Wielki problem z chińskimi elektrykami. Piętrzą się w portach Europy

Z jednej strony mamy doniesienia o dominującej pozycji chińskich producentów elektryków. Z drugiej natomiast pojawiają się informacje o tym, że ich sprzedaż na Starym Kontynencie nie przebiega tak, jak chcieliby dostawcy.
Wielki problem z chińskimi elektrykami. Piętrzą się w portach Europy

Okazuje się, że samochody sprowadzane z Państwa Środka – w dużej mierze elektryczne, choć także i spalinowe – spędzają w europejskich portach zdecydowanie więcej czasu, niż można byłoby przypuszczać. W przypadku niektórych trwa to nawet 18 miesięcy! Przesycenie rynku, niechęć do chińskich produktów czy może jeszcze inne czynniki mają wpływ na to, jak (wolno) sprzedają się takie pojazdy? 

Czytaj też: Ten bezzałogowy pojazd wygląda jak z filmu SF, a wkrótce będą mieli go amerykańscy żołnierze

Tom Stacey z Anglia Ruskin University porównuje obecną sytuację do prób podbijania rynku motoryzacyjnego w wykonaniu Japończyków. Rozpoczęły się one w latach 60. i 70., a pierwsze rezultaty były, cóż, opłakane. Zachodni konsumenci nie byli przekonani do aut o słabej renomie i mało zachęcającym wyglądzie. Po latach sytuacja jednak całkowicie się odwróciła, a japońskie samochody niemal stały się synonimem wysokiej jakości.

Nie powinno więc dziwić, że chińscy producenci kroczą obecnie podobną drogą. Na Zachodzie tamtejsze produkty nadal są kojarzone z niezbyt zadowalającą jakością, choć powoli się to zmienia. Co więcej, Chińczycy wykupili część renomowanych, zachodnich marek, takich jak Volvo czy Lotus. Po części takie ruchy były z pewnością podyktowane chęcią przekonania potencjalnych klientów o wysokiej jakości oferowanych wyrobów.

Chińskie elektryki wydają się doświadczać podobnych problemów, jak auta produkowane przez Japończyków w latach 60. i 70.

Mimo to chińskie auta wciąż mierzą się z nieszczególnie wysokim zainteresowaniem w Europie. Jednym ze stojących im na drodze do sukcesu problemów jest dominująca pozycja dobrze znanych i szanowanych marek, takich jak BMW, Porsche czy Ferrari. Trudno jest konkurować ze starymi wyjadaczami, którzy od lat podbijają europejskie rynki i bez wątpienia zaskarbili sobie przychylność tutejszych mieszkańców.

Z tego względu możemy się spodziewać, że kryzys dotyczący “zawalonych” chińskimi autami portów na Starym Kontynencie nie potrwa wiecznie. Tym bardziej, że wiele tamtejszych elektryków jest zadowalającej jakości, nie wspominając o zdecydowanie niższych kosztach ich produkcji. Aby zabezpieczyć lokalne rynki, władze Unii Europejskiej podejmują decyzje o cłach nakładanych na towary sprowadzane z Państwa Środka. Dotyczy to również elektrycznych samochodów. Podobne, a nawet zakrojone na szerszą skalę kroki, podejmują Stany Zjednoczone.

Czytaj też: Chińczycy zastępują pracowników robotami. Walker S1 wkroczył do akcji

Mówiąc krótko, nawet jeśli obecnie chińska sprzedaż jest na terenie Europy w impasie, to raczej nie zwiastuje to jej całkowitego załamania. To prawdopodobnie krótkotrwały kryzys, z którego Chiny wyjdą zwycięsko. Szczególnie, że kraj ten już zerwał łatkę taniego wyrobnika zachodnich technologii i coraz śmielej poczyna sobie na własną rękę, projektując własne rozwiązania, których w Europie czy Stanach Zjednoczonych jeszcze nie było.