10 przypadków, co oznaczało np., że co dziesiąty pacjent nie dostaje leków o zaleconej porze. W dużej skali oznaczało to co roku śmierć dziesiątek tysięcy ludzi. Aby jej zapobiec, IHI zaproponował sześć konkretnych działań, m.in. szczegółowe procedury na różne sytuacje medyczne.
W ciągu dwóch miesięcy wyzwanie podjęło tysiąc szpitali. Zespół IHI pomagał pracownikom wdrożyć nowe procedury: wytyczne i szkolenia, zachęcał przedstawicieli szpitali, które szybko odniosły sukces, aby pełnili funkcję „mentorów” dla szpitali, które dopiero przyłączały się do kampanii. Zmiany nie były łatwe, bo wymagały przezwyciężenia nawyków i schematów, które gościły tam od dziesięcioleci, budziły rozdrażnienie u wielu lekarzy traktujących je jak ograniczenia. Ale sukces szpitali, które wdrożyły program, zachęcał kolejne.
Dokładnie 14 czerwca 2006 r. o dziewiątej rano Berwick ogłosił wyniki: „Szpitale, które włączyły się do kampanii, uratowały od śmierci około 122 tys. osób i co równie ważne, zaczęły wdrażać nowe standardy, które nadal będą ratować życie i poprawiać wyniki pracy służby zdrowia”. Słuchacze wpadli w euforię.
Zmiany bywają łatwe i trudne – przekonują autorzy „Pstryka”. Czy czujecie to nieprzyjemne swędzenie, gdy myślicie o Nowym Roku? Wydawałoby się, że nie ma nic przyjemniejszego niż spotkanie z przyjaciółmi, wspólny szampan. A dla ilu z was ta noc zamieni się w nieprzyjemne rozliczenie z niespełnionych – po raz kolejny – noworocznych obietnic? W cichą towarzyską „grę w upokorzenia”, niewinne z pozoru pytania: „Jak tam, Marysiu, twoja własna firma?”, „Widzę, Stefan, że jednak nie rzuciłeś palenia?”. I co roku te same wymówki: „Było dużo innych zleceń”, „Dzieci dużo chorowały”, „Na rynku jest kryzys, nie warto teraz iść na swoje”. Ale za rok – za rok to już musowo!
KROK ZA KROKIEM
Leo Babauta radzi, by wprowadzać tylko jedną zmianę naraz, by były one drobne i by cieszyć się każdym postępem. JAK?
• Wyznacz pewien czas każdego dnia na nieodkładanie na później. Zacznij od 5 minut pierwszego i drugiego dnia oraz 10 w dniach od 3 do 7. Wyznacz konkretną porę, np. 9 rano.
• Przed startem wybierz ważne zadanie. Tylko jedno. Musisz nad nim pracować 5 minut.
• Pozbądź się tego, co cię rozprasza. Wyłącz przeglądarkę, załóż słuchawki, jeśli tego potrzebujesz. Zrób to wszystko przed 9.
• Kiedy przyjdzie pora, skup się na zadaniu.
• Kiedy poczujesz pokusę, by zająć się czymś przyjemniejszym, zatrzymaj się. Nie działaj pod jej wpływem, obserwuj. Można czuć pokusę, ale ważne jest to, by się nauczyć, że nie ma ona nad tobą władzy. Obserwuj pokusę, nawet jeśli sprawia ci to trudność, oddychaj, a potem wróć do wykonywanego zadania.
• Powtórz powyższe kroki tyle razy, ile będzie trzeba.
• Ciesz się tym procesem. Zadanie nie będzie wtedy takie straszne i trudne. Uwolnij się od lęku, skup na przyjemności płynącej z pracy. Praktykując oswaja-nie się z nieodkładaniem na później, z czasem coraz rzadziej będziesz odwlekał różne sprawy.
