David Baker to wykładowca na australijskim Macquarie University zawodowo zajmujący się tzw. Wielką Historią. Stosuje on modelowanie matematyczne do wyjaśniania i przewidywania politycznej niestabilności w złożonych społeczeństwach (tzw. teoria strukturalno demograficzna). Według niego w latach 20. tego wieku możemy spodziewać się zamrożenia płac, obniżenia jakości życia klas średnich i niższych, pogłębiania nierówności majątkowych, większej liczby powstań zbrojnych i zamieszek, dalszej polaryzacji politycznej, ostrego współzawodnictwa elit o władzę, szczególnie z pomocą ruchów i organizacji o skrajnych poglądach.
Brzmi znajomo? Pewnie dlatego, że świat już to ”przerabiał” wielokrotnie. Nasze czasy, zdaniem Bakera, równie dobrze odzwierciedla zmierzch Imperium Rzymskiego jako republiki (tu II wojna punicka z 201 r. p.n.e. i gwałtowny okres wzrostu odpowiada XX-wiecznej II wojnie światowej) co wojna domowa w Anglii w II połowie XV wieku (Wojna Dwóch Róż). W obu przypadkach cykl przemocy, czy między ugrupowaniami Optymatów i Popularów w starożytnym Rzymie, czy między Lancasterami a Yorkami w Anglii przerwało krwawe wydarzenie (wykonawcami tegoż byli odpowiednio Oktawian August i Henryk Tudor) otwierające drogę do radykalnej zmiany: początku Cesarstwa Rzymskiego czy panowania Tudorów.
Według wspomnianego historyka, nasz świat zmierza do takiego właśnie gwałtownego wydarzenia (ang. trigger event). Może to być kryzys klimatyczny, globalna epidemia czy światowy krach gospodarczy. Każde z tych zjawisk ma potencjał wywołać długi okres ekstremalnej przemocy. Niestety globalnie. – Istnieje także szansa, choć znacznie mniejsza, że nim to nastąpi nadejdzie przełom technologiczny, równy znaczeniem rewolucji przemysłowej XIX wieku, zdolny obniżyć panującą wszędzie gorączkę i odwrócić nadejście czegoś strasznego – tłumaczy wykładowca Macquarie University.
– Nie bawimy się tu w zgadywanie, a posługujemy narzędziem zwanym kliodynamiką, odnajdując powtarzające matematyczne wzory i schematy wydarzeń poprzez analizę dziesiątków przykładów z historii cywilizacji istniejących w ostatnich 5 tys. lat. Teoria strukturalno-demograficzna, jeden z owoców kliodynamiki, doskonale wyjaśnia cykle koniunktury i upadku – przekonuje Baker.
Jego zdaniem o tym, że jesteśmy w schodzącej fazie cyklu świadczą m.in. kurczące się globalnie płace, rosnące nierówności społeczne, coraz bardziej brutalne współzawodnictwo elit. Kolejny znak złych czasów to relatywne bogacenie się (nie musiało dotyczyć np. mieszkańców krajów Bloku Wschodniego) pokolenia naszych dziadków i rodziców. Jak ludowa mądrość głosi, dobrze już było. I raczej w najbliższym czasie lepiej nie będzie, chyba że ktoś wymyśli nowe źródło taniej energii (np. kontrolowana synteza termojądrowa) czy nastąpi inny, równie cywilizacyjnie-istotny przełom. Patrząc na to w sposób możliwie prosty, światu potrzeba czegoś, co ”poluzuje nieco atmosferę”.
– Na schodzącym etapie cyklu rozwoju zawsze dochodzimy do momentu wzajemnego mordowania się. Z moich wyliczeń wynika, że w tego typu okresach ginie zwykle 1/5 ludzi na Ziemi. Dziś to 1,6 mld osób. Pamiętajcie o tym w nadchodzących latach, gdy wpadniecie we wściekłość oglądając wiadomości w telewizji czy czytając coś na Twitterze. Z powodu globalizacji świat stał się mniejszy i bardziej powiązany. Gdzie byśmy nie żyli, docierają do nas informacje o politycznych podziałach w USA, Australii, Chinach czy Brazylii. Możemy spodziewać się, że sytuacja będzie się tylko pogarszać aż nastąpi ów ”trigger event”. Oby było to coś pozytywnego – zauważa australijski historyk.
David Baker pociesza jednak, że historia i przebyte doświadczenie pokazują, że przed końcem tego wieku coś dobrego i Bardzo Ważnego na pewno się wydarzy. Naszym zadaniem na najbliższą dekadę jest po prostu ją przetrwać.