W serwisie space-track.org znajdują się aktualizowane informacje o obiektach krążących wokół Ziemi. Pochodzą z oficjalnych danych, obserwacji naukowych oraz od amatorów. W ubiegłą sobotę Jonathan McDowell z Centrum Astrofizyki Harvard-Smithsonian znalazł wpis o treści „obiekt 48078, 1996-051Q: zderzenie z satelitą”. Był to pierwszy taki komentarz w serwisie, twierdzi McDowell.
Obiekt 48078 jak na kosmiczny śmieć jest spory, prawdopodobnie ma między 10 a 50 centymetrów. To pozostałość po rosyjskiej rakiecie Zenit-2, która w 1996 roku wyniosła na orbitę satelitę szpiegowskiego Celina-2. Wokół Ziemi krąży osiem pozostałości po tej rakiecie. Tyle odkrytych, bo w rzeczywistości może być ich więcej.
Z czym jednak zderzył się „obiekt 48078”?
Krótki żywot chińskiego satelity
Oczywistym kandydatem był chiński satelita Yunhai 1-02, który został wyniesiony na orbitę w 2019 roku. Oficjalnie był meteorologiczny, zachodnie wywiady twierdziły jednak, że w istocie miał funkcje wojskowe.
Jego żywot był stosunkowo krótki, bo Yunhai 1-02 w marcu tego roku uległ uszkodzeniu. Odnotował to amerykański 18. Szwadron Kontroli Kosmicznej, który na bieżąco śledzi aktualną sytuację na okołoziemskich orbitach. Odłamków zarejestrowano tak dużo, że podejrzewano wybuch. Nie wykluczono kolizji, wokół Ziemi nie brakuje bowiem kosmicznych śmieci. Nie wiadomo było jednak, co mogło uderzyć w chińskiego satelitę.
Teraz stało się jasne, że była to pozostałość po rosyjskiej rakiecie Zenit-2, czyli “obiekt 48078”. Parametry orbit wskazują, że oba obiekty zbliżyły się do siebie na mniej niż kilometr dokładnie o 7:41 19 marca tego roku. Wtedy właśnie Yunhai 1-02 został uszkodzony.
Co ciekawe, Yunhai 1-02 najwyraźniej przetrwał kosmiczną kolizję. Radioamatorzy z całego świata ciągle odbierają jego sygnały. Nie wiadomo jednak, czy satelita nadal działa.
Wiadomo, że w wyniku zderzenia powstało wiele nowych odłamków. Dotychczas wykryto ich 37, choć jest ich zapewne znacznie więcej. Krążą 780 kilometrów nad powierzchnią Ziemi i – jako nowe kosmiczne śmieci – zagrażają kolejnym satelitom.
Kosmiczna katastrofa, czyli syndrom Kesslera
O tym, że satelity i pozostałości rakiet będą z czasem stanowić kosmiczny problem, naukowcy ostrzegali już w latach 60. ubiegłego wieku. Zapobiegliwie NASA postanowiła prowadzić katalog wszystkich obiektów wynoszonych na okołoziemskie orbity w końcu lat 50., po wystrzeleniu radzieckiego Sputnika.
Z czasem katalog rozrósł się do gigantycznych rozmiarów. W 1978 roku astrofizyk z NASA Donadl Kessler obliczył, że rosnąca liczba obiektów na orbicie może doprowadzić do katastrofy. Jedno zderzenie, niczym kamyk, zapoczątkuje lawinę kolizji, które będą następować jedna po drugiej. Teoretyczne zjawisko zostało nazwane „syndromem Kesslera”.
Przez pierwsze 35 lat po publikacji pracy Kesslera ryzyko takiej katastrofy rosło. Potem zaczęło nieco spadać, bowiem część kosmicznych śmieci uległa spaleniu w atmosferze lub spadła na Ziemię. NASA pod kierownictwem Kesslera stworzyła nawet specjalną komórkę (Orbital Debris Program Office), która dba o to, by zużyte człony rakiet nośnych spalały się w atmosferze. Ograniczeniem ilości kosmicznych śmieci chce zająć się także Europejska Agencja Kosmiczna.
Śmieci w kosmosie jest ponad 128 milionów
Tymczasem wokół Ziemi krąży już niemal 20 tysięcy sztucznych obiektów na tyle dużych, że można je śledzić. Tylko 2218 z nich, czyli co dziewiąty, to działający satelita. Znacznie więcej niż satelitów wyprodukowaliśmy kosmicznych śmieci. Większych niż 10 cm jest około 34 tysiące. Mniejszych – miliony. Jak szacuje NASA tych wielkości od centymetra do dziesięciu jest 900 tysięcy, zaś mniejszych niż centymetr około 128 milionów!
Stanowią one szczególne zagrożenie dla kosmicznych teleskopów, których zwierciadeł – w przeciwieństwie do rakiet czy satelitów – nie da się otoczyć osłoną balistyczną. Ale, jak pokazuje przykład satelity Yunhai 1-02, dla satelitów też bywają niebezpieczne.
Źródło: Space.com