Będzie to możliwe, CNN cytuje urzędników, dzięki ”przełomom w badaniach naukowych i tworzeniu nowych technologii”, oraz opracowaniu ”kompleksowych metod zapobiegania ryzyku”.
Niezależnie od wiarygodności zapewnień, tak duży projekt hydroinżynieryjny może być źródłem obaw dla sąsiadów Chin. Mówimy tu przede wszystkim o pięciokrotnym zwiększeniu projektu ”zasiewu chmur”, przy którym już dziś pracuje 35 tys. osób.
Od 60 lat władze używały artylerii przeciwlotniczej i samolotów m.in. do obsiewania chmur jodkiem srebra. W ten sposób wymusza się łączenie kropel wody w odpowiednio duże cząstki, by mogły spaść na ziemię w formie deszczu lub śniegu.
Zasiew chmur może też, np. poprzez zwiększenie liczby kryształków lodu, zmniejszyć rozmiar kul gradowych przed opadem. Jak jest ich mało woda łączy się w większe i bardziej niszczycielskie ”pociski”.
W ten sposób działano dotąd lokalnie, by ulżyć nieco ludziom żyjącym na objętych suszą terenach, albo przed masowymi imprezami państwowymi. W ten sposób czyszczono ”oczyszczano” niebo przed igrzyskami w 2008 roku. Podobne działania już 70 lat temu prowadzili Amerykanie czy Sowieci.
Chiński pomysł zwiększenia skali tych modyfikacji może jednak doprowadzić do zmian pogodowych w całym regionie. Owe 5,5 mln km kwadratowych to minimalny obszar, nad którym władze chciałyby sterować opadami deszczu do 2025 roku. Obszar powstrzymywania opadów gradu ma objąć 580 tys. km kwadratowych.
Plan na dalszą przyszłość, dziś mówi się o roku 2035, zakłada ”zdolność rewitalizacji regionów, odbudowywania ekosystemów i minimalizowania strat wywołanych przez katastrofy naturalne”. Od 2012 do 2017 roku kraj ten wydał na różne programy modyfikacji pogody 1,34 mld dolarów. W 2017 roku zabudżetowano wydatki na cztery nowe samoloty, przebudowę 8 już posiadanych, blisko 900 wyrzutni rakietowych i niemal 2 tys. mobilnych urządzeń sterujących zdolnych pokryć 10 proc. terytorium Chin (ok. 1 mln km kwadratowych).
Rozszerzony system obejmie Wyżynę Tybetańską, największe źródło wody pitnej w Azji. Chińscy naukowcy pracują nad ambitnym programem Podniebnej Rzeki (Tianhe). Zakłada on przekierowanie chmur deszczowych na północ, znad basenu rzeki Jangcy nad basen rzeki Żółtej. Deszcz zamiast jedną rzekę, zasiliłby drugą.
Ponoć, twierdzą chińscy eksperci, w okolicy granic troposfery znajdują się ”kanały”, którymi można rocznie przepchnąć 5 mld metrów sześciennych wody. W tym celu w górach wybudowano ponoć setki zbiorników, z których w dużych ilościach uwalniany byłby do atmosfery jodek srebra.
O ile ta podniebna inżynieria, jeżeli zadziała, pozwoli poprawić sytuację wysychającej północnej części Chin, ale może przysporzyć problemów krajom Azji Południowo-Wschodniej i Indiom (które już mówią, że Chiny zmieniają wodę w broń). Wystarczy, że działający w Chinach system wpłynie na rzeki Mekong, Salween i Brahmaputra. Wszystkie trzy są kluczowe dla życia setek milionów ludzi, a woda w nich swoje źródła bierze właśnie na Wyżynie Tybetańskiej.