Trzynaście lat temu zamówiłem na Allegro dwie sadzonki sosny żółtej. Kosztowały jakieś śmieszne pieniądze, a gdy przesyłka z nimi dotarła, wyglądały jeszcze mniej poważne – ot, takie patyki z niewielką bryłą korzeniową i kępką igieł na drugim końcu. Postanowiłem jednak dać im szansę i posadziłem je w różnych kątach ogrodu.
Z jednego wyrosło drzewo, sięgające dziś siedmiu metrów. Jego gałęzie pokrywają długie igły, a te, które opadły, utworzyły warstwę ściółki, w której z upodobaniem chowa się nasz ogrodowy jeż Stefan. W poprzednim roku na sośnie po raz pierwszy pojawiły się szyszki.
Druga sadzonka miała mniej szczęścia. Na dość wczesnym etapie straciła stożek wzrostu i już nigdy nie odzyskała formy. Dziś jest pokręconym, dwumetrowym badylem, którego nie mam serca wykopać i przemielić na kawałki do ściółkowania grządek. Więc wegetuje sobie w kącie, przypominając mi o tym, że nie każda sadzonka ma szansę stać się pięknym drzewem.
Drzewa same rosną – i same obumierają. Trzeba o nie dbać
Warto o tym pamiętać, gdy czytamy o mniej czy bardziej ambitnych planach zalesiania naszej planety. Pisaliśmy kiedyś obszernie na łamach „Focusa” o tym, jak drzewa mogą pomóc nam w walce z katastrofą klimatyczną. Aby to się jednak udało, trzeba by obsadzić nimi gigantyczną powierzchnię – aż 900 milionów hektarów.
Czy to w ogóle realne? Wiele wcześniejszych projektów pokazało, że nie wystarczy po prostu posadzić drzewa. Sadzonki muszą być dobrej jakości, bo inaczej skończą jak moja sosna-badylek. Rosnącego lasu trzeba doglądać, aby miał on szansę stworzyć dobrze działający ekosystem.
A w końcu jeśli zdecydujemy się na wycinkę drzew, pozyskane z nich drewno powinno zostać wykorzystane jako materiał budowlany, a nie opał. W tym drugim przypadku bowiem cały zgromadzony przez roślinę dwutlenek węgla wraca do atmosfery, co z punktu widzenia ochrony klimatu nie ma żadnego sensu.
Coraz mniej nasion, coraz słabsze sadzonki. Jak zalesiać i zadrzewiać?
Co gorsza, możemy mieć coraz większy problem z sadzonkami. Widać to już w Stanach Zjednoczonych, które planują zalesienie 54 mln hektarów do 2040 r. Wymagałoby to dostarczania ponad 3 mld sadzonek rocznie – dwa razy więcej, niż obecnie. Tymczasem w USA jest coraz mniej specjalistów od zbierania nasion, szkółki narzekają na brak powierzchni i pracowników.
Problem pogłębia także wspominana wcześniej katastrofa klimatyczna. Drzewom szkodzą susze, a przede wszystkim coraz częstsze pożary.
– Wszyscy znani mi zbieracze nasion mówią, że tak złej sytuacji nie widzieli w ciągu ostatnich 40 lat. Drzewa przestały być przewidywalne. Nawet w dobrych latach produkują teraz mniej szyszek czy owoców – mówi Austin Rempel, specjalista od zalesiania z organizacji American Forests.
W takiej sytuacji powinniśmy – bardziej niż do tej pory – dbać o każde drzewo. W tym roku, z okazji 25-lecia „Focusa” posadziliśmy w Warszawie trzy lipy. Obiecujemy, że będziemy ich doglądać!