„Kiedy reszta świata śpi, ze mną dzieje się coś niezwykłego. Przyrastam do krzesła. Zapominam, że kiedykolwiek chciałam robić coś innego niż pisać” – aż jest mi trochę smutno, że to nie ja napisałam, tylko nowojorska pisarka Anne Fadiman w eseju „Z życia sów”. A mogłabym ja, przynajmniej z tej mojej sowowatości byłaby jakaś korzyść. Zostałoby mądre zdanie, a nie tylko wieczne zmagania z niedostosowaniem. Jak wtedy, gdy przez lata w korporacjach co rano zjawiałam się w pracy ostatnia, wystawiając się na oskarżenia o lenistwo i zaniedbywanie obowiązków.
I jak teraz, gdy już uwolniona od kieratu co jakiś czas słyszę rano w telefonie: „Chyba cię nie obudziłam?” i oczywiście mówię, że nie, no skąd, po prostu mam mały katar. Tak już jest, że wstawanie o piątej jest dużo lepiej widziane niż chodzenie o tej porze spać.
Najpiękniej pisze o tym właśnie Anne Fadiman: „Świat naturalny już dawno odkrył pożytki płynące z pracy zmianowej: łatwiej dzielić terytorium, jeśli nie wszyscy plączą się po nim w tym samym czasie. Nikt nie wini jamraja za to, że grasuje po zmroku; nikt nie oskarża nocnego motyla o dekadencję; nikt nie wyzywa lejka od leniwych wylegiwaczy dlatego, że śpi w dzień, a śpiewa po nocach – a jednak ludzie, którzy urodzili się do życia według podobnego rytmu, uważani są przez pozostałe dziewięć dziesiątych populacji za wybrakowanych w zakresie konstrukcji kręgosłupa moralnego”.
Fadiman nie pozostawia nadziei: „Reputacji sów nie da się już chyba naprawić. Kto wstaje rano? Rolnicy, piekarze, lekarze. Kto nie kładzie się do późna? Złoczyńcy, prostytutki, włamywacze. Jesteśmy przekonani, że jeśli ktoś przemyka gdzieś po północy, to na pewno ma coś do ukrycia. (…) Noc, podobnie jak zima, jest metaforą śmierci: nikt nie mówi »śmiertelnie jasny poranek« albo »śmiertelnie ciepła wiosna« – wylicza. – W dziwnej i mrocznej książce pod tytułem »Noc« brytyjski krytyk literacki Al Alvarez (sowa) zauważa nie bez goryczy, że Chrystusa nazywa się Światłością Świata, a szatana Księciem Ciemności”.
Sumienne skowronki, agresywne sowy
Najłatwiej byłoby uwierzyć matkom i szefom, że opowieści o sowach i skowronkach to jakiś wymysł współczesności, zwykła wymówka, a odpowiedzialny dorosły człowiek żyje według zasad, które narzuca społeczeństwo i już. Brzmi to jak herezja, a jednak nawet matki i szefowie czasem się mylą. Sowy i skowronki istnieją – dowiodły tego liczne badania.
Za wewnętrzny zegar odpowiadają jądra nadskrzyżowaniowe umieszczone w podwzgórzu mózgu. Podwzgórze zresztą odpowiada za wszystkie funkcje ciała – od produkcji hormonów po regulowanie temperatury. Badania wykazały, że wprawdzie 70 proc. ludzi mieści się ze swoim chronotypem (tak nazywa się dobowy typ aktywności) gdzieś pośrodku, ale 30 proc. ma zdecydowane preferencje w sprawie wczesnego lub późnego chodzenia spać i wstawania: chronotyp wieczorny lub poranny.
Jesteś sową czy skowronkiem?
