Charles Goodyear mienił się – podobnie jak jego ojciec – wynalazcą. Pięć lat wcześniej Charles zainteresował się metodą, która pozwalałaby na przemysłowe wykorzystanie gumy.
Pewnej firmie z Roxbury w stanie Massachusetts udało się co prawda sprzedać sporą część produkcji nieprzemakalnych butów. Zaangażowano spory kapitał, towar docierał do najodleglejszych sklepów w Stanach, a klienci byli zachwyceni. Boom trwał do pierwszych upałów, bowiem wtedy okazało się, że buty… ciekną. Guma najzwyczajniej w świecie roztapiała się na słońcu. Towar zaczęto producentowi masowo zwracać. Smród psujących się w fabryce wyrobów był tak wielki, że wywieziono je i zakopano głęboko w ziemi.
Goodyear wierzył, że będzie pierwszy. Wierzył też, że odkrycie sposobu obróbki gumy uczyni go bogatym. Nie zraził go nawet pobyt w więzieniu, gdzie trafił za długi, nie był bowiem w stanie pokryć swoich zobowiązań, a inwestorzy, którzy finansowali jego eksperymenty, tracili już cierpliwość. Za kratami uparcie kontynuował swoje prace, jednak łączenie kauczuku z magnezem i sadzą na niewiele się zdało.
W 1838 roku spotkał niejakiego Nathaniela Haywarda, który prowadził doświadczenia, mieszając gumę z siarką. Goodyear był podekscytowany, oto poznał zapaleńca podobnego do siebie. Skwapliwie skorzystał z propozycji kolegi, by przeprowadzić się do miasteczka Woburn w stanie Massachusetts, gdzie Hayward miał fabryczkę. Goodyear z rodziną zajęli niewielką oficynę. Sytuacja materialna była nieciekawa i Clarissa, żona wynalazcy, mimo anielskiej cierpliwości zaczynała tracić już nadzieję na to, że cokolwiek się zmieni. Poirytowana brakiem sukcesów domagała się, by mąż znalazł sobie w końcu normalne zajęcie i zapewnił rodzinie byt.
Tego styczniowego dnia żona zabrała dziewczynki i – mimo chłodu – poszła po opał i jedzenie do pobliskiej wsi. Goodyear plątał się po oficynie bez celu przez kwadrans, po czym szybko przystąpił do kolejnego eksperymentu. W kociołku zmieszał siarkę, sadzę i dodał kawałki rozgrzanej gumy. Zaczął wszystko powoli rozcierać, tak aby składniki połączyły się ze sobą. I wtedy serce podskoczyło mu do gardła. Usłyszał głosy kłócących się ze sobą córek i ostry ton żony, która starała się przywołać je do porządku. Wiedział, że gdy Clarissa zobaczy, że znów eksperymentował z gumą, wpadnie w szał, a bardzo chciał tego uniknąć. „Co robić, co robić?” – przebiegło mu przez głowę. Jego wzrok padł na… piec. Niewiele się zastanawiając, otworzył drzwiczki i wstawił tam kociołek z gumą. Gdy odskakiwał od pieca, poczuł na plecach powiew zimnego powietrza. „Podłożyłeś do ognia, najmilszy?” – uśmiechnięta Clarissa podeszła i pocałowała go w policzek. Charles złapał głęboki oddech. „Tak, tak” – bąknął. Goodyear gotował się w środku, chcąc pozbyć się jak najszybciej dowodu „zbrodni”. Spoglądając co chwila nerwowo na drzwiczki pieca, wyczekiwał momentu, gdy Clarissa z dziewczynkami uda się z wizytą do pani Tonks. Minęło kilka godzin, zanim wyszły, i Charles rzucił się do pieca. Wyciągnął kociołek i odstawił do wystygnięcia, przekonany, że znów będzie musiał wylać zmarnowaną próbkę. Jednak po kwadransie z zaskoczeniem stwierdził, że guma po pobycie w piecu zmieniła swoje właściwości. Nie wiedział jeszcze, że odkrył to, czego szukał od pięciu lat. Nie wiedział też, że minie kolejnych pięć lat, nim dogłębnie pozna i opracuje cały proces wulkanizacji i go opatentuje.
W 1898 roku, prawie 40 lat po śmierci Charlesa, koncern niejakiego Franka Seiberlinga przyjmie nazwę Goodyear, jednak w żaden sposób nie skorzysta na tym rodzina wynalazcy. Sam Charles Goodyear umarł w nędzy w roku 1860.
PS: Według innej wersji odkrycia wulkanizacji Charles Goodyear podczas eksperymentu upuścił kawałek gumy zmieszanej z siarką na rozgrzaną płytę i tym sposobem wpadł na to, jak przeprowadzić cały proces. Jednak sam wynalazca odcinał się od tej historii.