Badania złóż guana na antarktycznej wysepce ujawniły dramatyczny wpływ wybuchów wulkanu na tamtejszą populację pingwinów – informuje pismo „Nature Communications”.
Od tysięcy lat na wysepce Ardley koło Półwyspu Fildes na południowo-zachodnim krańcu Wyspy Króla Jerzego gnieżdżą się pingwiny białobrewe (Pygoscelis papua). To największa kolonia lęgowa tych ptaków w całej Antarktyce – w ostatnich 30 latach powiększyła się o 30 proc., osiągając około 5 tys. par.
Podczas prowadzonych na wyspie badań wpływu poziomu morza na skład osadów międzynarodowa grupa naukowców (kierowana przez Steve’a Robertsa z British Antarctic Survey w Cambridge i Patricka Moniena z Instytutu Chemii i Biologii Morskiej w Oldeburgu) przeanalizowała między innymi osady pingwiniego guana, gromadzącego się na dnie pobliskiego jeziora. Warstwy guana oddzielały warstwy popiołu wulkanicznego, zawierające także kości młodocianych pingwinów białobrewych. Jak wykazały analizy, w ciągu ostatnich 7 tysięcy lat kolonia tych ptaków na Ardley była trzykrotnie (5500, 4300 i 3000 lat temu) bliska wyginięcia. Jej odtworzenie we wcześniejszej formie zajmowało od 400 do 800 lat.
Winowajcą okazał się wulkan na oddalonej o 120 kilometrów Wyspie Deception w archipelagu Szetlandów Południowych. Jego ostatnie wybuchy miały miejsce w latach 1967-1973 i spowodowały zmniejszenie się populacji pingwinów białobrewych – dopiero teraz zaczyna się ona ponownie powiększać.
Po raz pierwszy pingwiny pojawiły się na Ardley 6700 lat temu, po ustąpieniu lodu, na co wskazują badania pozostałości mchów w osadach, zbadane przez prof. Ryszarda Ochyrę z Instytutu Botaniki PAN.
W odróżnieniu od preferujących drobne skorupiaki (kryl) pingwinów maskowych i Adeli, pingwiny białobrewe jedzą dużo ryb. Kryl żyje głównie pod lodem – im mniej lodu, tym mniej kryla. Dlatego bardziej elastyczne pod względem wymagań życiowych pingwiny białobrewe łatwiej niż inne gatunki przystosowują się od ocieplenia.