Można to ocenić na podstawie typowych godzin snu w dni wolne, gdy możemy samodzielnie zadecydować, kiedy idziemy spać, a rano budzimy się spontanicznie (czyli bez budzika) – wyjaśnia dr Konrad Jankowski z UW. Skowronki śpią między 23 a 7 rano (lub krócej), a sowy – między 2 a 10 (lub dłużej). W ten sposób można określić w przybliżeniu chronotyp – czyli dobowy typ aktywności. Po dokładną diagnozę należy udać się do specjalisty. (EN)
Ci z porannym mają lepiej. Z natury kładą się spać około dwudziestej trzeciej i wstają około siódmej, co pozwala im żyć na pełnych obrotach wtedy, kiedy trzeba. Mają więc opinię sumiennych i stabilnych emocjonalnie. Sowy, jeżeli nie znalazły sobie jakiegoś nietypowego sposobu na życie, też muszą być aktywne właśnie wtedy. Przeważnie, niestety, kosztem snu. A ludzie niewyspani wiadomo, jacy są: rozdrażnieni, agresywni, roztrzepani. I w dodatku grozi im otyłość. „Osoby, które długo żyją niezgodnie ze swoim chronotypem, mają tendencję do tego, żeby nadmiernie się objadać – mówi Natalia Tryniszewska, psycholożka z Uniwersytetu SWPS, która chronobiologię testowała kiedyś w praktyce: przez kilka lat była stewardesą. – Najczęściej niezgodnie z preferencjami wewnętrznymi żyją ludzie młodzi, z chronotypem wieczornym. Zmuszeni są wstawać codziennie do pracy, w której szybko robią się głodni i jedzą więcej niż tak zwane skowronki. Oni też piją więcej kawy niż osoby poranne”.
Naukowcy wykazują też, że sowy mają skłonność do używek, do ryzyka i odkładania decyzji na później. Jakieś zalety? Nieliczne, choć towarzysko atrakcyjne: poczucie humoru, inteligencja, kreatywność. Natalia Tryniszewska dorzuca jeszcze dwie: „Łatwiej im się przestawić na funkcjonowanie w nieswoim rytmie. W pracy zmianowej, która zaczyna się czasem o piątej rano, a czasem o dwudziestej pierwszej, lepiej radzą sobie ci, którzy mają chronotyp wieczorny – łatwiej jest im pracować w nocy, kiedy osoby poranne radzą sobie zdecydowanie gorzej. Badania wykazały ponadto, że sowy, niezależnie od pory, lepiej radzą sobie z zadaniami wykorzystującymi tzw. pamięć roboczą. Potrafią zachować koncentrację do późnych godzin”.
O tych, co kradną sen
Murray Melbin, socjolog z Uniwersytetu w Bostonie, już pod koniec lat 70. XX wieku przewidywał, że noc stanie się tym, czym w XIX wieku był Dziki Zachód – terenem, który trzeba skolonizować. Dostrzegł, że w ciasnych miastach brakuje przestrzeni, i jeśli chcemy zwiększać produktywność, to trzeba zagospodarować noc. Nie mylił się.
O tym, jak trafne były jego diagnozy, przekonuje Jonathan Crary, autor wydanej niedawno książki „24/7. Późny kapitalizm i koniec snu”. „Sen – stan bezużyteczny i zasadniczo pasywny, generujący niepoliczalne straty czasu, obiegu i konsumpcji dóbr – zawsze będzie kolidował z interesami świata 24/7” – pisze Crary i przypomina, że sen pozostał jedyną naturalną potrzebą, której nie udało się zmonetaryzować. Z głodem, pragnieniem, pożądaniem, a nawet przyjaźnią – poszło łatwo. W sprawie snu ludzie wciąż się opierają.
Choć od końca XVIII wieku, kiedy powstały pierwsze pracujące całą dobę fabryki (oświetlane wówczas lampami gazowymi), kapitalizm robi, co może, by jakoś ich od spania odwieść. Wynalezienie elektryczności, a więc sztucznego światła, telewizji, która zagospodarowała ludziom długie wieczory, i internetu, który pozwala być nie tylko całą dobę w kontakcie, ale przede wszystkim całą dobę kupować – przyniosło zmiany. Ludzie śpią mniej i bardziej niespokojnie (podobno są już tacy, którzy budzą się w nocy, by sprawdzić wiadomości w telefonie), ale jednak śpią.
Wydawałoby się, że świat późnego kapitalizmu powinien być rajem dla sów. Jednak nie jest. Bo zła opinia o nich bierze się przecież nie z tego, że siedzą po nocach, ale stąd, że nie wstają rano.
