Zaledwie miesiąc temu w okolice Ziemi doleciał obłok plazmy ze Słońca, który spowodował powstanie zórz polarnych w tak nietypowych miejscach jak Włochy, czy południowe Stany Zjednoczone. Można by było pomyśleć, że była to wyjątkowo silna burza magnetyczna. Nic z tego. Owa burza była bowiem niczym w porównaniu do burzy słonecznej z lutego 1872 roku. O ile zazwyczaj zorze polarne widoczne są jedynie w rejonach okołobiegunowych, w trakcie tamtej burzy można było je zobaczyć w okolicach równika w miejscach takich jak Bombaj i Chartum.
Kiedy wspomina się o silnych burzach geomagnetycznych wspomina się jedynie o zdarzeniu Carringtona z września 1859 roku. To może jednak wywoływać mylne wrażenie, że po tamtym zdarzeniu, nigdy już silnej burzy geomagnetycznej by nie było, a tym samym musielibyśmy mieć nie lada pecha, aby akurat za naszego życia pojawiło się kolejne zdarzenie o takiej sile.
Czytaj także: Będzie burzowo i zorzowo! Na Słońcu rozbłysk za rozbłyskiem
Tymczasem, także w 1872 roku burza geomagnetyczna skutecznie zakłóciła komunikację telegraficzną na całym świecie. Gdyby ta burza dotarła do Ziemi w 2023 roku, zakłóciłaby skutecznie sieci energetyczne oraz komunikację satelitarną i to na skalę kontynentalną. Współczesne społeczeństwa dużo bardziej polegają na technologii, elektronice i prądzie elektrycznym niż w XIX wieku. O ile wtedy zakłócenia telegrafów były jedynie irytującym zaburzeniem, obecnie taka sama burza mogłaby doprowadzić do naprawdę ogromnego chaosu. Problem w tym, że obie opisywane wyżej burze dzieliło zaledwie 13 lat. Można zatem założyć, że ekstremalnie silne burze geomagnetyczne dotykają Ziemię znacznie częściej, niż się wydawało.
Wyobraźmy sobie mieszkańców metropolii, w której dochodzi do blackoutu trwającego całe dnie, tygodnie, miesiące i lata. Nagle znikają wszystkie środki komunikacji, źródła informacji, skutecznie wysiada koordynacja służb, a w sklepach zaczyna się rozmrażać zamrożone jedzenie. Nikt nie wie, kiedy prąd powróci, co tak naprawdę się stało i co robić w takiej sytuacji. Im dłużej taka sytuacja by trwała, tym trudniej służbom byłoby utrzymać porządek. Jakby nie patrzeć, już po dwóch dniach wszystkie smartfony, komputery przenośne i tablety byłyby do wyrzucenia. Bez prądu byłyby jedynie plastikowymi pudełkami. Nagle ludzkość potężnych obszarów, na przykład całej Europy musiałaby wrócić do XIX wieku. Wystarczy tutaj dodać, że nikt z nas nie ma już umiejętności i zdolności, które są niezbędne do przeżycia w świecie pozbawionym prądu elektrycznego.
Na szczęście, tak ekstremalne burze są rzadkością. Patrząc w przeszłość można przywołać burzę Carringtona w 1859 roku, omawianą tutaj burzę Chapmana-Silvermana z lutego 1872 roku i burzę na kolei nowojorskiej w maju 1921 roku.
Według najnowszego artykułu opublikowanego w periodyku The Astrophysical Journal burza z 1872 roku była na tyle silna, że wpłynęła nawet na sieć telegraficzną w tropikach. Łączność na kablu podmorskim na Oceanie Indyjskim została zakłócona na wiele godzin. Podobne problemy odnotowano na linii napowietrznej między Kairem i Chartumem.
Autorzy artykułu, dwudziestu dwóch badaczy do przeanalizowania tego zdarzenia wykorzystali wszystkie zapisy historyczne oraz najnowsze techniki modelowania do oszacowania siły burzy Chapmana-Silvermana. Wśród danych znalazły się m.in. belgijskie i włoskie archiwa historyczne, w których znajdują się notatki o ilości plam słonecznych na tarczy słonecznej, ale także zapisy pola geomagnetycznego poczynione w Bombaju, Tbilisi oraz w Greenwich. Na tej podstawie udało się odtworzyć ewolucję burzy w czasie.
Co ciekawe, okazało się, że burza powstała w stosunkowo niewielkiej, ale bardzo złożonej grupie plam słonecznych znajdujących się wtedy niemal dokładnie na środku tarczy słonecznej. To tylko wskazuje na to, że nawet pozornie niewielka grupa plam może narobić dużo problemów mieszkańcom Ziemi.
Analiza wzmianek o zorzy polarnej w lutym 1872 roku wykazała, że pisano o niej niemal w 700 różnych pracach i na obszarze od biegunów po około 20 stopni szerokości geograficznej na obu półkulach.
Wychodzi zatem na to, że w ciągu ostatnich dwóch stuleci mieliśmy do czynienia z trzema superburzami geomagnetycznymi. Niby odstępy między nimi są kilkudziesięcioletnie, jednak w rzeczywistości od ostatniej z nich minęło już całe stulecie. A przecież wcześniej wszystkie trzy pojawiły się w zakresie zaledwie sześćdziesięciu lat. Kto wie, czy kolejna nie pojawi się w najbliższych latach. Pozostaje mieć nadzieję, że Słońce się trochę uspokoiło i da nam jeszcze trochę spokoju, a my w tym czasie rozwiniemy się w cywilizację tak zaawansowaną, że żadna burza nie będzie w stanie nam zagrozić.