Chwyć powoli ustami jej wargę. Najpierw muśnij tę dolną, na chwilę przerwij, spójrz jej w oczy, potem dotknij górnej. Baw się nią, pocieraj delikatnie, lekko kąsaj, a za chwilę ssij. Zacznij zabawę językiem. Zwiedzaj zakamarki jej ust, liż ich wewnętrzną stronę, obrysowuj językiem podniebienie, linię dziąseł i zębów. Zmieniaj natężenie pieszczot. W jednej chwili całuj namiętnie, potem znów powoli, subtelnie. Przesuń dłoń wzdłuż szyi i karku. Wpij się mocno w usta partnerki, silnie przyciągnij do siebie jej ciało, a gdy poczujesz lekki zawrót głowy… puść.
Wykonałeś właśnie pocałunek według inspirowanej Kamasutrą instrukcji Szkoły Uwodzenia „Amor” w Warszawie. Tajlandzka para – Ekkachai i Laksana Tiranarat – w lutym 2011 roku całowała się nieprzerwanie przez 58 godzin 35 minut i 58 sekund, za co uhonorowano ją wpisem do Księgi rekordów Guinnessa. Aż trudno uwierzyć, że przeciętnie w ciągu życia spędzamy na całowaniu zaledwie dwa tygodnie. W Europie średnią zawyżają Francuzi, oddając się rozkoszom ust w sumie przez 21 dni życia, a zaniżają – Szwedzi, którym z jakichś powodów wystarcza 9 dni. Całowanie to też jedna z przyjemniejszych czynności, którą badacze wreszcie porządnie się zajęli i w ostatnich latach obalili serię mitów na ich temat.
MIT 1: NAJWRAŻLIWSZA CZĘŚĆ CIAŁA TO PENIS
Wbrew obiegowej opinii, najsilniej unerwionym organem ludzkim nie są wcale ciała jamiste narządów płciowych, lecz usta. Dopiero pojawienie się rezonansu magnetycznego i innych nowoczesnych technik obrazowania pokazało, że wargi i okolice zawierają około 10 tys. zakończeń nerwowych, czym detronizują z kretesem łechtaczkę, o prąciu nie wspominając. Łechtaczka ustępuje im swą wrażliwością aż o dwa tysiące eksteroreceptorów, czyli receptorów czuciowych na
skórze, a żołądź penisa – o pięć tysięcy. Przynajmniej teoretycznie więc pocałunek w usta powinien być przyjemniejszy od francuskiego. I to dla obojga płci. Warunek to ponoć ten właściwy całujący. Pieszczoty ust uruchamiają elektryczno-hormonalny wodospad reakcji w organizmie. W wyniku stymulacji receptorów ust miliony impulsów elektrycznych pędzą obwodowym układem nerwowym uderzając z impetem w przysadkę mózgową. Systemy neuroprzekaźnikowy i hormonalny reagują natychmiast. Wydziela się dopamina dająca uczucie przyjemności i ukojenia, zalewają nas endorfiny uśmierzające ból i euforyzujące.
Dodatkowo, jak opisuje Julie Enfield w książce „Całuj i mów. Prawdziwa historia pocałunku”, receptory górnej wargi kobiecej połączone siecią nerwów z łechtaczką, przekazują jej rozbudzające impulsy. Zbliżeniu naszych warg towarzyszy przyspieszenie pulsu, jak podczas biegu na 100 m. Oddech pogłębia się i nabiera intensywności, dzięki czemu do płuc dociera więcej tlenu. Szybko poprawia się ukrwienie ciała, zwłaszcza miejsc intymnych. Wyostrza się wrażliwość na zapachy, dotyk i dźwięki, również… szept. Wzrasta podniecenie, mięśnie lekko napinają, się a ciało gotowe jest przyjąć dotyk i wejść w fazę plateau poprzedzającą orgazm. Pocałunek przechodzi w seks albo… można go tu zakończyć. Nie oznacza to wcale, że nasz stan powróci do wyjściowego. Jeszcze przez kilka minut we krwi krążyć bowiem będzie oksytocyna.
