Najpierw zacznijmy od tego, czym w ogóle jest chloroform i gdzie występuje? Mowa tutaj o organicznym związku chemicznym, który jest chlorową pochodną metanu. Ma on wzór CHCl3 i otrzymujemy go wskutek chlorowania etanolu lub acetonu. Inną nazwą dla chloroformu jest trichlorometan.
Czytaj też: Sparaliżowana kobieta przemówiła po 18 latach. To medyczny cud na miarę XXI wieku
Związek ten jest ciężką, lotną i niepalną cieczą. Jest w dodatku mało reaktywny. Chociaż zyskał on na popularności dopiero w XIX wieku, kiedy odkryto metodę jego sztucznego wytwarzania, to tak naprawdę istnieje on już w środowisku naturalnym od dawna. Wiele wodorostów i grzybów produkuje chloroform. Pierwsze emitują go do wody, a drugie pozostawiają w glebie.
Chloroform – historia stosowania w medycynie
Opracowanie syntezy chloroformu przyczyniło się do wzrostu zainteresowania tym związkiem. Od 1847 roku zaczęto stosować go w formie anestetyka. Związek potrafił wprowadzać pacjentów w stan głębokiej narkozy i robił to skuteczniej niż jego XIX-wieczny konkurent – eter dietylowy. Usypianie trichlorometanem zachodziło spokojniej i szybciej, ale czas wybudzania pacjenta był o wiele dłuższy.
Jak możemy się domyślać, świat medycyny półtora wieku temu wyglądał zgoła inaczej niż dzisiaj. Bardzo łatwo można było takiego pacjenta uśpić „na amen”. “Chloroformowanie” musiało zachodzić przy pomocy związku o stężeniu 1 proc. w powietrzu wdychanym. Nieznaczne jego przekroczenie do wartości 1,3-1,5 proc. powodowało paraliż układu oddechowego.
Niemniej kariera chloroformu rozwijała się dynamicznie. W drugiej połowie XIX wieku stosowano go niemal powszechnie podczas większości operacji. Niestety na początku ubiegłego wieku odkryto także negatywne skutki podawania anestetyka. Stwierdzono, że może on przyczyniać się do migotania komór serca u pacjentów. Wobec takich informacji, popularność chloroformu zaczęła spadać i został on wyparty przez inne środki wprowadzające w stan narkozy, np. heksobarbitalu. W Polsce chloroform stosowano do usypiania jeszcze do lat 70. XX wieku.
Czytaj też: Japoński anioł śmierci. Co się stało z japońskim zbrodniarzem wojennym?
Chloroform w świecie przestępczym
Tak duża popularność trichlorometanu w środowisku medycznym sprawiła, że zaczął interesować się nim również światek przestępczy. Pod koniec XIX wieku chloroformu produkowano go tak dużo i tak powszechnie, że nie było zatem wielkim problemem dla przestępców, aby uzyskać kilka jego dawek. Niektórzy ze zbrodniarzy musieli z pewnością mieć olbrzymie zapasy tego związku.
John Harris jest podawany jako pierwszy przestępca, który używał chloroformu. W jego przypadku chodziło tylko o okradanie ludzi. Został nakryty na gorącym uczynku w 1894 roku – donosi Philadelphia Record. Jego przestępstwa były niczym w porównaniu ze zbrodniami Hermana Webstera Mudgetta, którego uważa się za pierwszego w historii USA seryjnego mordercę.
Mudgett był lepiej znany jako Dr Henry Howard Holmes (lub krócej H. H. Holmes). Mężczyznę charakteryzował wręcz chorobliwy pociąg do kobiet. W ciągu 36 lat swojego życia miał trzy żony i jeszcze więcej kochanek. W 1893 roku wybudował i otworzył w Chicago hotel nazywany również „zamkiem”, w którym gościł wielu bogaczy, jacy przybywali do miasta z okazji Wystawy Światowej.
Czytaj też: Tajemnica morderstwa sprzed 1300 lat. Szczątki 25-latka i narzędzie zbrodni ukryto w szybie grobowca
H. H. Holmes w latach 1891-94 dokonał najpewniej około setki morderstw. Wiele kobiet, z którymi mieszkał lub które uwodził, znikały bez żadnego śladu. Zbrodniarzowi udawało się zatajać wszystkie ślady popełnianych morderstw. Został złapany przez policję na próbie oszustwa z polisą ubezpieczeniową. Podczas śledztwa udowodniono mu morderstwo swojego wspólnika w zbrodni Benjamina Pitezela. Został za to skazany na karę śmierci przez powieszenie. Wyrok wykonano w 1896 roku.
