Czy można podjąć decyzję, że chce się być praworęcznym? Czy przebywając w towarzystwie leworęcznych, można „nabawić się” tej cechy i porzucić „zdrowy” instynkt posługiwania się ręką prawą? Pytania te wydają się retoryczne. Dziś. W średniowieczu ta stosunkowo rzadka właściwość organizmu mogła kosztować życie. Jeszcze w latach 60. XX w. leworęczność była często maskowana, w każdym razie nikt się nią nie chwalił. W szkołach zmuszano mańkutów do pisania prawą ręką. Obecnie otwarcie walczą oni o swoje prawa, a raczej o wygodę i bezpieczeństwo (wiele typowych urządzeń bywa przyczyną wypadków): o to, by bez problemu kupić odpowiednie nożyczki, klawiatury komputerów, instrumenty itp. Lecz czy ktoś z nich szydzi, piętnuje, organizuje kursy „nawracania się” na
praworęczność? Nie, a przecież to, czy jesteś „mańkutem” czy „gejem”, rozstrzyga się w podobny sposób, na podobnym etapie życia płodowego. Leworęczność – według amerykańskiego neurologa Normana Geschwinda – jest wynikiem nadmiaru testosteronu.
Nadmiar ten spowalnia wzrost lewej półkuli mózgu rozwijającego się płodu. Jak na ironię, homoseksualizm spowodowany jest w podobny sposób, przy czym zamiast nadmiaru testosteronu płód męski otrzymuje go zbyt mało, a często też zbyt późno. Tak przynajmniej utrzymują naukowcy, którzy ostatnio wnikliwie zaczęli badać te zależności. W swoich analizach skupili się na części mózgu zwanej podwzgórzem, ponieważ wiadomo, że jest ona odpowiedzialna za płeć rozwijającego się płodu. Podwzgórze ma charakter dymorficzny, co oznacza, że jego struktura jest inna u kobiet i mężczyzn. Jest również odmienna u mężczyzn heteroseksualnych i homoseksualnych.
Zaawansowane badania laboratoryjne potwierdziły, że trzecie jądro podwzgórza (INH3) jest u gejów dwukrotnie mniejsze niż u mężczyzn heteroseksualnych.
Jądro łożyskowe prążka krańcowego, w skrócie BSTc (ang. bed nucleus of the stria terminalis) może decydować o poczuciu przynależności do określonej płci; jądro to u mężczyzn jest o prawie połowę większe niż u kobiet, a u osób zmieniających płeć (transseksualistów) ma rozmiary typowe dla ich płci psychicznej. Biorąc pod uwagę, że podwzgórze zawiaduje tak ważnymi funkcjami, jak uczucie głodu, pragnienia, termoregulacja, przemiana tłuszczów i węglowodanów, sen, cykle układu rozrodczego oraz popęd seksualny, a ma rozmiar groszku i waży zaledwie kilka gramów – jakiekolwiek różnice w jego budowie muszą skutkować znaczącymi konsekwencjami. Kolejna morfologiczna różnica dotyczy części mózgu zwanej spoidłem mózgowym przednim: u mężczyzn homoseksualnych jest ono o 18 proc. większe niż u heteroseksualnych kobiet i o 35 proc. większe niż u mężczyzn heteroseksualnych.
Matka w stresie
Związkiem pomiędzy budową mózgu a zachowaniami seksualnymi ponad ćwierć wieku temu zajęła się dr Ingeborg Ward z Villanova University (Filadelfia). Badała ona zachowania szczurów w czasach, gdy roli podwzgórza w różnicowaniu płciowym nie brano jeszcze nawet pod uwagę.
W doświadczeniu przeprowadzonym w 1972 r. dr Ward podzieliła ciężarne samice szczura na dwie grupy. Pierwsza z nich w ciągu pierwszych dziesięciu dni po zapłodnieniu (co odpowiada pierwszemu trymestrowi ciąży u ludzi) poddawana była bezustannemu stresowi (jaskrawe światło, przenikliwe dźwięki i wibracje). Druga grupa atakowana była drażniącymi bodźcami w okresie poprzedzającym poród. Była również trzecia grupa składająca się z małych szczurząt, które w okresie płodowym nie doznały żadnego uszczerbku, natomiast poddano je stresowi w okresie tuż po narodzinach.