MIT 2: OKSYTOCYNA ZALEWA TYLKO KOBIETY
Hormon wydzielany podczas pocałunku przynosi uspokojenie, daje poczucie wspólnoty i przywiązania. To dzięki niemu łączymy się, a nie dzielimy. – Oksytocyna odpowiada za bardziej typową dla kobiet lub samic reakcję stadną, tzw. tend and befriend, czyli zaopiekuj się i zaprzyjaźnij, w przeciwieństwie do warunkowanej adrenaliną typowej męskiej czy samczej reakcji walki lub ucieczki (fight and flight), która akurat pocałunkom nie towarzyszy – wyjaśnia psycholog ewolucyjny Leon Ciechanowski z Uniwersytetu SWPS w Warszawie. Wbrew dotychczasowym przypuszczeniom, podczas pieszczot ust kobieta nie produkuje wcale więcej, ale mniej oksytocyny niż mężczyzna. U tych ostatnich intensywne jej wytwarzanie ma za zadanie stworzyć więź między kochankami i nie pozwolić, by reproduktor odszedł do innej, ale by wiernie polował dla domu i potomstwa. W tym sensie pocałunki w związkach z pewnym już stażem mają dodatkowy ukryty sens.
o niedawna psychologowie ewolucyjni uważali, że sam pocałunek w doborze naturalnym partnerów nie ma wielkiego znaczenia. Pogląd ten podważyła w wydanej w 2009 r. książce „Dlaczego on? Dlaczego ona?” antropolog prof. Helen Fisher z Rutgers University, pisząc, że ślina wymieniana między partnerami w trakcie pieszczot ma zgoła różny skład. Analizy wykazały duże ilości estrogenów w kobiecej i wysoki testosteron w męskiej wydzielinie. Testosteron przekazany
paniom ma je ośmielić i otworzyć na doznania seksualne, estrogeny zaś – zdaniem uczonej – pozwalają panom ocenić płodność partnerki.
O doborze naturalnym mówi też badanie Gordona Gallupa ze State University of New York w Albany, opisane dwa lata temu w czasopiśmie „Evolutionary Psychology”. Naukowiec uważa, że pocałunek jest elementem podświadomego testowania genów kandydata, jednak nie tylko poprzez ślinę. Będąc pretekstem do fizycznego zbliżenia się do partnera całowanie umożliwia wykorzystanie nozdrzy do wychwycenia emitowanych przez jego skórę feromonów zawierających informacje o genach i stanie zdrowia. A wrażliwość na bodźce chemiczne u kobiety podczas owulacji podnosi się kilkunastokrotnie.
MIT 3: POCAŁUNEK JEST W 100 PROC. PODPORZĄDKOWANY SEKSUALNOŚCI
Romantyczne całowanie ma prawdopodobnie znacznie większe znaczenie, niż myśleliśmy do niedawna, sprowadzając jego rolę wyłącznie do inicjowania seksu. Uczeni postawili hipotezę, że jest niepoznanym do końca biochemicznym regulatorem wielkości, jakości i stabilności społeczeństw, a nawet całej populacji. Do wysnucia takiej tezy przyczyniło się skojarzenie wniosków z ostatnich badań m.in. dr. Justina Garcii z Indiana University i współpracowników z Nevada University, którzy dwa lata temu przebadali pocałunki w 168 kulturach świata, oraz z ubiegłorocznego eksperymentu szwajcarskich uczonych z Uniwersytetu w Lozannie, którzy zgłębili zachowania społeczne zwierząt.
Dzięki pierwszemu badaniu opisanemu na łamach „American Anthropologist” odkryto, że tym częściej i chętniej całujemy się, im bardziej rozbudowane i wielowarstwowe jest społeczeństwo. Najmniej pocałunków obserwujemy we wspólnotach plemiennych, gdzie przynajmniej z widzenia znają się wszyscy, a ich geny są podobne. Najwięcej – w multikulturowych metropoliach. Drugie badanie przeprowadzone na mrówkach z gatunku Camponotus floridanus dowiodło, że stykanie się otworami gębowymi i wymiana płynów pokarmowych między osobnikami umożliwia kontrolę nad funkcjonowaniem kolonii.
Dzięki „pocałunkom” zwierzęta mogą wpływać na rozwój silnych larw i rozpoznawać innych członków społeczności. Związki przekazywane przez owady podczas tzw. trofalaksji są też pomocne w rozpoznawaniu pobratymców – mrówki identyfikują dzięki nim mieszkańców tego samego gniazda, a jeśli osobnik okazuje się obcy, w swoisty sposób badają poziom zagrożenia, z jakim wiąże się przyjęcie go do stada i przyjmują go bądź odrzucają. – Uniemożliwienie mrówkom wymiany śliny wprowadza chaos w życie kolonii – mówi koordynatorka badania dr Adria LeBoeuf. – Mrówki wpadają w rodzaj dezorientacji, co
w rezultacie prowadzi do zahamowania rozmnażania i szybkiej śmierci dorosłych osobników.
