Cedynię znają wszyscy. A to zwycięstwo? Zapomniana wygrana Mieszka

Bitwa pod Cedynią wcale nie była pierwszym triumfem w historii polskiego oręża. Pięć lat wcześniej Mieszko I wygrał inną ważną bitwę. Tyle że nie z Niemcami – dlatego to zwycięstwo wciąż jest pomijane!

We wrześniu 967 r. wojowie Mieszka I triumfowali. Przy wsparciu czeskich hufców konnicy zwyciężyli plemiona Wolinian i Redarów. Czyli Słowian z Pomorza, wchodzących w skład tzw. Związku Wieleckiego. Dowodzący nimi saski banita Wichman zginął, a konając, oddał miecz Mieszkowi. Opis tej bitwy znamy z kroniki saskiego mnicha Widukinda z Korbei, który swoją wiedzę czerpał od bezpośrednich świadków wydarzeń.

Po stuleciach przekazanie miecza uwiecznił XVIII-wieczny rysownik Franciszek Smuglewicz. Pamięć o pierwszej zwycięskiej bitwie Mieszka była zatem żywa w polskiej tradycji historycznej epoki przedrozbiorowej. Dziś jednak większość Polaków na pytanie o najstarszy triumf wojsk polskich bez wahania odpowie: Cedynia, rok 972. Dlaczego? I jakie było znaczenie zapomnianej bitwy Mieszka z roku 967?

SASKI BANITA U SŁOWIAN

Opisując w latach 965–966 państwo Mieszka, żydowski podróżnik i kronikarz Ibrahim ibn Jakub stwierdził, że „obfituje w żywność, mięso, miód i rolę orną”, a podatki idą na żołd piechurów władcy. „Ma on trzy tysiące pancernych podzielonych na oddziały, a setka ich znaczy tyle, co dziesięć secin innych wojowników. Daje on tym mężom odzież, konie, broń i wszystko, czego tylko potrzebują” – pisał o Mieszku.

Ibrahim określił państwo Piasta jako najrozleglejszy kraj słowiański, ale nie cieszyło się ono pokojem. Szczególnie niebezpieczne dla Polan było zamieszkujące na Pomorzu i wchodzące w skład Związku Wieleckiego plemię Redarów, które udzieliło schronienia saskiemu banicie Wichmanowi. Ten hrabia, cioteczny brat Ottona I – króla Niemiec i przyszłego cesarza – ok. 953 r. wdał się w konflikt ze swoim stryjem i popadł w niełaskę władcy. Pozbawiony wpływów, zaczął spiskować ze Słowianami [czytaj strona obok: Przeciw wspólnemu wrogowi].

Wichman postanowił wykorzystać konflikt Sasów z Redarami, przyłączając się do wrogów swojego stryja. Redarowie z chęcią przyjęli go w swoje szeregi, czyniąc wodzem armii. Zamieszkujące Pomorze wojownicze plemię liczyło na pomoc banity w walce z Polanami o panowanie nad obszarem na wschód od Odry. Z kolei sam Wichman sądził zapewne, że Redarowie pomogą mu w odzyskaniu pozycji w Niemczech.

ZABITY BRAT

W 963 r. doszło do pierwszych potyczek banity z plemieniem Polan, które zakończyły się dla Mieszka I niepomyślnie  [patrz strona obok: Król Misaca i lud Licikaviki). W bitwie z Wichmanem i Związkiem Wieleckim poległ m.in. brat polańskiego księcia, nieznany niestety z imienia.

Wobec narastającego zagrożenia ze strony saskiego awanturnika i jego sojuszników, Mieszko postanowił szukać wsparcia u sąsiadów. Piast wiedział, że zwiększy szanse na pokonanie pomorskich plemion, jeśli dołączy do kręgu chrześcijańskich władców. Zwrócił się zatem o pomoc do księcia czeskiego Bolesława I, w którego państwie od trzech pokoleń panowała religia chrześcijańska, umocniona m.in. kultem uznanego za męczennika księcia Wacława.

 

Mieszko złożył słowiańskim Czechom propozycję współpracy i przyjęcia od nich chrztu zapewne po to, by uniknąć nadmiernego wiązania się z bardziej ekspansywnymi Niemcami. Kraj rządzony przez Bolesława Imiał już wypracowane kontakty z Rzymem. W 965 r. sojusz z Czechami został umocniony małżeństwem Mieszka I z córką czeskiego władcy Dobrawą. Rok później polski monarcha oficjalnie przyjął chrzest i rozpoczął proces chrystianizacji kraju. Zmiana wiary była Mieszkowi I potrzebna głównie do celów politycznych, sam pozostał przy dawnych pogańskich obyczajach.