Jak się okazało, co najmniej raz (być może nawet wielokrotnie lub masowo) H. H. Holmes zastosował chloroform do zabijania swoich ofiar. W trakcie rozprawy sądowej morderca przyznał się do dokonania 27 zabójstw, z czego na pewno dziewięć było dokonanych przez niego. Wokół historii z seryjnym mordercą narosło również wiele niepotwierdzonych plotek, zwłaszcza dotyczących jego „zamku” w Chicago.
Czytaj też: “Zbrodnia w afekcie” to częsta wymówka mężczyzn, którzy zabijają kobiety podczas zbliżeń
Ówczesna prasa twierdziła, że budowla roi się od labiryntów, ślepych korytarzy i kryjówek. Niektóre pokoje miały być bez okien, a ściany w nich wyłożone azbestem lub stalą. Ponoć zamontowano w środku instalacje do wpuszczania gazu przez rury w ścianach, dzięki czemu H. H. Holmes mógł dokonywać swoich zbrodni z innych pomieszczeń. W piwnicy rzekomo znajdował się piec krematoryjny na tyle duży, by spopielić w nim ludzkie zwłoki.
Wokół zbrodniarza narosło tyle wątpliwości, że w ostatnich latach nawet uważano, że uniknął on kary śmierci, a w grobie w Filadelfii leży inny mężczyzna. W 2017 roku naukowcy z Uniwersytetu Pensylwanii dokonali ekshumacji zwłok. Było to karkołomne zadanie, ponieważ ostatnim życzeniem skazanego było zalanie trumny betonem (ponoć bał się późniejszych badań medycznych na jego ciele). Tak nietypowy pochówek sprawił, że ciało rozłożyło się w nietypowy sposób. Ubrania, a nawet wąsy były w nienaruszonym stanie. Analiza zębów denata potwierdziła jednak, że w grobie leży ciało H. H. Holmesa.
Powyższe przykłady nie pozostawiają wątpliwości, że chloroform mógł zabijać ludzi i zastosowano go w tym celu niejeden raz. Niemniej fama dotycząca tego, że trichlorometan doprowadza do utraty przytomności ledwie w moment, nie okazała się nigdy prawdą. Chusteczkę nasączoną chloroformem trzeba trzymać przy ustach co najmniej przez 5 minut, aby ofiara zemdlała. Autorzy książkowych kryminałów i twórcy filmowych scenariuszy jednak przez dekady zupełnie się tym nie przejmowali, kreując obraz chloroformu jako związku działającego błyskawicznie.
Czytaj też: Do tej zbrodni doszło ponad milion lat temu. Sprawca użył zaskakujących metod
Chloroform w wodzie pitnej i na basenach? Spokojnie, wszystko jest w normie
Na koniec warto dodać jeszcze jedną ciekawostkę o chloroformie. Mało kto zdaje sobie sprawy, że w bardzo małym stężeniu może on się znaleźć w wodzie pitnej z wodociągów lub w basenach. Opinię publiczną zelektryzowała niedawna informacja z Zielonej Góry. W styczniu 2023 roku w próbce wody z jednego punktu na Os. Pomorskim w Zielonej Górze stwierdzono niewielkie przekroczenie normy dla stężenia trichlorometanu. Wyniosło ono 0,034 mg/l przy dozwolonych 0,030 mg/l.
Obecność substancji ma związek przede wszystkim z metodami dezynfekcji wody w zakładach oczyszczania. Zamiast chloru stosuje się teraz dwutlenek chloru, dzięki czemu w reakcji z naturalnie występującymi organicznymi może dojść do pojawienia śladowych ilości chloroformu – informowały wówczas zielonogórskie wodociągi. Jednakże stężenie wciąż jest na tyle małe, że nie wywołuje ono szkód na zdrowiu ludzkim. Co nie oznacza, że trichlorometan sam w sobie nie jest groźny dla człowieka. W dużych ilościach działa drażniąco na oczy i skórę. Nie wolno go wdychać, ani połykać. Działa depresyjnie na ośrodkowy układ nerwowy, wywołuje senność i nudności. Uszkadza nerki i wątrobę. Istnieją również dowody naukowe na to, że jest rakotwórczy.
Szczyt kariery chloroformu na szczęście mamy już dawno za nami. Jeśli usłyszymy cokolwiek nowego o tym związku, to zapewne tylko przy okazjach podobnych jak ta w Zielonej Górze. Niewykluczone jednak, że jeszcze nieraz o nim przeczytamy w którymś z fabularnych kryminałów. Choć tutaj będziemy już na pewno bardziej sceptyczni wobec fantazji autorów sensacyjnych historii.