Pocałunki mają wpływ na spojność grupy również u szympansów, wśród których penetrujące pocałunki usta–usta uprawiają nie tylko pary różnopłciowe, ale i samce. – Wbrew pozorom nie są homoseksualne – mówi Leon Ciechanowski. – Małpy wymieniając mieszankę białek i hormonów poprzez ślinę mierzą m.in. swój poziom agresji „na powitanie”. W ten sposób potencjalnie rozpoznają, czy przybyły osobnik jest zdrowy, bezpieczny dla grupy, ma pozytywne intencje i na tyle korzystną kombinację genów, by wpuścić go do stada pośród samice. Samcom małp wcale nie tak rzadko zdarza się też całować po kłótni „na zgodę”. W tym wypadku pomiar hormonów w ślinie potwierdza bądź kwestionuje poziom uspokojenia osobnika.
Jak twierdzi dr William Jankowiak z Nevada University, pocałunki służą wzmacnianiu populacji w całym królestwie zwierząt. Biochemiczne mechanizmy komunikacji za pomocą śliny czy wdychanych nosem lotnych związków chemicznych są u wszystkich dość podobne. Pozwala to przypuszczać, że zwyczaj romantycznego całowania także u człowieka, kiedy jeszcze jego zmysły nie były tak przytępione, służył poprawianiu jakości grupy, selekcji potencjalnego dla niej zagrożenia i wykluczeniu niekorzystnego materiału genetycznego.
MIT 4: MOKRE CAŁUSY SĄ NIEZDROWE, BO PRZENOSZĄ BAKTERIE
Joseph Conrad pisał, że „pocałunki są tym, co pozostało z języka raju”. Ale jak tu przyjąć w spokoju tak romantyczną definicję, skoro historia zna liczne przypadki zarażenia przez pocałunek mononukleozą i opryszczką? Do lekarza trafiali amatorzy całowania zakażeni grypą, anginą i kandydozą. Są wśród nas
również tacy, którzy pocałunków zwyczajnie nie lubią, uważając je za niehigieniczne. Badania ostatnich lat koją podobne lęki, podważając pogląd, jakoby pocałunek był w jakikolwiek sposób szkodliwy dla zdrowia. Okazuje się, że i w tym natura o nas zadbała, bo ci, którzy często się całują, żyją średnio o 5 lat dłużej od wstrzemięźliwych. – Namiętny pocałunek to naturalna szczepionka. Wymieniamy w jego trakcie z partnerem blisko 100 tys. różnych szczepów bakteryjnych. Ale chorujemy od nich sporadycznie. Na ogół dzieje się odwrotnie. Pod ich wpływem układ obronny wytwarza przeciwciała i uodparniamy się na infekcje powodowane przez drobnoustroje pochodzące od partnera – mówi immunolog, dr Paul Leliwa Bobiński z St Vincent’s Hospital w Sydney.
Z kolei naukowcy z University of Leeds zalecają całowanie w ciąży, które zwiększa odporność kobiety na wirusa cytomegalii. Wzajemne pieszczenie ust jest również antydepresyjne, bo stymuluje produkcję serotoniny, antystresowe, bo obniża poziom kortyzolu w ustroju i – co jest największym zaskoczeniem – zapobiega próchnicy zębów. Od lat wiadomo też, że obniża poziom cholesterolu we krwi oraz ciśnienie tętnicze. Buziaki mają niezwykłą moc również w sprawach bardziej trywialnych – jak dowodzą naukowcy, pomagają schudnąć oraz zadbać o urodę. Badacze ustalili, że pocałunek angażuje aż 146 mięśni: 34 mięśnie twarzy i 112 mięśni ciała. Biorąc pod uwagę, że taka gimnastyka stymuluje produkcję kolagenu w skórze, można rozważyć zastąpienie regularnym namiętnym całowaniem zabiegów odmładzających, a przynajmniej tych najmniej przyjemnych – z użyciem igły. Pocałunek warto też wykonywać długo i z zaangażowaniem. Szczególne przy nadwadze – zwracają uwagę uczeni. Okazuje się bowiem, że pochłania on niemałą energię, puszczając z dymem w ciągu kwadransa 180–200 kcal – dokładnie tyle, ile w ciągu 30 minut intensywnego joggingu.
