Materiał został uwieczniony przez badacza z Sao Paulo, który wykorzystał zestaw szybkich kamer zainstalowanych na szczytach wieżowców. Marcelo Saba z Narodowego Instytutu Badań Kosmicznych oraz Diego Rhamon twierdzą, że błyskawica poruszała się z prędkością 370 kilometrów na sekundę.
Czytaj też: Zdumiewające odkrycie na dnie oceanu. Tajemnicza podwodna góra jest wyższa niż Burdż Chalifa
Ostatnie ujęcie zostało uwiecznione na 25 tysięcznych sekundy przed uderzeniem pioruna w jeden z budynków. Publikacja poświęcona tym wydarzeniom została zamieszczona na łamach Geophysical Research Letters. Jak się okazuje, badania dedykowane wyładowaniom atmosferycznym trwały już od 2003 roku i doprowadziły do powstania bazy danych z nagraniami ukazującymi błyskawice poruszające się z dużą prędkością.
W tym przypadku kluczową rolę odegrała kamera rejestrująca 40 000 klatek na sekundę. Dzięki niej możliwa jest kompleksowa ocena skutków wyładowań, szczególnie tam, gdzie nie ma odpowiednich zabezpieczeń. Co ciekawe, uderzenia pioruna można sklasyfikować jako ujemne lub dodatnie w zależności od ładunku przeniesionego na ziemię. Zaledwie jedno na pięć wyładowań ma średnio kontakt z ziemią – pozostałe kończą się w chmurach.
Błyskawica może osiągać temperaturę nawet 30 tysięcy stopni Celsjusza – pięciokrotnie wyższą od panującej na powierzchni Słońca
W niektórych przypadkach wyładowania rozciągają się na dystansie 100 kilometrów i przenoszą energię o natężeniu do 30 000 amperów. Taka błyskawica może być rozgrzana do nawet 30 000 stopni Celsjusza, co jest wartością pięciokrotnie wyższą aniżeli temperatury panujące na powierzchni Słońca.
Czytaj też: Nagrali płetwala ze skoliozą. Krzywy kręgosłup sprawia problemy nie tylko ludziom
Jak w ogóle dochodzi do powstawania wyładowań atmosferycznych? Kluczową rolę odgrywa tarcie między cząstkami lodu, kroplami wody i gradem. W takich okolicznościach uwalniane są ładunki i tworzy się polaryzacja między różnymi obszarami chmur. Wygenerowane wtedy potencjały elektryczne mogą wynosić od 100 milionów do 1 miliarda woltów. I choć piorunochrony nie odpychają ani nie przyciągają takich wyładowań, to zapewniają piorunowi prostą drogę w kierunku gruntu. Jak widać, potęga matki natury jest wielka, lecz człowiek znalazł sposób na jej częściowe okiełznanie.