Zwalczenie problemu powiększającej się dziury ozonowej pokazało, jak zakrojona na szeroką skalę współpraca może doprowadzić do stawienia czoła nawet największym problemom. Niestety, może się okazać, że nie wszyscy grają w tę grę na równych zasadach. Uwagę naukowego świata zwróciło niedawno Państwo Środka, a w zasadzie fabryki znajdujące się we wschodniej jego części.
Czytaj też: Dwie nowe rafy koralowe odkryte! To jak wizyta w zupełnie innym świecie
Z punktu widzenia chemii sprawcą całego zamieszania jest gaz wodorofluorowęglowodorowy. Znany również jako HFC-23, jest około 14 700 razy silniejszy od dwutlenku węgla, jeśli porównamy potencjał obu związków w podnoszeniu globalnych temperatur. Najwięksi producenci HFC-23, Indie i Chiny, zgodziły się przed laty ograniczyć jego emisje, lecz wyniki obserwacji pokazują, że były to jedynie puste słowa.
O tym, jak wielki szykuje się skandal, najlepiej świadczy fakt, że za połowę globalnych emisji HGC-23 mogą odpowiadać wspomniane chińskie fabryki. Pierwsze alarmujące sygnały pojawiły się już w 2020 roku, kiedy to naukowcy zwrócili uwagę na wzrost emisji HFC-23, który nie pokrywał się przewidywanym spadkiem o 87% w latach 2014-2017. Trzy lata później badacze powrócili do sprawy i wykazali, że ten niezwykle szkodliwy gaz trafia do atmosfery ze wschodu Chin.
Wygląda na to, że emisje gazu wodorofluorowęglowodorowego przypisywane na konto Chin niemal podwoiły się w latach 2008-2019
Być może nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie fakt, że sami Chińczycy przekonują o 99-procentowej redukcji emisji. Sytuacja jest więc patowa: albo kłamią autorzy nowych badań albo chińskie władze. Wnioski płynące z tych analiz są iście zatrważające, ponieważ wygląda na to, że emisje HFC-23 w Chinach wzrosły z około 5000 ton w 2008 roku do około 9500 ton w 2019.
Czytaj też: Jak zmienia się wydajność fotowoltaiki? Nowa metoda pozwala na skuteczną ocenę
Niestety, jeśli dotychczasowe oskarżenia się potwierdzą, to… nie będzie to pierwsza taka sytuacja. Podobny scenariusz okazał się bowiem prawdziwy w przypadku CFC-11, czyli substancji negatywnie wpływającej na ozon. Jej używania zakazano w 2010 roku, lecz osiem lat później wykryto nagły wzrost emisji CFC-11. Jak się okazało, ich źródłem były obiekty przemysłowe znajdujące się w północno-wschodnich Chinach. Sytuacja na szczęście uległa poprawie w kolejnych latach.