Mroczny sekret zamku: całe rodziny wysadziły się w powietrze, by nie wpaść w ręce Iwana Groźnego

Podczas walk Stefana Batorego z Iwanem Groźnym nieszczęśni cywile woleli popełnić samobójstwo niż trafić do carskiej niewoli. Pozostała po nich inskrypcja na łotewskim zamku, którą niedawno przypadkiem odkryto

Dzisiejsze łotewskie Cesis od XVI do XVIII wieku należało do Rzeczypospolitej Obojga Narodów i zwane było Kieś. Wcześniej wznieśli tam warownię niemieccy krzyżowcy z zakonu kawalerów mieczowych, od 1237 roku połączonego z Krzyżakami. Zamek zwano w tamtych czasach Wenden, od nazwy pogańskiego plemienia, które ogniem i mieczem nawracali na chrześcijaństwo rycerze zakonni. To były krwawe czasy, jednak nie tak makabryczne jak wydarzenia, które rozegrały się w Kiesi pod koniec XVI wieku. Wtedy głośno o nich było w Europie, dziś są praktycznie zapomniane.

Cień Iwana Groźnego

Po sekularyzacji państwa zakonnego Kieś została podporządkowana Wielkiemu Księstwu Litewskiemu i znalazła się w orbicie zainteresowania polskich królów. W latach 1558–1583 okoliczne tereny stały się areną starć sił krajów skandynawskich, Rzeczypospolitej, państwa moskiewskiego i miejscowych możnowładców. Każda ze stron chciała nie tylko zdobyć majątki i ziemie podupadającego zakonu, ale też uzyskać dominum Maris Baltici – władztwo nad Bałtykiem. To właśnie podczas jednej z toczonych wojen inflanckich Kieś obległy w 1577 r. wojska carskie. 

Zamek był wówczas główną siedzibą Magnusa Inflanckiego, duńskiego i holsztyńskiego księcia od 1570 r.  tytułującego się władcą Królestwa Inflant. Państwa w zasadzie marionetkowego. Początkowo, bo jeszcze podczas I wojny inflanckiej, był wspierany przez samego Iwana Groźnego. Sojusz zamienił się w konflikt, gdy Magnus rozpoczął potajemne rokowania ze polskim królem Stefanem Batorym. Ta zmiana układu sił wywołała kolejną falę napięć między Rzecząpospolitą i Moskwą. Iwan z wielotysięcznym wojskiem przybył pod bramy Kiesi, by 31 sierpnia spotkać się z Magnusem – chęć pertraktacji okazała się jedynie wymówką do pojmania i uwięzienia „króla Inflant”. Przez pięć następnych dni zamek, w którym schronienia szukało około 300 osób, znajdował się pod ostrzałem wojsk carskich. 

Ludzie na beczkach z prochem

Moskiewski władca Iwan Groźny znany był z okrucieństwa i nie pozostawił oblężonym wątpliwości, że nie będzie miał dla nich litości. Tak jak w innych miastach, gdzie mężczyzn ćwiartowano, a kobiety gwałcono. Tak jak na rycinie z epoki, pokazującej pomordowane okaleczone dzieci oraz nagie kobiety powieszone na drzewie i naszpikowane strzałami Moskali.

Jak pisał Laurentius Müller, autor „Pamiętników do panowania Stefana Batorego”, na zamku schroniło się kilkaset osób, głównie kobiet i dzieci. Ludzi zdolnych do walki nie było zbyt wielu. Przeciwko nim car wytoczył swoją artylerię. Brutalny ostrzał trwał przez pięć dni. Pęknięcia i wyłomy w murach stawały się coraz większe, nie było już nadziei na ratunek. Salomon Henning w „Kronice Liwonii i Kurlandii” relacjonował, że zrozpaczeni ludzie stawali w murach i oknach, by kule skróciły ich cierpienia. A gdy nadszedł moment decydującego szturmu wojsk Iwana Groźnego, pozostali ocaleni postanowili za wszelką cenę uniknąć nieuchronnych gwałtów i okrutnej niewoli. Matki, niektóre jeszcze karmiące, zabrały swoje dzieci i żywych jeszcze mężów do komnaty z beczkami pełnymi prochu. Tam wszyscy wspólnie wysadzili się w powietrze.

Inskrypcja w wieży

Zdaniem badaczy to prawdopodobnie podczas tego oblężenia powstała inskrypcja, odkryta pod koniec czerwca 2020 r. na kamieniu w południowej wieży zamku, wcześniej przez wiele lat niedostępnej. Wypatrzył ją tam, przy krętych schodach, kierownik działu średniowiecznego miejscowego muzeum Gundars Kalnins.

Wydrapane na ścianie dziwne symbole były już częściowo zatarte. Dało się jednak zauważyć herb (swoim kształtem i dekoracjami wskazujący na XVI stulecie), tajemnicze inicjały oraz tekst w dwóch językach: łacińskim i niemieckim. Na razie udało się odczytać tylko tekst po łacinie: „Si Deus pro nobis quis contra nos”, czyli „Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam”. To cytat z listu świętego Pawła do Rzymian, bardzo pasujący do atmosfery panującej na zamku w czasie carskiego ataku. Prawdopodobnie słowa te wydrapał nożem jeden z oblężonych. Może nawet któryś z tych, którzy potem wysadzili się w sali na pierwszym piętrze zachodniego skrzydła zamku. W tym miejscu do dziś widać zniszczenia po wydarzeniach z roku 1577.

Zapomniana turystyczna atrakcja

Kilka miesięcy po tragedii w Kiesi wojska Rzeczypospolitej odbiły zamek. Z czasem odzyskały również inicjatywę w wojnie z Iwanem Groźnym. Król Stefan Batory zdobywał kolejne miasta, car ponosił klęski. W efekcie w 1582 r. podpisano dziesięcioletni rozejm w Jamie Zapolskim, de facto pieczętujący porażkę Kremla w Inflantach. 

Sam zamek znajdował się pod polsko-litewskim władaniem aż do 1620 r., kiedy to przejęli go Szwedzi. Potem zdobyli go Rosjanie, popadł w ruinę. Tylko dobrze zachowana baszta wschodnia została wykorzystana przez zasłużonego dla carycy Katarzyny Wielkiej hrabiego Jakoba Sieversa do wybudowania jego rezydencji magnackiej.

Obecnie Cesis nie jest zbyt często odwiedzane przez polskich turystów. A tymczasem poza ruinami zamku można tam znaleźć inny ślad z czasów potęgi Rzeczypospolitej: kościół św. Jana. To największa gotycka świątynia na Łotwie. Stefan Batory uczynił ją katedrą biskupią Liwonii. Podziwiać w niej można m.in. nagrobek biskupa Niteckiego, sekretarza Anny Jagiellonki i przyjaciela Jana Kochanowskiego.

Zdjęcia inskrypcji można znaleźć tutaj.