LĘKI W NASZEJ GŁOWIE
Dlaczego, choć zaklinamy rzeczywistość i deklarujemy chęć zmiany, nie zmieniamy się? „Przyczyn jest tyle, ile ludzi, ale one wszystkie można sprowadzić do jednej zasady: kieruje nami mechanizm dążenia do przyjemności i jeszcze silniejszy – unikania nieprzyjemności. Jeśli mamy do wyboru zrobić coś, co jest przyjemne, np. usiąść w ciepłym domu, wypić kawę, a za oknem deszcz, zimno, to mimo że lekarz zalecił nam codzienne spacery, będziemy się starać uniknąć nieprzyjemności” – tłumaczy Iwona Majewska-Opiełka, coach, psycholog, autorka kilkunastu książek, m.in. „Agent pozytywnej zmiany”, i założycielka Akademii Skutecznego Działania Iwony Majewskiej-Opiełki (ASDIMO).
Jak zauważa psycholog, wielu z nas, jeszcze przed podjęciem działania, skupia się na antycypowanej nieprzyjemności, często ją wyolbrzymia: „Nie możemy zacząć gimnastyki, bo myślimy o czekającym nas wysiłku! Albo inny przykład: ktoś, kto zajmuje się sprzedażą bezpośrednią, nie przepada za momentem, kiedy musi zadzwonić, może po drugiej stronie słuchawki spotkać nieprzyjemny ton, odrzucenie, krzyk… Nie wie tego, zaledwie przypuszcza, ale nie dzwoni. Wzmaga nieprzyjemne uczucie. Tymczasem autentyczne działanie okazuje się znacznie przyjemniejsze, a większość lęków, które nas przed nim powstrzymują, nigdy się nie ziszcza” – mówi Iwona Majewska-Opiełka.
Z podobnymi przypadkami spotyka się Kaja Kozłowska, lifecoach, partner w Centrum Life Coaching Polska. Pamięta klientkę, z którą pracowała nad otwarciem własnego biznesu. „Trudnym momentem w tej zmianie było powiedzenie mężowi o pomyśle. Okazało się, że klientka miała już wcześniej inny pomysł na biznes, ale gdy podzieliła się nim z partnerem, mąż wyraził się o nim z lekceważeniem, kwestionując powodzenie planu: »z tego na pewno się nie utrzymasz«. Ta krytyka kompletnie ją zablokowała, nie umiała stanąć po swojej stronie, powiedzieć: »ale ja chce spróbować«” – opowiada Kozłowska. Także w tym przypadku klientkę blokowało już samo wyobrażenie tego, co może się stać.
Allan Loy McGinni, psychoterapeuta, przeanalizował kiedyś lęki pewnego klienta, biznesmena. Okazało się, że 40 proc. z nich dotyczy wydarzeń, które prawdopodobnie nigdy nie nastąpią, 30 proc. związanych było z decyzjami podjętymi w przeszłości, 12 proc. dotyczyło krytyki pochodzącej od innych ludzi, która w gruncie rzeczy niewiele się liczyła, a tylko 8 proc. było uzasadnionych. „Gdybyśmy umieli zredukować nasze troski o te 92 proc., bylibyśmy na drodze, by stać się panami samych siebie” – mówi terapeuta.
Niestety, jesteśmy zaprogramowani na skupianie się na negatywnych aspektach rzeczywistości, zapamiętujemy złe cechy innych ludzi i niemiłe wspomnienia z dzieciństwa. Naukowcy nazwali tę regułę asymetrią pozytywno-negatywną.
