Rozbiory są w naszej zbiorowej pamięci tak wielką katastrofą, że przywykliśmy do obarczania ich winą za wiele późniejszych, a nawet współczesnych problemów Polski. Wydaje nam się, że gdyby nie one, w XIX wieku Polska przekształciłaby się w nowoczesne i dobrze funkcjonujące państwo. Przekonanie to, jakkolwiek krzepiące, pozostaje wątpliwe. Historia pokazuje, że zapóźnienie rozwojowe Europy Środkowo-Wschodniej było długotrwałe i ujawniło się nie w wieku XIX czy XX, ale już w XVII. Powinniśmy więc odwrócić popularny schemat rozumowania: Polska nie dlatego popadła w zacofanie, że rozszarpały ją ościenne potęgi, ale została poddana rozbiorom, ponieważ była zacofana, a jej porządek ustrojowy nie pasował do nowoczesnego ładu międzynarodowego, który ukształtował się w Europie po wojnie trzydziestoletniej. Uniknięcie w jakiś sposób rozbiorów (w jaki?) oszczędziłoby nam cierpień i upokorzeń, ale nie zastąpiłoby reform. Czy takowe by nastąpiły?
Na myśl od razu przychodzi Konstytucja 3 maja, której postanowienia nie zostały wprowadzone w życie między innymi na skutek rozbiorów. To prawda. Tak samo jak to, że została uchwalona dzięki otrzeźwieniu wywołanemu przez pierwszy rozbiór i pogarszającą się sytuację geopolityczną. Te czynniki uświadomiły Sarmatom, że ich państwo zmierza wprost ku zagładzie. Nie ma pewności, że coś podobnego do Konstytucji 3 maja powstałoby, gdyby nie rozbiór z 1772 roku. Środowiska oświeceniowych reformatorów przekonywały o konieczności zmian dobre cztery dekady wcześniej, ale nie miały posłuchu wśród zadufanych w sobie Sarmatów. Cóż, Polak mądry po szkodzie, jak mówi przysłowie.
Niewykluczone, że historia potoczyłaby się pomyślnie dla postępującej dezintegracji społecznej, wojen domowych, rozpadu unii z Litwą i emancypacji Ukrainy. Wiek XIX to okres powszechnego budzenia się świadomości i tożsamości narodowej. Towarzyszyły temu społeczne niepokoje i walki o narodowe wyzwolenie. Możliwość taka nie umknęła uwadze XIX-wiecznych pisarzy i publicystów. Na przykład Słowacki pisał:
„Lelewel miał natchnienie, gdy mu przyszło na myśl Polskę z Hiszpanią porównać – ale w pisaniu odbiegło go, a rozum oszukał. – Aragon – Polska, gdyby się była utrzymała, byłoby tak jak dziś w Hiszpanii. – Skrzyn[ecki] jak dyktator – Chłopicki i Krukowiecki jak Narwaezy. – Jelski byłby zaczął bankrutować, a skończyłby bankructwo systemat pana Cieszkowskiego. – Ks. Czartoryski ma[r]tynizowałby różaną wodą arystokracji, pachnący z Guizotem zawsze. – Wilno z Mickiewiczem poszłoby pod prawo wojenne jak Barcelona. Autor Nieboskiej bruździłby i zawichrzał pałacem – sądząc, że dramat z królami odgrywa. – Sejm gadałby jak kortezy”.
Poza problemami z utrzymaniem imperium kolonialnego (czytaj „Polski kolonializm kresowy”, FH 9/2013), znacznie przerośniętego jak na mizerne możliwości militarne i administracyjne I RP mogłyby się pojawić dwa zasadnicze problemy wewnętrzne: kwestia chłopska (połączona z trudną reformą rolną) oraz kwestia żydowska. W wieku XIX pańszczyzna znika nawet z najbardziej zacofanych obszarów Europy Środkowej i Wschodniej, łącznie z Rosją. Jak poradziłaby sobie z tym Rzeczpospolita, gdzie pańszczyzna była fundamentem gospodarki folwarcznej? Trudno to sobie wyobrazić. Bez wątpienia bunty i powstania chłopskie stawałyby się coraz częstsze i bardziej radykalne, bo tak było w XIX wieku w całym regionie (doświadczyliśmy tego np. pod postacią rabacji galicyjskiej). Że Polacy nie mieli pomysłu na rozwiązanie kwestii chłopskiej, pokazuje dwudziestolecie międzywojenne – pomimo kilku prób nie udało się wówczas przeprowadzić skutecznej reformy rolnej. Zrobił to dopiero PKWN w 1944 r. Znów zmodernizował nas ktoś inny.
Drugi problem to kwestia żydowska. II RP rozpoczęła swoją historię od serii pogromów w 1919 r. – zginęło ok. 100 Żydów, a półtora tysiąca zostało rannych. Jak pokazał francuski historyk Daniel Beauvois, antysemityzm był obecny w I RP i odgrywał ważną rolę w rozładowywaniu napięć między chłopstwem a szlachtą: za grzechy panów, którzy znajdowali się poza zasięgiem chłopskiej zemsty, płacili „chciwi i przebiegli Żydzi” obwiniani za głód i nędzę. A gdyby w XIX w. pod ręką nie było zaborców, na których dało się zwalić winę za całe społeczne zło tamtego okresu? Lepiej chyba sobie tego nawet nie wyobrażać.