Problemy z sondą pojawiły się już w kwietniu 2024 roku, kiedy to inżynierowie nadzorujący skomplikowaną podróż do Merkurego zaobserwowali, iż jeden z silników nie działa w sposób zgodny ze specyfikacją. Przeprowadzone przez naukowców obliczenia wykazały, że obniżenie wydajności silnika może doprowadzić do sytuacji, że pod koniec 2025 roku, kiedy sondzie w końcu przyjdzie wykonać manewr wejścia na orbitę, może mieć ona za dużą prędkość i ostatecznie może minąć Merkurego całkowicie.
Z tego też powodu konieczne było jak najszybsze przeprojektowanie misji tak, aby sonda dotarła do pierwszej planety od Słońca w taki sposób, aby mogła wejść na orbitę wokół niej nawet jeżeli silnik nie zacznie działać prawidłowo.
Czytaj także: Rentgenowskie zorze polarne na Merkurym. Sonda BepiColombo odkrywa coś nowego
Z tego też powodu po przeanalizowaniu wszystkich możliwości naukowcy przeprojektowali trajektorię lotu sondy do Merkurego tak, aby dotarła ona do planety jedenaście miesięcy później, w listopadzie 2026 roku. W tym celu trzeba było zmienić parametry występujących po drodze przelotów w pobliżu Merkurego. W efekcie dzisiaj 6 września sonda kosmiczna zamiast przelecieć w odległości 200 kilometrów od Merkurego przeleciała w odległości 165 km nad powierzchnią planety. Może się to wydawać niewielką różnicą, jednak w rzeczywistości zmienia ona konfigurację sondy na tyle, że wydłuża całą podróż o kluczowe 11 miesięcy.
Jak potwierdziła dzisiaj Europejska Agencja Kosmiczna, manewr przelotu w pobliżu Merkurego został zrealizowany bez żadnych problemów i sonda znajduje się na właściwej trajektorii prowadzącej do prawidłowego wejścia na orbitę wokół planety w listopadzie 2026 roku.
Niejako na pocieszenie, naukowcy opublikowali zdjęcia Merkurego wykonane podczas dzisiejszego przelotu. Choć to tylko czarno-białe zdjęcia w niskiej rozdzielczości, to wciąż jest na co patrzeć. Nie co dzień bowiem widzimy nowe ujęcia tej fantastycznej i rzadko widzianej planety, do której naprawdę bardzo trudno dotrzeć.
Tutaj warto zwrócić uwagę na pewien fakt. Merkury porusza się wokół Słońca po orbicie eliptycznej, przez co na przemian zbliża się do Słońca na 46 mln km i oddala na 69,8 mln km. Zważając na to, że do Ziemi ze Słońca jest 150 mln km, teoretycznie powinniśmy mieć do niej ok. 100 mln km, czyli w skali Układu Słonecznego niedaleko. Jakby nie patrzeć, od Słońca do Plutona jest dużo dalej — ok. 6 miliardów kilometrów.
Czytaj także: Sonda BepiColombo dostarczyła pierwsze zdjęcia Merkurego. Czekaliśmy na to trzy lata
Problem jednak w tym, że opadając ku Słońcu, sonda nabiera prędkości, przez co planując misję do Merkurego, trzeba zabrać ze sobą dużo paliwa do hamowania, albo tak zaprojektować trajektorię lotu, aby sonda wielokrotnie minęła różne planety tak, aby ich grawitacja pozwoliła ją na tyle wyhamować, aby słaba grawitacja Merkurego mogła przelatującą sondę przechwycić na orbitę wokół siebie. Efekt? Sonda BepiColombo musiała pokonać 9 miliardów kilometrów w przestrzeni i lecieć osiem (teraz już dziewięć) lat, aby z odpowiednio niską prędkością dotrzeć do Merkurego.
Sonda BepiColombo jest wyjątkowo cenną sondą dla środowiska naukowego. Każda inna planeta skalista w naszym układzie planetarnym jest zbadana dużo dokładniej od Merkurego. Wystarczy tutaj wspomnieć, że pierwsza sonda kosmiczna — Mariner 10 – jedynie przeleciała w pobliżu Merkurego w 1974 roku. Pierwszą sondą, która weszła na orbitę wokół Merkurego była dopiero sonda MESSENGER w 2011 rou.
Informacje uzyskane przez MESSENGERa utwierdziły naukowców w tym, że w kierunku tej planety trzeba wysłać kolejne sondy kosmiczne, bowiem jest tam więcej do badania, niż się wydawało. Naukowcy np. nie są w stanie na razie wyjaśnić, dlaczego ta mała planeta znajdująca się tak blisko Słońca ma własne pole magnetyczne. Co więcej, wszystko wskazuje, że żelazne jądro tej planety stanowi rekordowe 60 proc. jej masy.
Pytań jest zatem wiele, odpowiedzi wciąż mało. Istnieje bowiem nadzieja, że BepiColombo pomoże rozwiązać przynajmniej część zagadek związanych z Merkurym. Głupio wszak mówić, że nie wiemy za dużo o pobliskim Merkurym, gdy naukowcy dosłownie na porządku dziennym odkrywają tysiące planet krążących wokół odległych gwiazd.