Ma ona znaczenie podczas dokonywania zmian. „Aby zrozumieć, o co chodzi, wyobraźmy sobie następującą sytuację: nasze dziecko przynosi ze szkoły świadectwo. Ma jedną szóstkę, cztery piątki i jedną dwóję. Której ocenie poświęci-my najwięcej uwagi? To hipotetyczne pytanie zadał Marcus Buckingham, który twierdzi, że prawie wszyscy rodzice skupią się na dwói. (…) Tylko nieliczni rodzice powiedzieliby za-miast tego: »Skarbie, z jednego przedmiotu dostałeś szóstkę. Musisz być naprawdę dobry w tej dziedzinie. Jak można by to wykorzystać?« (…) Wyobraźmy sobie świat, w którym mąż zapomniałby o urodzinach żony, a ona dałaby mu buziaka i powiedziała: »Przez trzynaście z ostatnich czternastu lat pamiętałeś o moich urodzinach! To cudownie!«. Te przebłyski sukcesu – te jasne punkty – potrafią oświetlić mapę działania i rozbudzić nadzieję, że zmiana jest możliwa” – przekonują autorzy „Pstryka”.
WSTAĆ Z KOLCA
Aby w ogóle zacząć o zmianie myśleć, musimy porzucić tzw. sferę komfortu. Brian Tracy, kanadyjski pisarz, guru rozwoju osobistego i psychologii sukcesu, autor bestsellerów „Przemiana” czy „Sukces tu i teraz”, tłumaczy: „Wiele osób popada w samozadowolenie, wynikające z obecnej sytuacji, w pracy lub związku jest im tak dobrze i bezpiecznie, że nie chcą wprowadzać w życiu żadnych zmian, nawet gdyby to były zmiany na lepsze. Póki się nie przekonają, że tak nie będzie zawsze, nie odniosą sukcesu”.
Kaja Kozłowska przyznaje, że klient, który rozpoczyna pracę nad zmianą, wie, że „coś mu się nie podoba” np. w pracy albo relacji osobistej, ale ma niewielkie wyobrażenie tego, co chciałby w zamian. „Obecna sytuacja go uwiera, ale jest znajoma: to jak kamyk w bucie, do którego przywykliśmy, już wiemy, jak stopę ustawić, aby uwierał mniej i plaster na odciski sobie umiemy przykleić” – wylicza.
Moja przyjaciółka Joanna od lat tkwi w firmie, w której odbywa się regularny mobbing. Pracownicy ciągle słyszą, jak bardzo są leniwi i beznadziejni. Normą jest zmuszanie do pracy w weekendy, a każda prośba o choćby jeden wolny dzień kończy się karczemną awanturą. Przyjaciółka za ten długotrwały stres płaci brakiem życia prywatnego i nadciśnieniem. Co jakiś czas dzwoni i obiecuje, że „już dość!”, ale wszystko zostaje po staremu. W końcu praca jest dobrze płat-na, a rynek trudny. „Anthony Robbins mówi, że zmieniasz się albo z inspiracji, albo z desperacji” – podsumowuje Iwona Majewska-Opiełka.
Zdaniem psycholog dobrze ilustruje to opowieść o psie, który siedział i wył. Przechodzący człowiek zapytał właściciela: „Dlaczego on tak wyje?”. „Bo siedzi na kolcu” – padła odpowiedź. „A dlaczego nie wstanie?” – dopytywał przechodzień. „Wystarczająco mocno go widocznie jeszcze nie kłuje!”. „Ilu jest takich ludzi wokół nas? Siedzą na swoich kolcach, narzekają, duszą się w pracy, w niesatysfakcjonującym związku, ale nie robią nic, by to zmienić! Wiedzą, że to, co nieznane, będzie wymagało trudu. A co ja zrobię sama? A co powiedzą ludzie? – pyta samą siebie doświadczająca przemocy żona i wciąż odwleka moment decyzji o rozwodzie. Czasem dopiero dramatyczne wydarzenie – wypadek, choroba, bankructwo – może taką osobę zmotywować do »wstania z kolca«.
Kiedy wreszcie decyduje się na pierwszy krok, pisze po-zew, zmiana – małymi kroczkami – zaczyna się dziać, to desperacja. Inspiracją mogą być artykuły, szkolenia, inni ludzie” – dodaje Majewska-Opiełka.