KRÓL MISACA I LUD LICIKAVIKI

Widukind z Korbei opisuje bitwy stoczone przez Mieszka I z Wichmanem w 963 r. w następujący sposób: „Króla Misaca, którego władzy podlegali Słowianie, zwani Licikaviki, [Wichman] dwukrotnie pokonał, zabił jego brata, wielki łup od niego wycisnął”. Co ciekawe, polski książę został określony tytułem królewskim, mimo iż faktycznie nigdy nie został koronowany! Historycy tłumaczą jednak ten fakt panującą w średniowieczu tendencją do nazywania ważniejszych wodzów barbarzyńskich plemion „królami”, szczególnie gdy stawali w szranki z ludźmi z najbliższego otoczenia cesarza.

Kim byli natomiast owi „Licikavikowie”, nad którymi sprawował władzę Mieszko? Mediewista Józef Widajewicz wysunął tezę, że nazwa ta odnosi się do nieznanego bliżej plemienia w południowej części Pomorza Zachodniego. Inni badacze: Aleksander Brückner i Henryk Łowmiański doszukiwali się etymologii słowa „Licikaviki” w imieniu legendarnego dziadka Mieszka I, księcia Polan Lestka. Nazwa takiego plemienia brzmiałaby więc Lestkowice. Inni badacze zauważyli jednak, że plemiona słowiańskie nigdy nie były nazywane imionami swoich przywódców. Jedna z bardziej przekonujących hipotez zakłada, że w tajemniczych „Licikavikach” można się dopatrywać Lachów lub Lechitów, czyli dawnego określenia mieszkańców ziem polskich.

PRZYJACIEL CESARZA

Siły zbierał nie tylko Mieszko I. Nie próżnował również Wichman. Do wspierających go w 963 r. Redarów dołączyli równie bitni Wolinianie (którzy także wchodzili w skład Związku Wieleckiego). Do decydującej bitwy doszło  21 września 967 r. nad Odrą lub nad Wartą.

Polski monarcha otrzymał z Czech wsparcie w postaci dwóch hufców konnicy (ok. 100 konnych). Dysponował więc zapewne większą armią niż cztery lata wcześniej, gdy stracił brata (ale wciąż nie było to więcej niż kilka tysięcy ludzi). Kluczowa okazała się jednak taktyka Mieszka. Wysłana przez księcia piechota manewrem pozorowanej ucieczki miała odciągnąć saskiego banitę Wichmana od obozu Wolinian. Następnie Mieszko I znienacka rzucił konnicę na tyły Wichmana i zawrócił uciekającą piechotę.

Tym sposobem Piast wtrącił Saksończyka i jego wojowników w pułapkę. Wichman próbował ratować się ucieczką, lecz jego towarzysze wymogli, by bił się dalej. Zacięta walka i wcześniejsza pogoń za piechotą Mieszka nadwyrężyły jednak siły saskiego hrabiego. Zgodnie z opisem Widukinda, nad ranem 22 września „dobił do jakiegoś zabudowania wraz z garstką towarzyszy”. Tam dopadli go ludzie Mieszka i próbowali skłonić do poddania się. Honor nie pozwalał jednak Saksończykowi złożyć broni zwyczajnym wojownikom, mógł oddać miecz tylko samemu piastowskiemu księciu. Otoczony przez wrogów, umierający Wichman podał swój miecz jednemu z Polan ze słowami: „Weź ten miecz i zanieś panu twemu, niech go trzyma na znak zwycięstwa i niech go przekaże przyjacielowi, cesarzowi, aby, dowiedziawszy się o tym, mógł natrząsać się z poległego przeciwnika lub raczej opłakiwać powinowatego”.

Tym sposobem Mieszko I odniósł swoje pierwsze zwycięstwo jako chrześcijański monarcha, a zarazem pomścił śmierć młodszego brata. Bitwa z 967 r. stanowiła pierwszy krok polskiego monarchy do osiągnięcia hegemonii na terenie Pomorza Zachodniego (którą według większości badaczy ostatecznie udało mu się zdobyć po bitwie pod Cedynią w 972 r.). Triumf przyczynił się do umocnienia przyjaznych relacji między Piastami a przedstawicielami dynastii Ottonów, która przetrwała do śmierci Ottona III w 1002 r. Mieszko I poprzez zwycięstwo nad Wichmanem udowodnił cesarzowi, że ten może na niego liczyć. Otton I zrewanżował się: w liście z 18 stycznia 968 r. cesarz zwrócił się bowiem do stryja Wichmana z prośbą o ostateczne rozgromienie plemienia Redarów, które dokonywało wrogich najazdów na państwo Mieszka. W lutym 968 r. wojowniczy Wieleci zostali pokonani.

 

POD SANTOKIEM CZY NAD ODRĄ?