Kolejnym etapem było połączenie w stadko samców pochodzących z każdej z tych grup (poddanej stresowi podczas wczesnego okresu płodowego, pod koniec okresu płodowego oraz po narodzinach). Samce dorastały razem w optymalnych warunkach do czasu osiągnięcia dojrzałości płciowej, kiedy to wpuszczono je do klatki ze zdrowymi samicami i obserwowano chęć i możliwość łączenia się w pary. Okazało się, że samce, które w okresie płodowym, zwłaszcza wczesnym, przeżyły swoistą „traumę”, w dużo mniejszym stopniu dążyły do kopulacji i z drugiej strony częściej były odrzucane przez samice. Szczury, które miały „trudne dzieciństwo”, dawały sobie doskonale radę z zalotami i prokreacją.
Dopiero późniejsze badania wykazały, że do krwiobiegu matki atakowanej przez czynniki stresogenne uwalniają się duże ilości androstendionu, hormonu podobnie jak adrenalina uwalnianego przez nadnercza. Jego działanie biologiczne jest wprawdzie niewielkie, ale jest on prekursorem, z którego konwersji powstają takie androgenne hormony jak testosteron i dihydrotestosteron. Duża ilość androstendionu – poprzez jego podobieństwo do testosteronu – hamuje wpływ tego drugiego na rozwój części podwzgórza odpowiedzialnych za płeć i preferencje seksualne. Skutki widoczne są wówczas, gdy zaburzenia występują na początku ciąży, właśnie wtedy, gdy ma miejsce różnicowanie się płciowe mózgu.
Cenny wujek
Z ewolucyjnego punktu widzenia homoseksualizm wydaje się nie mieć żadnego sensu – homoseksualiści znacznie rzadziej mają potomstwo niż mężczyźni heteroseksualni. Jaką zatem wartość może mieć ta orientacja seksualna i dlaczego przetrwała dziesiątki tysięcy lat?
Jedną z rozpatrywanych hipotez jest teoria „doboru krewniaczego” (ang. kin selection), według której homoseksualizm mógł zwiększać szanse przeżycia bliskich krewnych. Opiekując się bezinteresownie dziećmi swojego rodzeństwa, homoseksualni mężczyźni wspierali geny rodzinne, a zatem także własne.
Psychologowie ewolucyjni Paul Vasey i Doug VanderLaan z Uniwersytetu Lethbridge w Kanadzie przetestowali tę teorię, badając społeczeństwa zamieszkujące wyspę Samoa na Pacyfiku. Samoa wybrali nie bez powodu. Geje są tam powszechnie akceptowani jako odrębna płeć zwana fa’afafine (ani mężczyzna, ani kobieta). Już wcześniej wiadomo było, że fa’afafine chętnie opiekują się swoimi młodymi krewnymi, rozwijają ich zainteresowania, finansują edukację, opiekę medyczną itd. Vasey i VanderLaan chcieli sprawdzić, czy altruizm fa’afafine jest nakierowany tylko na własnych krewnych, czy na dzieci w ogóle.
Badania objęły reprezentatywną grupę gejów z Samoa, a także kobiet i mężczyzn heteroseksualnych. Mieli oni za zadanie wypełnić kwestionariusze, które mierzyły chęć objęcia opieką (w różnych aspektach) swoich krewnych i dzieci w ogóle. Wyniki opublikowane w 2010 roku w „Psychological Science” zdają się potwierdzać teorię doboru krewniaczego. Jako wujkowie fa’afafine wykazywali się dużo bardziej niż kobiety i mężczyźni heteroseksualni, ale ich zaangażowanie dotyczyłotylko własnych siostrzeńców (siostrzenic) bądź bratanków (bratanic). Psychologowie uznali, że w ten sposób kompensują swoją bezdzietność i pośrednio wspierają własne geny.
Czy wyniki tych badań mają jakiekolwiek znaczenie poza Samoa? Tak i nie – twierdzą Vasey i VanderLaan. Kultura Samoa bardzo różni się od większości zachodnich kultur, ponieważ koncentruje się na życiu wielopokoleniowych i wielodzietnych rodzin, gdy tymczasem zachodnie społeczeństwa skażone są nadmiernym indywidualizmem (egoizmem) i homofobią. Bezdzietni wujkowie ani nie wykazują się tam szczególną chęcią pomocy, ani nikt od nich tego nie oczekuje. Patrząc z tej perspektywy, wydaje się, że społeczeństwo – mimo postępującej świadomości i przychylności wobec gejów (także w gronie rodzinnym) – stwarza paradoksalnie świat coraz bardziej im nieprzyjazny. Czy coś mogłoby to zmienić? Z pewnością tak. Wiele się zmieni, gdy słowo „gej” – tak jak dziś słowo „leworęczny” – przestanie nieść ze sobą ładunek wartościujący i emocjonalny.