Kaja Kozłowska zauważa, że gdy klient dostrzega, że „to, czyli zmiana” dzieje się naprawdę, że ta pierwsza kostka domina przewróci kolejne, nie ma pewności, co się wydarzy, ale ma świadomość, że zmiana będzie w pewnym sensie nieodwracalna. Dlatego gdy pytam, dlaczego z pozoru proste noworoczne postanowienia: „od jutra chudnę”, są tak trudne w realizacji, tłumaczy: „One tylko pozornie takie są, wydaje nam się, że to tylko przewrócenie tej jednej kostki domina – wystarczy mniej jeść! Ale okazuje się, że zmiana jest o wiele bardziej kompleksowa, niż przewidywaliśmy. Zmiana sposobu odżywiania to tak naprawdę często zmiana stylu życia: jemy w innych godzinach, częściej, musimy po jedzenie jeździć do sklepu na drugim końcu miasta, znaleźć czas, by je ugotować. A co z innymi członkami rodziny, którzy diety nie stosują? A co z przyjaciółmi, którzy świetnie gotują i wciąż zapraszają na obiady? Zrezygnować z życia towarzyskiego?”. Zmiana nie może być narzucona z zewnątrz – my sami musimy jej zapragnąć.
„Musimy zapytać samego siebie, czy cel, który sobie stawiam, jest dla mnie ciągle ważny? Czy może o firmie, którą otwieram, mówię już tylko nawykowo? A może ktoś inny uważa, że powinienem to zrobić, ale ja tak naprawdę wcale tego nie chcę?” – zastanawia się Kaja Kozłowska.
BYĆ JAK MARTIN LUTHER KING?
Poleca Artur Rzepecki
Jedną z najtrudniejszych zmian jest przejście z roli pracownika do roli lidera. Dla wielu menedżerów awans oznacza zintensyfikowanie starych wzorców, ale to najczęściej błąd, sytuacja wymaga nowego sposobu myślenia i działania. Muszą przejść na etap, gdzie kluczem jest praca z ludźmi, którzy zajmują się zadaniami, a nie samo zadanie. Muszą odejść od tego, co do tej pory gwarantowało, że byli dobrzy, na rzecz niepewnego i wcześniej krytykowanego, bo skuteczność liderów oznacza budowanie relacji, koalicji, wpływu, przygotowywanie gruntu pod decyzje, a nie samo decydowanie. Pomóc w zmianie mogą książki.
Świetną lekturą są „Strategie sukcesu” Hansa Christiana Altmana, który opisuje strategie działania historycznych postaci: od Aleksandra Wielkiego przez Marię Teresę po Gandhiego. Próbuje dociec, na jakich wartościach opierali się jako liderzy. Zachęcam do tej lektury klientów, by zastanowili się, jaki styl najbardziej im odpowiada, na jakiej podstawie chcą budować swój indywidulany styl przywództwa.
Polecam też „Władzę” Jeffreya Pfeffera, która opisuje kulisy sprawowania władzy na wysokim szczeblu, to taki „House of Cards” w korporacji. Zarówno ta książka, jak i serial pozwalają uświadomić sobie, że skuteczność to nie jest kwestia posiadania racji, ale budowania większości. Każdy, kto wchodzi w świat sprawowania władzy, musi się liczyć z tym, że pewne decyzje wymagają bycia bezwzględnym, sam musisz odpowiedzieć na pytanie: jak daleko gotów jesteś się posunąć w imię bycia skutecznym? Cena władzy jest wysoka, czy aby na pewno warto?
Trzecia jest książka Jima Collinsa „Od dobrego do wielkiego”, która uświadamia nam, że lider to nie musi być „charyzmatyczny mówca”, to człowiek, który potrafi przede wszystkim dokonać odważnych wyborów, konfrontować się z trudnościami i skupiać właściwych ludzi wokół właściwych zadań
KŁODY POD NOGI
Gdy podświadomie nie pragniemy zmiany (np. jest ona wymuszana przez otoczenie), często równie nieświadomie robimy wszystko, by jej przeciwdziałać. Zjawisko to jest zwane samo-utrudnianiem, rzucaniem sobie kłód pod nogi.