Bądź sobą, nie sową
Wiadomo zresztą, jaki jest świat. Nawołuje zewsząd: „bądź sobą”, a małym drukiem dodaje: „ale na naszych warunkach”. A więc pij takie, a nie inne napoje, noś spodnie odpowiedniej marki albo chociaż we właściwym rozmiarze, myśl po swojemu, ale tak jak my… Znamy wszyscy te dziesiątki przykazań. Znamy też historie tych, którzy – na przekór – znaleźli swoje miejsce w świecie i teraz są szalenie szczęśliwi. Zastanawiam się więc, czy szczęście może przynieść poddanie się sowowatości. Albo przynajmniej sukces, skoro sowy uchodzą za kreatywne?
Amerykański dziennikarz Mason Currey przebadał biografie kilkudziesięciu sławnych artystów i opisał, jak pracowali. Przeglądam książkę „Codzienne rytuały. Jak pracują wielkie umysły” z wielką nadzieją, że to musi być opowieść o wielkich sowach. Pisarz W.H. Auden kładł się spać nie później niż o dwudziestej trzeciej i wstawał o szóstej. Malarz Francis Bacon, hulaka, wstawał o świcie i zaraz brał się do pracy. Kompozytor Morton Feldman – codziennie pobudka o szóstej rano i praca do jedenastej. Ludwig van Beethoven – zgadnijcie. Pracował od świtu. Tomasz Mann, Zygmunt Freud, Kingsley Amis, Ernest Hemingway… Nawet on! Wstawał najpóźniej o szóstej niezależnie od stopnia nocnego imprezowania.
„Piszę każdego ranka tak wcześnie, jak tylko pozwala mi na to światło dzienne. Nikt mi wtedy nie przeszkadza, jest chłodno lub nawet zimno, więc można rozgrzać się podczas pisania” – mówił. Günter Grass zapytany o pracę w nocy podobno aż zadrżał z oburzenia: „Nigdy, przenigdy w nocy. Nie wierzę w nocne pisanie, to zbyt łatwo przychodzi. Rano, gdy to czytam, nigdy nie jest dobre. Potrzebuję światła dziennego, by zacząć”. Haruki Murakami, by pisać, wstaje o czwartej. Zaczynam przypuszczać, że te opinie o kreatywności sów to zwykłe kłamstwa wymyślone przez kapitalistów czyhających na nasz sen.
Jak zostać skowronkiem?
Ważne dla planujących powiększenie rodziny: skłonność do bycia skowronkiem mają urodzeni jesienią i zimą, gdy dni są krótkie. Samo miejsce zamieszkania także nie pozostaje bez wpływu. Z badań międzynarodowych wynika, że więcej skowronków żyje na wschodzie i na północy globu niż na zachodzie i południu, więcej na wsi niż w mieście.
