Chorzy dyktatorzy. Na co chorowali Lenin, Hitler, Stalin?

Lenin, Hitler, Stalin… Wszyscy doszli do władzy w czasach chaosu. Nie mieli litości. I nie mieli też zdrowej psychiki
Chorzy dyktatorzy. Na co chorowali Lenin, Hitler, Stalin?

Dwaj ministrowie spraw zagranicznych Polski i Niemiec wybrali się do Mińska, aby wytyczać tam drogę do demokracji. W dodatku oferują dyktatorowi trzy miliardy dolarów. Wszystko to  jest najwspanialszym przykładem, jak europejska polityka czerpie nauki z historii. Kiedyś państwa obecnej Unii Europejskiej wysyłały korpusy ekspedycyjne, niekoniecznie w obronie demokracji. Zarzucono tę praktykę i dobrze, gdyż takie zbrojne interwencje zwykle nie przynosiły sukcesów – czego Rosja bolszewicka, Irak i Afganistan są najlepszymi przykładami.

Nawet krwawe stłumienie wolnościowych zrywów w radzieckim imperium, jakie rozrosło się w Europie po II wojnie światowej, też okazało się krótkotrwałe. W dodatku historia pokazuje, że wojskowa interwencja może mieć zupełnie odwrotny efekt. Widok obcych żołnierzy jednoczył społeczeństwo w oporze. Ci, którzy skakali sobie do gardeł, nagle ramię w ramię stawali przeciwko interwentom. Ponadto interwencja destabilizowała sytuację, otwierając drogę do władzy dyktatorom. A dyktatury nigdy nie znajdują tak podatnego gruntu dla siebie jak podczas politycznego czy gospodarczego zamieszania. W ten sposób wyrosły w XX w., przynosząc milionowe ofiary i ogrom nieszczęść.

Tak w 1918 i 1919 roku było w każdym państwie, którego gospodarkę i społeczeństwo rozchwiała wojna światowa. I tam pojawiali się dyktatorzy. A to komunistyczni (jak Lenin i Stalin, Béla Kun na Węgrzech czy Ali Aaltonen w Finlandii), a to prawicowi (jak Carl Mannerheim, Benito Mussolini czy Miklós Horthy). Wprowadzony przez nich terror różnił się od terroru wrogów jedynie kolorem. Tamci stosowali czerwony, a zwycięzcy – biały. Natomiast liczba ofiar, gwałty i rabunki, metody torturowania i mordowania były takie same. Może jedynie włoscy faszyści wyłamali się z tego kanonu, gdyż w ramach tortur stosowali głównie pojenie komunistów rycyną. Mało przyjemne ze względu na smak i działanie, ale można było przeżyć.

W historii dyktatur jest też inna prawidłowość: dyktatorzy szybko popadali w chorobę psychiczną (o ile to nie ona doprowadziła ich na szczyty władzy). Nadzwyczaj trudna jest diagnoza stanu zdrowia psychicznego dyktatorów wschodnich. O stanie Mao Tse-tunga czy Kim Ir Sena oraz jego synów nie wiemy nic. O bliższych nam geograficznie satrapach wiemy już nieco więcej. Lenin miał cierpieć na syfilis, chorobę w owym czasie dość powszechną. Nic więcej na ten temat nie wiadomo, ale ta (wówczas nieuleczalna) choroba mogła dość poważnie zaburzać proces myślenia i pamięci. Zwłaszcza że toczyła ciało (i mózg?) wodza rewolucji przez jakieś 20 lat.

O Stalinie psychiatrzy twierdzą, że był paranoikiem. Doszukują się przyczyny jego dewiacji w okrutnym traktowaniu przez ojca (alkoholika). Takie wnioski płyną z informacji o jego chorobliwej podejrzliwości, przejawiającej się zarówno w zamykaniu na klucz karafki z wodą, jak i wydawaniu rozkazów mordowania „podejrzanych” ludzi. Taki był los enkawudzisty, pilnującego daczy w Kuncewie, któremu żona uszyła wojłokowe kapcie nasuwane na buty, by stukot obcasów nie obudził Gospodarza. Żona wyrządziła niedźwiedzią przysługę mężowi. Rozstrzelano go, bo zdaniem dyktatora chodziło o to, by mężczyzna mógł bezgłośnie zbliżyć się do śpiącego wodza. Wątpliwe, aby w czasie długich, prawie trzydziestoletnich, rządów Stalina którykolwiek lekarz odważył się zdiagnozować jego przypadek.

 

Nawet czynienie zapisków było niebezpieczne, więc stan zdrowia człowieka ponoszącego odpowiedzialność za śmierć sześćdziesięciu milionów ludzi pozostaje mroczną tajemnicą. Zaczątki choroby obserwowano u Adolfa Hitlera już w 1918 roku, gdy ranny po ataku gazowym trafił do szpitala w Pasewalk. Lekarz uznał, że to nie gaz był przyczyną utraty wzroku, choć gałki oczne były mocno zaczerwienione a powieki opuchnięte. Dr Karl Kroner doszukiwał się przyczyny w psychice żołnierza i wezwał na konsultacje szefa kliniki neurologicznej dr. Edmunda Forstera.

Obydwaj uznali, że ślepota ma swoje źródło w histerii, jaka zawładnęła pacjentem na wieść o nieuchronności klęski wojsk niemieckich. Ta diagnoza kosztowała lekarzy życie. Forster popełnił samobójstwo, a Kronera aresztowano i zesłano do obozu koncentracyjnego. Dalsze medyczne losy Führera pozostają tak zagmatwane, że nie sposób wyłonić z nich jasnego obrazu. Przewijają się w nim bolesne wspomnienia z dzieciństwa, gdy był katowany przez ojca, ból po wczesnej stracie matki oraz rzekomy homoseksualizm i zraniona miłość do wojennego towarzysza Ernsta Schmidta. Biografowie piszą o Hitlerze jako osobniku paranoidalnym, psychopatycznym i depresyjnym.

Straszne jest to, że tacy ludzie przez wiele lat prowadzili swoje narody do zguby, a te wiwatowały na ich cześć. W marcu 1953 r. na ulicach i w fabrycznych halach, gdy wyły syreny obwieszczające śmierć Stalina, ludzie stawali i płakali. Nie dlatego, że im kazano, lecz czuli autentyczny żal po odejściu tyrana. W jednoczącej się Europie to już przeszłość. Co nie znaczy, że nie chodzą po niej kandydaci na dyktatorów. Zbierają wokół siebie partię i sfrustrowanych wyznawców. Podburzają do nienawiści, aby wyzwolić społeczny niepokój i w ten sposób znaleźć dla siebie drogę do władzy. Złudne ich marzenia w nowej Europie, która ma już narzędzia obłaskawiania tyranów? Oby…