Artur Rzepecki, executive coach, wiele lat pracował również jako headhunter. „Spotkałem menedżerów utalentowanych, samodzielnych, których pytałem wprost, co ich powstrzymuje przez założeniem własnej firmy. Często słyszałem: »Myślę o tym i w perspektywie trzech, czterech lat to zrobię, potrzebuję jeszcze trochę kapitału, odrobinę podnieść kompetencje«. Gdy spotykałem ich ponownie po tym czasie, znów słyszałem: »Wszystko jest na dobrej drodze, ale jeszcze trzy, cztery lata«. Ten okres to wystarczająco blisko, aby uwierzyć, że to się wydarzy, ale dostatecznie daleko, żebym jeszcze dziś nie musiał nic robić” – wyjaśnia Rzepecki. Dlatego tak ważne jest myślenie perspektywiczne, pytanie samego siebie, gdzie chcę być za pięć, dziesięć lat, konkretyzowanie celów i projektowanie marzeń. To działa w sposób »magiczny«, ułatwia podejmowanie ważnych decyzji, bo albo coś prowadzi do realizacji moich marzeń, albo mnie od nich odciąga. Mogę powiedzieć: chcę mieszkać na południu Europy, do pracy dojeżdżać na rowerze. I dopiero wtedy zastanowić się, czym mógłbym się zajmować, by tak żyć? Być konsultantem? A może pracować jako cukiernik? Co powinienem dziś zacząć robić, by za dziesięć lat to marzenie było rzeczywistością? Co mogę zrobić już teraz? Zmiany są łatwiejsze dla tych, którzy mają jasność, dokąd zmierzają. Żeglarzowi, który nie wie, dokąd płynie, żaden wiatr nie sprzyja.
„MY WAY”, CZYLI ODZYSKAJ KONTROLĘ
Kaja Kozłowska, by zmotywować klientów do rozpoczęcia zmiany, często pyta: „Ile jeszcze wytrzymasz tam, gdzie jesteś, jeśli nic się nie zmieni? Czy wyobrażasz sobie, że za rok jesteś wciąż w tej pracy, w tym związku? To mocne pytanie działa na wyobraźnię, uświadamia nam, że jeśli teraz nie podejmiemy działań, to za rok będzie tak samo! Drugi mocny moment następuje, gdy klient w trakcie pracy z coachem wychodzi z roli: ofiary systemu, relacji, okoliczności, zdaje sobie sprawę, że zmiana zależy od jego wyboru. Moment, w którym zdaje sobie sprawę, że ma wpływ, jest już zmianą, np. zareagowanie na kolejną impertynencję szefa i powiedzenie mu, co się o tym myśli. Może to niewiele, ale odzyskuje się poczucie kontroli, „ja wybieram swoją reakcję”.
„Zmiany to rozwój. Można dać ludziom siłę, aby się ruszyli z miejsca” – przekonuje Iwona Majewska-Opiełka. Wielu jednak potrzebuje wzmocnienia. „W logodydaktyce, mojej koncepcji rozwoju, kładę nacisk na budowanie kilku cech, w tym poczucia własnej wartości. Bo jeśli zaczynasz wierzyć w siebie, kochać siebie, to gotów jesteś też coś dla siebie zrobić” – wyjaśnia psycholog. Wie, że chęć zmiany musi być silna – sama na początku tego stulecia porzuciła ustabilizowane życie w Toronto, by na nowo zapuścić korzenie w Polsce.
Już od wczesnych lat 90. przylatywała jednak regularnie do Polski. „To był niesamowity czas, Polacy mieli w sobie głód zmian, ale brakowało im poczucia własnej wartości, zaufania do siebie nawzajem. Ciągle jeszcze trochę im brakuje” – mówi.