NIE TYLKO INNUICI NIE CAŁUJĄ
Leon Ciechanowski, psycholog ewolucyjny z Uniwersytetu SWPS, mówi o tym, jak ewoluowały pocałunki i czym zastąpiły je niektóre społeczeństwa
Focus: Skąd się wziął pocałunek?
Leon Ciechanowski: Matki naszych przodków karmiły dzieci metodą usta–usta. Nie było blenderów, więc musiały rozdrobnić pokarm dla maluchów, po czym podawały im go prosto do ust (tzw. trofalaksja). Ślina dorosłych pomagała strawić pokarm, ułatwiając np. absorpcję witaminy B12.
Nie były to zatem romantyczne pieszczoty…
– W kulturach łowiecko-zbierackich nie całowaliśmy się. Sposób, w jaki trofalaksja ewoluowała w kierunku zwyczaju pieszczenia ust zakochanych, nie jest znany. Pierwsze wzmianki o takich pocałunkach pochodzą z ksiąg wedyjskich sprzed 3500 lat, gdzie opisuje się je jako wdychanie duszy oblubieńca. Wiadomo też, że Grecy nauczyli się sztuki pocałunku od Hindusów, od Greków Rzymianie. Ci ostatni rozróżniali mnóstwo jego gatunków. Muśnięcie w usta nazywano basium, głęboki penetrujący pocałunek z językiem – savolium. Wraz z upadkiem Rzymu upadł też zwyczaj czerpania rozkoszy z całowania. Przez okres średniowiecza pocałunki były obecne w miłości dworskiej, ale nie cieszyły się swobodą jak dawniej. Uważano je za sposób uświęcenia miłości, ale też zniewolenia, a gdzieś w tle czaiło się zło i grzech. Legendy na temat wampiryzmu wywodzą się właśnie z kultury ówczesnego pocałunku. Dopiero renesans to
zmienił.Rozumiem, że mówimy cały czas o Europie? Bo chyba nie wszyscy mieszkańcy planety całują z miłości?
– To może nie do pojęcia dla Europejczyka, ale ponad połowa kultur żyjących na ziemi nie uznaje pieszczot usta–usta. Wykazało to badanie amerykańskich uczonych z Uniwersytetów Nevady i Indiany, którzy w 2015 roku przebadali zjawisko romantycznego całowania u wszystkich nacji i plemion. Nie całują rdzenni mieszkańcy Ameryki Środkowej ani społeczności rolnicze z Afryki Subsaharyjskiej, Nowej Gwinei czy Amazonii. Także Innuici, którzy w zamian pocierają się nosami, co umożliwia wymianę feromonów. W części niecałujących się kultur funkcjonuje w zamian intensywne przytulanie się czy obejmowanie na powitanie. Ale też bicie po twarzy czy wzajemne ranienie ciała. Najpopularniejsze zaś pocałunki są we wszystkich kulturach Bliskiego Wschodu. A jednocześnie tam właśnie obowiązują restrykcje za całowanie w miejscach publicznych. Najsroższe kary wymierza Arabia Saudyjska. Również kobietom.
Podobno fakt, że to kobiety bardziej lubią się całować, nie jest do końca prawdą?
– Zależy, o jaką część ciała chodzi. Nieco więcej amatorów całowania w usta jest wśród mężczyzn. To prawda. Zgodnie z ankietą portalu My.Dwoje przeprowadzoną w czerwcu tego roku pocałunki warg preferuje 54 proc. panów i tylko 40 proc. pań. Kobiety są za to amatorkami pieszczenia szyi. Co piąta respondentka woli pocałunki w tym właśnie miejscu. Za to co piąty mężczyzna preferuje pocałunki francuskie. Panów ich własna szyja niespecjalnie interesuje, mimo że jest podobnie unerwiona. I ma to ewolucyjne przyczyny. Samce naszych przodków przytrzymywały samice podczas spółkowania, opierając swoje zęby
o ich kark m.in. na znak dominacji. Atawizmy jak widać są wiecznie żywe.
Dorota Mierzejewska-Floreani – dziennikarka, prowadzi Platformę Psychologii Pozytywnej i Użytkowej www.mierzejewska.eu, coach, psycholog w poradni prokreacyjnej przy klinice psychiatrycznej GABClinic w Warszawie