Chociaż Widukind nie określił dokładnie miejsca bitwy Mieszka I z Wichmanem z 967 r., historycy nie przestają spekulować na ten temat. W 1939 r. prof. Zygmunt Wojciechowski wysunął tezę, że do starcia polskiego księcia ze Związkiem Wieleckim i Wichmanem doszło w pobliżu grodu Santok. W tej leżącej na terenie dzisiejszego województwa lubuskiego miejscowości, nazywanej przez Galla Anonima „kluczem i strażnicą państwa polskiego”, istniał w czasach Mieszka Igród o statusie kasztelanii stanowiący ważny punkt obrony granicy. Najstarsze zabudowania na tym terenie pochodzą z początków X w., zaś w połowie stulecia znaczna jego część spłonęła. Wojciechowski przypuszczał, że Santok mógł zostać zniszczony przez najeźdźców w 963 r. Pojawiły się również sugestie, że sam Mieszko I mógł spalić Santok w czasie najazdu na Pomorzan, torując sobie dalszą drogę ekspansji na północ. Jak jednak zwrócił uwagę badający dzieje Santoka dr Dariusz Rymar, równie prawdopodobne jest przypadkowe wzniecenie pożaru przez mieszkańców grodziska.

Wykonana przez prof. Marka Krąpca analiza dendrochronologiczna wykazała, że gród w Santoku został odbudowany około 965 r., a zatem w czasie potyczek Mieszka z Wichmanem. Z kolei wiosną 2015 r. nieopodal grodziska odkryto ponad 50 wczesnośredniowiecznych szkieletów, które mogły należeć do wojów Mieszka I. Czy są wśród nich również ofiary bitwy z Wichmanem? Historycy odnoszą się do poglądu prof. Wojciechowskiego sceptycznie. „Nie ma żadnych podstaw do takiej lokalizacji tej bitwy, terytorium piastowskie sięgało wówczas daleko na zachód od Odry” – komentuje prof. Andrzej Pleszczyński z Zakładu Historii Powszechnej Średniowiecznej UMCS w Lublinie. Najprawdopodobniej bitwa rozegrała się na północnozachodnim Pomorzu. Prof. Przemysław Urbańczyk z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie sugeruje, że gdzieś nad dolną Odrą. Być może dalsze badania archeologiczne zweryfikują, którzy z badaczy są bliżej prawdy.

PRZECIW WSPÓLNEMU WROGOWI

Wichman oskarżał stryja margrabiego Hermana o to, że odebrał mu ziemie i władzę należne po ojcu grafie Wichmanie I Starszym. Do eskalacji konfliktu doszło podczas wyprawy króla Niemiec Ottona I do zbuntowanej Frankonii w 953 r. Herman odpowiadał za saskie wojska, korzystając też z usług bratanka. Wśród Sasów wybuchła nagle rebelia, którą poparł dwudziestoparoletni Wichman. Widział w tym szansę na obalenie pozycji stryja i odzyskanie ojcowizny.

Bunt jednak upadł, a Wichman został uwięziony. Po uwolnieniu udał się do książąt ze słowiańskiego plemienia Obodrzyców, co tylko przypieczętowało jego zdradę. Obodrzyce i sprzymierzony z nimi Związek Wielecki (w którego skład wchodzili m.in. Redarowie) to pogańskie plemiona, które przez wiele lat opierały się przymusowej chrystianizacji ze strony Niemiec, prących na wschód. Do zbrojnego starcia Słowian z Ottonem I doszło 16 października 955 r. nad rzeką Reknicą. Słowianie ponieśli całkowitą klęskę. Zmuszono ich do uznania zwierzchności chrześcijańskiego monarchy i płacenia trybutu. Porażka nad Reknicą nie pozbawiła jednak Związku Wieleckiego ducha walki i co pewien czas dochodziło do antyniemieckich powstań. Jednocześnie Wieleci prowadzili napady łupieżcze na sąsiadujących z nimi Polan. Wspierając Redarów w ich konflikcie z plemieniem Polan, Wichman liczył na ich pomoc w swoim konflikcie ze stryjem i królem Niemiec, do czego nie trzeba było ich zresztą specjalnie namawiać…

CEDYNIA CZY… CYDZYNEK?

Dlaczego więc – mimo pierwszeństwa w szeregu polskich zwycięstw – pamięć o bitwie z kierowanymi przez banitę Wichmana Pomorzanami nie była i nie jest pielęgnowana? Winę ponosi polityka historyczna z czasów PRL. Dominowały wtedy wrogie nastroje wobec Niemiec, które od wieków zagrażały polskim granicom. Podkreślano zatem znaczenie bitwy pod Cedynią w obronie polskości Pomorza, wchodzącego w skład tak zwanych Ziem Odzyskanych – terenu od wieków stanowiącego obszar sporny między Polską oraz Niemcami (choć bitwa pod Cedynią nie była wcale częścią polityki prowadzonej przez cesarza Ottona I, lecz stanowiła prywatną inicjatywę margrabiego Marchii Łużyckiej Hodona!).

