Są sprawy wielkie, tak głośne, że ściągają zainteresowanie całego świata. Tak było ze śmiercią człowieka, który zyskał podziw i sympatię milionów ludzi, choć zupełnie na to nie zasługiwał. John Fitzgerald Kennedy był jednym z najgorszych prezydentów w historii Stanów Zjednoczonych. Wielokrotnie kompromitował Amerykę i narażał supermocarstwo na upokorzenia i śmieszność. Najpierw była katastrofalna akcja w Zatoce Świń. O świcie 17 kwietnia 1961 roku półtora tysiąca kontrrewolucjonistów uderzyło na kubańską plażę, aby stamtąd przedostać się do wnętrza wyspy i obalić Fidela Castro. Powodzenie tej operacji, przygotowanej przez CIA, zależało od wsparcia lotnictwa. Ale prezydent Kennedy tak długo zwlekał z wydaniem zgody na start samolotów z lotniskowca, że statki z zaopatrzeniem dla kontrrewolucjonistów zostały zatopione przez kubańskie myśliwce. W rezultacie atakujący wpadli w ręce kubańskich żołnierzy. Klęska w Zatoce Świń miała dalsze konsekwencje: w żądzy odwetu JFK zażądał od CIA usunięcia Fidela Castro. Akcja „Langusta” była najbardziej niemrawym i kompromitującym amerykańskie tajne służby przedsięwzięciem.
Faceci z CIA dali się wyprowadzić w pole mafiosom, którzy, ze względu na kubańskie powiązania, mieli zamach zorganizować. Ci brali duże pieniądze (amerykańskich podatników) i nic nie robili. A eksperci z CIA wymyślali coraz to nowe sposoby „neutralizacji” Fidela. Wpadli na pomysł, aby jego kombinezon do nurkowania nasączyć preparatem, który spowodowałby wypadanie włosów. Fidel bez brody? Kubańczycy od razu by go obalili – uznali eksperci. U wybrzeży Kuby miał się też wynurzyć okręt podwodny, z którego pokładu silny projektor rzuciłby na chmury obraz Matki Boskiej. Kubańczycy, widząc cud, chwyciliby za broń, aby obalić komunistyczny reżym. Ledwo Ameryka zapomniała o kubańskim upokorzeniu, a już poniosła następne klęski. W czerwcu 1961 roku JFK spotkał się z radzieckim przywódcą Nikitą Chruszczowem w Wiedniu. Już na samym początku dał się wciągnąć w dyskusję ideologiczną, a na tym polu Chruszczow miał o wiele więcej do powiedzenia. Dzisiaj wiemy, że słabość prezydenta miała jeszcze inną, głęboko skrywaną przyczynę. Chruszczow umocnił się jednak w przekonaniu, że prezydent to mięczak. I uderzał mocniej.
Choroba Addisona, pozbawiająca organizm ważnego hormonu, ograniczała codzienną aktywność prezydenta. Ciężkie schorzenie kręgosłupa powodowało obezwładniający ból, który na krótko łagodziły zastrzyki z prokainy, częste prysznice (brał sześć, siedem dziennie) i siedzenie w fotelu na biegunach. Ogromny wysiłek, jakim była kampania prezydencka, znacznie pogorszył jego stan zdrowia. Nasiliły się problemy żołądkowe i z prostatą, pojawił się brak snu, wysoka gorączka, utrata wagi. Dokumenty medyczne („Medicine Administration Record”) wykazywały ogromną liczbę pigułek, zastrzyków i zabiegów, jakie każdego dnia brał. Aż w jego otoczeniu pojawił się nowojorski doktor Max Jacobson. Jego obecność utrzymywano w tajemnicy nawet przed lekarzami towarzyszącymi prezydentowi.
Gdy JFK poleciał w swoim Air Force One do Paryża na spotkanie z prezydentem de Gaulle’em, dr Jacobson dotarł tam na pokładzie rejsowego samolotu. Oczywiście obecność lekarza została szybko zauważona, ale Kennedy bronił go. „Nie interesuje mnie, co mi wstrzykuje. To mogą być końskie szczyny, ale to działa” – odprawiał tych, którzy wyrażali zaniepokojenie. Robert – brat prezydenta – nakazał w końcu FBI sprawdzić, co znajduje się w ampułkach dr Jacobsona. Była to amfetamina! Przed spotkaniem z Chruszczowem Kennedy otrzymał taki zastrzyk! Jeżeli iniekcja nastąpiła za wcześnie, otępienie prezydenta mogło być spowodowane reakcją na narkotyk. Amfetamina w połączeniu z kortyzonem, który Kennedy przyjmował stale od 1950 roku, powodowała gwałtowne zwiększenie popędu płciowego. Było to prywatną sprawą Kennedych do czasu, kiedy aktywność seksualna prezydenta zaczęła zagrażać bezpieczeństwu państwa i do akcji przystąpiło FBI. W marcu 1962 roku Edgar Hoover, szef Biura, poinformował prezydenta, że jego kochanka Judith Campbell Exner spotyka się również z szefem nowojorskiej mafii Samem Giancaną. Upublicznienie tej wiadomości mogło mieć katastrofalne następstwa. Historyk Thomas C. Reeves ocenia: „Należało się spodziewać impeachmentu”.
O wiele poważniejsze konsekwencje mogła mieć (lub miała) sprawa, w której Hoover interweniował u brata prezydenta w lipcu 1963 roku. Chodziło o romans JFK z 27-letnią Ellen Rometsch, która wielokrotnie bywała w Białym Domu. Ta uciekinierka z NRD była tam członkinią partii komunistycznej i sekretarką Waltera Ulbrichta. Podejrzenie, że szpieguje dla niemieckiego i radzieckiego wywiadu, było więcej niż uzasadnione. Została deportowana z USA w sierpniu 1963 roku. Amerykański establishment i szefowie tajnych służb mieli wszelkie podstawy, aby obawiać się o przyszłość, gdy Kennedy ponownie wygra wybory. Ludzie tymczasem przepadali za młodym, pełnym czaru politykiem. On zaś, paraliżowany bólem, uzależniający się od narkotyku i chuci wywoływanej przez lekarstwa, stawał się niebezpieczny dla kraju. Po śmierci prezydenta w zamachu w Dallas 22 listopada 1963 roku wszystkie ślady zostały starannie zatarte. W samolocie przewożącym ciało do Waszyngtonu dokonano operacji, w wyniku której zmieniono kształt rany głowy, aby nie można było ustalić, skąd padł śmiertelny strzał. W najbliższym otoczeniu zmarłego byli zatem ludzie, którym zależało na ukryciu prawdy. Podobnie jak członkom komisji Warrena badającej okoliczności zamachu. Nie należy oczekiwać, że prawda o tragedii sprzed lat wyjdzie na jaw. I tak musiały minąć dziesięciolecia, żebyśmy poznali choć część prawdy o prezydenturze chorego człowieka, którego wielbiły tłumy.
Bogusław Wołoszański