Dla wielu, którzy, owszem, coś tam o Rympałku słyszeli, ale nie bardzo wiedzą, czy to postać filmowa czy też rzeczywista, sukces policji jest zaskakujący. Wydawało się bowiem, że ów szef „żołnierzy” Pruszkowa, który nie chciał się pogodzić z upadkiem struktury, stworzonej przez Andrzeja Kolikowskiego vel Pershinga, to już tylko opowieść z kryminalnego Pitavala.
Przecież Marek Cz. został już raz zatrzymany – ponad trzynaście lat temu, osądzony na dziesięć lat i zamknięty. Skazano go za kierowanie grupą przestępczą, ale krwi na rękach mu nie udowodniono (codzienne media przypomniały wszystkie wyczyny jego grupy, więc w tym miejscu nie ma sensu ich przypominać). I na tym kończy się story o Rympałku. Czyżby?
W więzieniu był do czerwca 2007 roku. Gdy opuścił jego mury, rozpłynąl się jak we mgle. Stało się jasne, że będzie próbował odtwarzać stare struktury – zarówno te pruszkowskie, jak również mokotowskie. Nie sam, rzecz jasna – między innymi przy udziale swego kompana (niezwykle groźnego przestęcy) Rafała S. szerzej znanego jako Szkatuła. Na marginesie – poszukiwania tego drugiego trwają od lat, i policja zaczyna mieć wątpliwości czy on w ogóle istnieje.
Rodzi się pytanie: czy fakt, że Rympałek wpadł oznacza, że plan stworzenia przestępczej machiny w ogóle się nie powiódł? Czy dawne potęgi są już w takiej rozsypce, że nie da się na ich bazie niczego zbudować? Czy w ogóle dawne mafijne podziały podziemnej Polski mają jeszcze jakiekolwiek znaczenie? Nie wiemy. Wiemy natomiast, że w gangsterskim fachu jest coraz trudniej – robota niebezpieczna, i już nie rzynosi takich kokosów jak kiedyś. Wniosek? Każdy musi wyciągnąć sam… Także Rympałek.
Co wcale nie znaczy, że przestępcy składają broń. Nie – tyle, że łączą się pod zupełnie innymi sztandarami, o czym wkrótce napiszemy.