ŻYĆ PEŁNIĄ ŻYCIA
Iwona Majewska-Opiełka w czasie rocznego programu zmiany, jaki prowadzi, zadaje klientom jako ćwiczenie piosenkę Franka Sinatry „My way”.
Wsłuchaj się w treść utworu (https://www.youtube.com/watch?v=w-U440tU5CA): „Żyłem pełnią życia / Podróżowałem każdą drogą / Że żyłem tak, jak chciałem (…) Kochałem, śmiałem się i płakałem / Doznałem spełnienia, ale i uczucia straty / A teraz, kiedy łzy obeschły / Mogę się już tylko cieszyć / Myśleć, że to ja zrobiłem to wszystko / Bo czymże jest człowiek, co on takiego ma? Jeśli nie jest sobą, nie ma nic” – śpiewa Sinatra.
Zastanów się, czy: Żyjesz tak, jak chcesz? Czy jesteś proaktywny? Czy bierzesz odpowiedzialność za swoje życie?
A może mówisz: „Co ja mogę, człowiek puch marny, liść na wietrze, taki los”?
Zastanów się, co musiałoby się dziać, żebyś uznał, że jesteś zadowolony, żebyś podjął pewnego rodzaju kroki. Myśl pozytywnie, ale nie powtarzaj sobie po prostu: „wszystko będzie dobrze”. Myślenie pozytywne to takie patrzenie na sytuację, by dążąc do czegoś, cieszyć się tym procesem.
NIE TYLKO PRACA, CZYLI GOTOWI NA ZMIANĘ
Artur Rzepecki uważa, że niektórym „trudniej ruszyć z miejsca”. „Do firmy trafiają najczęściej w młodym wieku, pracują po kilkanaście godzin, ich ważność w świecie wyznacza ich miejsce w organizacji. Jeśli mają wysoką pozycję, to jej utrata, np. nagłe zwolnienie, oznacza degradację społeczną, z którą trudno jest im sobie poradzić” – uzasadnia coach. Zwłaszcza że ich całe życie często kręci się wokół posady: biorą kredyt pod to, ile zarabiają, kupują mieszkania, aby mieć blisko do pracy, wybierają przedszkole, szkołę dla dzieci. Jedna zmiana pociąga za sobą reorganizację całego życia.
Coach zauważa, że aby być przygotowanym do zmiany, trzeba budować alternatywy. „Jestem fachowcem w pracy, ale nie jest to jedyny wymiar mojej osoby, jestem też świetnym ojcem, dobrym sąsiadem, kolegą. Gdy zamyka się jedna z przestrzeni, np. zmieniam pracę, pozostaję wartościowy na innych polach” – dodaje. Ta gotowość na zmianę zmienia się z wiekiem i etapem w rozwoju, czym innym jest, gdy mamy lat 25, a czym innym ćwierć wieku później. „Mam sporo klientów koło pięćdziesiątki, którzy zaczynają dostrzegać, że korporacja to nie jest świat, w którym będą bez końca awansować, że ten świat powie: »to nic osobistego, ale obok jest ktoś, kto jest trochę młodszy, tańszy, kto ma więcej do udowodnienia, komu bardziej się chce, sorry«. Kluczem w ich przypadku, zamiast trzymania się kurczowo posady, jest przygotowanie się do zmiany, własna firma, przekwalifikowanie” – mówi Rzepecki.
