Znam wiele takich właśnie „koleżanek najładniejszej dziewczyny z klasy”. To z jednej strony bardzo wdzięczna rola, bo taka wspierająca i bezpieczna – bycie taką towarzyszką życia. Ale z drugiej strony jest w niej jakiś smutek. Jakaś drugoplanowość. Czasem z wyboru a czasem tak po prostu. Choć pewnie nieświadomie to też jakiś wybór.
Bycie w cieniu i jednocześnie bycie tą fajną, bycie tą która przekazuje informacje, łączy. Tą z którą, wszyscy gadają, ale rzadko proszą do tańca. A jeśli już poproszą do tańca to po to, żebyśmy pomogła poprosić do tańca tamtą.
Filmy, a szczególnie komedie romantyczne są pełne takich linii postaci. Czyli główna bohaterka przyjaźni się z taką dziewczyną, najczęściej „brzydszą”, niepozorną ale „fajniejszą”. Czasem jest ona taką nieporadną, zabawną i z humorem a czasem cicha, skromna, w cieniu – jest znakomitym tłem dla barw głównej postaci.
I chciałam dziś napisać właśnie do tych wszystkich dziewczyn, które to mają za sobą, które to przeżywają teraz i te które dopiero będą w tej roli. Widzimy was i z wami chcemy tańczyć.
Może wasze kolory nie są jeszcze wyraźne i jaskrawe. Może jeszcze głos cichszy. Może wiara w samą siebie mniejsza ale… jak w pięknym obrazie – w pewnym momencie to tło może stać się wiodącym widokiem a widok tłem. I tak na zmianę. Jest w tym równowaga. Jest w tym balans. Tyle tylko, że to wyjście z tła, z drugiego planu, z cienia wymaga od nas odwagi, gotowości, świadomości tego kim się jest.
Odwagi skupiania na sobie wzroku. Odwagi wypowiadania swojego zdania. Odwagi mierzenia się z oceną. Odwagi stawania na swoich nogach. Odwagi pokochania siebie. Pokochania siebie i jej. Tej koleżanki pierwszego planu.
Bo tak naprawdę to i jedna, i druga jest w każdej z nas. Jesteśmy jednocześnie głosem i ciszą, cieniem i światłem, frontem i tyłem. Nie odbierajmy sobie możliwości bycia koleżanką najładniejszej dziewczyny z klasy. Nie odbierajmy sobie bycia swoją własną koleżanką.