“Nie Piłsudski i Dmowski”. Kto miał największy udział w tym, że w 1918 roku odzyskaliśmy niepodległość?

Kończyła się I wojna światowa, upadał carat w Rosji, obalano cesarstwa w Niemczech i Austro-Węgrzech. Tam, gdzie doszło do krachu dotychczasowego porządku, sięgano po nowe formy lokalnej samoorganizacji. Podobnie uczyniło wielu Polaków – wzięli sprawy w swoje ręce i zaczęli tworzyć lokalne władze.

Cała prawda o niepodległości Polski

Adam Węgłowski: Marzy się panu rekonstrukcja działalności rad ludowych, robotniczych i żołnierskich w Polsce z 1918 r. Jednak wśród Polaków „rady” fatalnie kojarzą się z PRL!

Piotr Frączak, Zarząd Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Pozarządowych, autor książki „W poszukiwaniu tradycji. Dwa dwudziestolecia pozarządowych inspiracji”: Ależ odzyskanie niepodległości w dużej mierze zależało od tych właśnie rad. I nie były bezpośrednio związane z komunistami! Wówczas kojarzyły się zupełnie inaczej niż dzisiaj, po latach PRL-u. Kończyła się I wojna światowa, a czasy były rewolucyjne. Upadał carat w Rosji, obalano cesarstwa w Niemczech i Austro-Węgrzech. Tam, gdzie doszło do krachu dotychczasowego porządku, sięgano po rady jako formę samoorganizacji społecznej. Niemieckie wojsko tworzyło rady żołnierskie, Polacy w zaborze pruskim – rady ludowe (robotnicze, obywatelskie), robotnicy na terenach Kongresówki – rady delegatów robotniczych…

Rady nie były domeną komunistów?

– Na terenie Wielkopolski i Pomorza rady zakładali… konserwatyści i zwolennicy narodowej demokracji! Ich szefami byli arystokraci, księża, właściciele fabryk. Oto opis rady w Rynarzewie pod Bydgoszczą: „Ciekawy był ten wiec »rewolucyjny« dnia 24 listopada 1918 r. Za stołem prezydialnym trzech księży. Na sali liczne grono skupionych Polaków: mężczyzn, kobiet, młodzieży”. W Inowrocławiu rady organizował Stanisław Wachowiak, związany z Narodową Partią Robotniczą, późniejszy wojewoda pomorski.

W Lwówku radę powołał hr. Stanisław Łącki. W 1918 r. w Kongresówce, będącej pod niemiecką okupacją, większość w radach mieli przedstawiciele PPS-Frakcji Rewolucyjnej, wyraźnie opowiadający się za niepodległością Polski. Podobnie w Galicji – Polska Partia Socjalno-Demokratyczna (PPSD). Tylko w nielicznych miejscach, np. w Dąbrowie Górniczej w Kongresówce, większość mieli SDKPiL oraz PPS-Lewica, czyli komuniści. W wielu miejscach propaństwowi socjaliści po prostu wyrzucali ich z rad.

 

Największy udział w tym, że w 1918 roku odzyskaliśmy niepodległość, mieli nie Piłsudski i Dmowski, lecz Polacy, którzy wzięli sprawy w swoje ręce i zaczęli tworzyć lokalne władze.

 

Co te rady właściwie ułatwiły, czego dopilnowały?

– W Kongresówce tylko dzięki nim nie doszło do rozlewu krwi na ogromną skalę. Przecież wojska niemieckie przegrały na Zachodzie, ale na wschodnim froncie były zwycięskie! Te jednostki mogły jeszcze długo walczyć. Wobec takiej armii słabo uzbrojone milicje i straże polskie nie miałyby szans. Nic dziwnego, że Józef Piłsudski zaraz po powrocie z Magdeburga 10 listopada spotkał się w Warszawie z Centralną Radą Żołnierską niemieckich wojsk, by wynegocjować ich ewakuację do Niemiec. Wystarczy popatrzeć na warszawską cytadelę, by zrozumieć, że rozbrajanie Niemców nie byłoby takie proste, gdyby sami na to nie przystali. Trzeba było wykorzystać fakt, że nie chcieli walczyć dalej, i ich nie prowokować. Inna sytuacja panowała w Wielkopolsce. Te tereny żołnierz niemiecki uważał za część Rzeszy.

W Poznaniu rada robotnicza była głównie polska, ale żołnierska – niemiecka. Jednak Polacy przy okrzykach „przypadkowych” przechodniów pod oknami wdarli się siłą na posiedzenie zarządu rady żołnierskiej i pod tym naciskiem uzupełniono jej skład. Polacy przejęli też milicje lokalne i straże, które odegrały znaczącą rolę podczas powstania wielkopolskiego (1918–1919). Bez rad nie skończyłoby się ono prawie bez ofiar. Do momentu pełnego scalenia administracji państwowej Naczelna Rada Ludowa w Poznaniu pełniła tam rolę rządu polskiego. Wiele miast wielkopolskich zostało przejętych przez administrację polską, nawet jeśli władza była jeszcze formalnie w rękach niemieckich. Dochodziło do kuriozalnych sytuacji. W Gnieźnie delegacja żołnierzy niemieckiej armii wymogła na prałacie i doktorze, zasiadających w miejscowej radzie, by to oni mianowali pewnego oficera na pułkownika! Prałat i doktor podpisali też weksle, na których podstawie bank ludowy miał wypłacić żołnierzom żołd.

Podsumowując, pana zdaniem młodzi, którzy tak chętnie przebierają się w legionowe mundury i jadą na rekonstrukcje, równie dobrze mogliby we własnym mieście odtworzyć sceny przejęcia władzy przez polskie rady?

– To byłaby bardzo ciekawa forma kształtowania pamięci historycznej – nie poprzez odwoływanie się tylko do czynu zbrojnego. Był on ważny, jednak istotna dla budowania państwowości polskiej była też samoorganizacja. Dawała szansę na to, że państwo polskie powstanie mimo skomplikowanej sytuacji.

Ta ówczesna aktywność Polaków nie wzięła się z niczego…

– Już w 2. poł. XIX w. powstawały w Wielkopolsce spółdzielnie rolnicze, banki ludowe itp. W Galicji (mającej autonomię w ramach Austro-Węgier) kwitły towarzystwa sportowe. W Kongresówce władze carskie zaczęły tolerować takie inicjatywy po rewolucji 1905 r. Polacy wierzyli wtedy, że samoorganizacja jest czymś niesłychanie ważnym. Tak walczyli o przetrwanie narodu. Niestety, po 1918 r. – podobnie jak my po przemianach w 1989 r. – zaczęli wymagać głównie od państwa, nie od siebie.