WALKA ROZUMU I EMOCJI
Autorzy „Pstryka” zauważają, że większości zmian nie da się osiągnąć, kierując się wyłącznie argumentami logicznymi, ponieważ siłą napędową zmian są zwykle emocje. Słuszny gniew stał za plecami większości rewolucji, ale i Martina Luthera Kinga czy Gandhiego. Euforia, której doznajemy, zostając rodzicami, popycha nas do radykalnej transformacji życia. Autorzy „Pstryka” posłużyli się metaforą stworzoną przez psychologa Jonathana Haidta z Uniwersytetu Wirginia, który twierdzi, że nasze emocje są Słoniem, a rozum – Jeźdźcem. „Jeździec siedzi na Słoniu, trzyma wodze i wygląda na szefa, ale (…) w porównaniu ze Słoniem jest bardzo mały. Gdy sześciotonowy Słoń i Jeździec nie zgadzają się co do kierunku jazdy, Jeździec zawsze przegrywa. (…) Słoń woli szybką nagrodę (lody) od długofalowej korzyści (szczupła sylwetka). Siłą Jeźdźca jest umiejętność planowania, ale ma też słabość – nadmierne analizowanie. Dlatego realizacja celu wymaga planu Jeźdźca i energii Słonia” – piszą Heathowie.
Przed słoniowym wyzwaniem stanął Jon Stegner, jeden z bohaterów książki Johna Kottera i Dana Cohena „Sedno zmian”. Uważał, że przedsiębiorstwo, w którym pracuje – wielki zakład wytwórczy – trwoni ogromne pieniądze. Ale wielkie oszczędności wymagały głębokiej zmiany i zgody szefów. Mógł oczywiście zaprezentować im szereg suchych liczb w Excelu, ale czy te dane zadziałałyby na ich wyobraźnię? Jeździec pokiwałby głową, a Słoń przysnął znudzony. Stegner zbadał jeden produkt – rękawice robocze. Okazało się, że fabryki używają 424 rodzajów rękawic, zamawianych u różnych dostawców: ta sama para w jednej fabryce kosztowała 5 dolarów, w innej – nawet 17. Wszystkie 424 rodzaje zgromadzono na stole w sali konferencyjnej i opatrzono cenami. Zdumieni dyrektorzy nie mogli uwierzyć. „Musimy to zmienić” – zdecydowali. Stegner dostał zielone światło dla zmiany, o którą zabiegał. A firma zmieniła proces zakupów i zaoszczędziła mnóstwo pieniędzy.
W czasie tegorocznego programu zmiany, tzw. Drogi do…, Iwona Majewska-Opiełka wielokrotnie była świadkiem na-wet bardzo gruntownej przemiany swoich klientów. Ludzie zaczynali nowe kariery, wręcz nowe życie. „Jedna z klientek, pracownica korporacji, choć ceniła tę pracę i pieniądze, miała artystyczną duszę i marzyła o założeniu manufaktury biżuterii z koralików. Brak zmiany tłumaczyła brakiem czasu. Wreszcie, w czasie kolejnych zajęć, zaproponowałam: »dlaczego nie pójdziesz i nie zapytasz szefa, czy nie mogłabyś pracować na trzy czwarte etatu?«. Zgodził się. Zaczęła rozwijać działalność. Po kilku miesiącach jej biznes hulał, dziś już nie pracuje w korporacji. Inna moja klientka, Kasia, romanistka, niespełniona w karierze naukowej, odkryła, ze ma smykałkę do sprzedaży. Jest świetna w tym, co robi” – opowiada Majewska-Opiełka.
Artur Rzepecki pociesza, że choć zmiany są trudne, to większość jego klientów jednak ich dokonuje. „mówią czasem: trwało to dłużej, niż planowałem, ale jestem tam, gdzie chciałem być”. To chyba najpiękniejsze podziękowanie, jakie coach może usłyszeć.
Życzę, aby i wam się udało. Abyście na ponoworocznym kacu nie musieli z sarkazmem cytować sobie wiersza Andrzeja Bursy „Nadzieja”:
„Jeżeli nam się uda to cośmy zamierzyli
i wszystkie słońca które wyhodowaliśmy w doniczkach
naszych kameralnych rozmów
i zaściankowych umysłów
rozświetlą szeroki widnokrąg
i nie będziemy musieli mówić że jesteśmy geniuszami
bo inni powiedzą to za nas
i aureole
tęczowe aureole
…ech szkoda gadać
Panowie jeżeli to się uda
To zalejemy się jak jasna cholera”.