W przypadku bitwy z 972 r. można też było powiązać miejsce z historycznym wydarzeniem – ustalono, że do potyczki doszło w miejscowości w województwie zachodniopomorskim. W tysiąclecie starcia Mieszka I z Hodonem w 1972 r. wzniesiono tam nawet pamiątkowy Pomnik Polskiego Zwycięstwa nad Odrą. „Bitwa z 972, podobnie jak Grunwald, leczyła nasze w stosunku do Niemców kompleksy” – podsumowuje prof. Andrzej Pleszczyński. Bitwa z Wichmanem była więc dla polityki PRL, delikatnie mówiąc, niewygodna – Mieszko I występował bowiem przeciwko sprzymierzonym z banitą Wichmanem Słowianom, rodowitym mieszkańcom wyspy Wolin.

Trwający proces odkłamywania polskiej historii może wpłynąć na zmianę naszego postrzegania bitwy pod Cedynią. Jak się bowiem okazuje, ta miejscowość na Pomorzu Zachodnim wcale nie musiała mieć związku z wielkim polskim zwycięstwem! Kronikarz Thietmar z Merseburga wymienia jako miejsce bitwy gród Cidini, w żaden sposób nie okreś lając jego faktycznego położenia. Historycy niemieccy od połowy XIX w. zgodnie twierdzą, że Cidini to w rzeczywistości położony w Brandenburgii niedaleko Berlina Cydzynek (Zehdenick), wchodzący w X stuleciu w skład państwa Stodoran. Polscy historycy również powoli wycofują się z tezy, że bitwa odbyła się w Polsce, i dochodzą do porozumienia z niemieckimi badaczami. Między innymi archeolog Artur Szrejter przypuszcza, że potyczka z Hodonem mogła stanowić jeden z elementów umacniania przez polskiego księcia pozycji na Połabiu i Pomorzu Nadodrzańskim. Jeśli bitwa pod Cedynią rozegrała się na terenie państwa Mieszka, to dlatego że rozszerzył jego granice, pokonując Wichmana.

 

Jeśli zaś do zwycięstwa doszło pod niemieckim Zehdenick, to bitwa z 967 r. jest o tyle nam bliższa, że doszło do niej na ziemiach należących dziś do Polski. Już patrząc tylko pod tym kątem, starcia z Wichmanem nie można bagatelizować.

W istocie wojny toczone przez polskiego księcia z saskim hrabią i jego słowiańskimi sprzymierzeńcami są nierozerwalnie związane z procesem tworzenia się polskiej państwowości. Klęski poniesione w 963 r. były głównym czynnikiem skłaniającym Mieszka do przyjęcia chrztu. Zaś jego wygrana, odniesiona z czeską pomocą w 967 r., postawiła polskiego władcę w roli sprzymierzeńca cesarza i wzmocniła jego pozycję na arenie międzynarodowej.

KOŚCIÓŁ ZBUDOWANY NA MIECZU

Sukces Mieszka w walkach ze Związkiem Wieleckim mógł pomóc w powstaniu pierwszego w Polsce biskupstwa. Polscy posłowie prawdopodobnie zawieźli miecz Wichmana do Rzymu na koronację cesarską Ottona I (25 grudnia 967 r.). Gdy na początku 968 r. odbywał się tam synod, decyzją papieża Jana XIII wysłano do Polski bp. Jordana do stworzenia biskupstwa misyjnego. Jak pisze prof. Urbańczyk w książce „Mieszko Pierwszy Tajemniczy”, cesarz widzący w Mieszku silnego sojusznika zgodził się, aby Jordan nie był podporządkowany magdeburskiej metropolii. Paradoksalnie sprzymierzony z poganami saski banita okazał się zatem kluczem do powstania polskiej niezależnej organizacji kościelnej. „Polski Kościół powstawał więc na głowie tego nieszczęsnego zdrajcy i banity” – podsumowuje prof. Tomasz Jurek z Instytutu Historii PAN w Warszawie.

Inni historycy sądzą jednak, że już samo przyjęcie przez Mieszka I wiary chrześcijańskiej wiązało się z tworzeniem na ziemiach polskich organizacji kościelnej, a co za tym idzie z przybyciem biskupa misyjnego Jordana. Ponadto Czechy (ojczyzna Dobrawy) miały już w tym czasie niezależne od cesarza kontakty z Rzymem, które zapewne wykorzystała żona Mieszka I do uzyskania zgody na wyświęcenie pierwszego polskiego biskupa.