Ważne dla każdego: największe znaczenie w nastawianiu wewnętrznego zegara ma intensywność światła w ciągu dnia; to, jak długo i kiedy wystawiamy się na działanie światła, i to, jak ciemno jest w nocy. Światło poranne skraca rytm okołodobowy i chronobiolodzy wręcz zalecają, by wychodzić na dwór zaraz po przebudzeniu. Dlatego by przyspieszyć swój zegar, warto sobie kupić psa, który zadba o właściwą porę i dawkę naświet lania. Zapalanie światła rano w domu sprawy nie załatwi, bo intensywność sztucznego światła nie przekracza 400 luksów, a na zewnątrz wynosi ona od 15 tys. do 100 tys. luksów. Na naświet lanie w środku dnia nasz chronometr reaguje nieznacznie lub wcale nie jest na nie wrażliwy. Natomiast aktywność wieczorna w sztucznym świetle opóźnia zegar biologiczny. Ostrożnie więc z pracą przed komputerem! (EN)
Społeczny jetlag
Jest jednak nadzieja. – Jakość życia prowadzonego według naturalnego chronotypu jest lepsza, oczywiście jeżeli stworzymy sobie takie warunki pracy i życia, które nam na to pozwolą – przekonuje Natalia Tryniszewska. Skowronki nie dlatego są we wszystkim lepsze, że tak dobrze pracują, tylko dlatego, że tak dobrze śpią (badania pokazują, że mają lepszą jakość snu, a także rzadziej cierpią na bezsenność). Bo dla dobrego życia najważniejszy jest sen, a niezgodny z chronotypem jest po prostu gorszy. Naukowcy, jak to oni, próbują ludzi przestawiać. Na przykład biolodzy z Cornell University zrobili eksperyment, który Anne Fadiman nazywa „światełkiem w kolanko”: za pomocą ostrego światła drażnili dół podkolanowy, dzięki czemu przekonali się, że mechanizmy kontrolujące sen i czuwanie znajdują się praktycznie w każdej komórce ludzkiego ciała. Ale nie przekonali badanych, by zmienili swoje nawyki na dłużej. „Założę się o swoją najmiększą puchową poduszkę, że ten naukowiec z Cornell (…) był sową – pisze Fadiman. – Czy o ósmej rano jakiemukolwiek biologowi przyszłoby do głowy coś równie szalonego, surrealnego, z daleka pachnącego nastrojem ciemnych godzin przed świtaniem i kompletnie sprzecznego z racjonalnym blaskiem poranka?”.
Psycholog Wilse Webb z University of Florida przez pięć lat uczył szczury, żeby nie sypiały między południem a szóstą wieczór. Nie nauczył. Uczyli się za to wybitnie uczniowie w duńskich szkołach, którym dano wybór, kiedy mogą zaczynać lekcje. „Wieczorność jest związana z depresyjnością: ludzie, którzy nie mogą spać w preferowanych przez siebie godzinach, mają obniżony nastrój – mówił rok temu „Focusowi” dr Konrad Jankowski z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego, który bada funkcjonowanie osób o różnych chronotypach. – W przypadku niektórych osób, zwłaszcza wśród młodzieży, poranne wstawanie bywa wręcz szkodliwe”. „Spanie niezgodne z zegarem biologicznym powoduje coś, co nazywamy społecznym jetlagiem, bo objawia się podobnie jak konsekwencje przekraczania stref czasowych: znużeniem, osłabieniem zdolności poznawczych, bólami pleców i oczywiście sennością” – dodaje Natalia Tryniszewska.
Wszystko to brzmi pięknie, pod warunkiem że jest się porządną sową, która kładzie się spać powiedzmy o trzeciej. Jeśli wstaje o dziesiątej, może jakoś do świata doszlusować. Gorzej z zatwardziałymi, które o trzeciej łapią właśnie w żagle wiatr kreatywności. To wprawdzie rzadkość, bo trzecia jest godziną graniczną i dla skowronków i dla sów. Skowronki wtedy już naprawdę dłużej nie mogą, a i sowy robią się senne. W lotnictwie właśnie po trzeciej dochodzi do największej liczby wypadków. Tak więc sowy ekstremalne dla własnego szczęścia powinny się jednak troszkę przestawić.
Światełko w kolanko, jak wiemy, nie pomaga, ale światełko w główkę – owszem. Czyli zmiana proporcji między naturalnym a sztucznym światłem. „Nie warto opóźniać tzw. zmierzchu cywilnego, czyli lepiej wcześniej niż zwykle wyłączyć telewizor i komputer, które emitują światło i dają nam złudzenie, że ciągle jest czas aktywności. W ciągu dnia warto natomiast wyjść na spacer, żeby chociaż trochę przebywać w naturalnym świetle słonecznym. Raczej rano, a nie po południu, szczególnie zimą, kiedy nasze godziny pracy przypadają najczęściej w czasie największego nasłonecznienia. To pozwoli może nie tyle przestawić chronotyp, ile nieco przesunąć go w stronę poranną, a tym samym lepiej przystosować do społecznego życia”– tłumaczy Natalia Tryniszewska.
Ze szczęściem tak już jest, że prawdopodobnie nocnym motylom jest o nie łatwiej niż nocnym markom. Ludzie nie od dziś wszystko sobie komplikują.