“Smutek jest to nierozumne ściśnięcie się umysłu. Rodzaje jego są następujące:
litość, zazdrość, zawiść, rywalizacja, przygnębienie, utrudzenie, zniechęcenie, udręka, roztargnienie. Litość ogarnia nas wtedy, gdy patrzymy na niezasłużone cierpienie…”.Diogenes Laertios (streszczając doktrynę stoików).
Rolnik z Nea Makri w greckiej Ayce, z pochodzenia Egipcjanin, u którego kupujemy trzy kilogramy pomidorów, dorzuca jeszcze kilka zielonych papryk gratis. I prośbę, żeby przychodzić do niego jak najczęściej. Taksówkarz, którego znamy z ubiegłego roku, w tym liczy sobie mniej za dowóz na lotnisko, a po drodze kilka razy dziękuje, że to do niego zadzwoniliśmy.
Opowiada, że nie rozumie tych nowych podatków narzucanych przez Unię na wszystko. I nie wie, jak będzie z nimi dalej żył. Właściciele domu, który wynajęliśmy, choć wydają się ludźmi zamożnymi, dopytują kilka razy, czy za rok też przyjedziemy. Mają drugi dom, na wyspie, ale już do niego nie jeżdżą. Przepłynięcie tam promem z autem dla dwuosobowej rodziny to koszt stu euro, odkąd obowiązują nowe europejskie podatki.
I rolnik, i taksówkarz, i właściciele domu oprócz smutku mają w oczach jeszcze coś, co nazwać można chyba tylko jednym słowem – pokora. Nie jest to pokora filozofa, która wynika z mądrości, wiadomości ograniczeń i fałszów ego oraz zgody na bieg rzeczy we wszechświecie. To raczej pokora człowieka złamanego. Grzesznika, który został za coś ukarany i nawet jeśli czuje się winny, nie rozumie jednak, za co ta kara i czemu ma służyć. Smutek Greków dzisiaj jest taki, że trudno im współczuć, łatwiej się nad nimi litować.
Na lotnisku w Atenach natykam się na książkę amerykańskiego pisarza Daniela Kleina „Podróże z Epikurem. Podróż na greckie wyspy w poszukiwaniu spełnienia”. Klein postanowił zamieszkać w Grecji w wieku 73 lat, bo popatrzył na swoich amerykańskich rówieśników i uznał, że nie zgadza się, żeby jego starość zamieniała się w wypieranie samego siebie pod dyktat kultu młodości. Chciał, żeby jego starość rozkwitła tak, jak sugerują antyczni filozofowie. I to w Grecji – twierdzi – znalazł sens spowolnienia życia w miarę zbliżania się do śmierci.
Wspomina, jak kilkanaście lat wcześniej, gdy podróżował po Peloponezie z żoną i córką, wsiedli przez pomyłkę do pociągu jadącego w przeciwną stronę, niż zamierzali. Powiedział o tym konduktorowi, a ten gdzieś zadzwonił. Potem pociąg stanął na maleńkiej stacji i pisarz razem z rodziną przesiedli się do pociągu jadącego w przeciwną stronę, który nieśpiesznie ruszył przed siebie. Pasażerowie tego ostatniego musieli czekać pół godziny na stacyjce, żeby rodzina Kleinów mogła zawrócić, co skrzętnie wykorzystali na piknik z serami, figami i winem w roli głównej. Przywitali Kleinów przyjaznymi uśmiechami, choć ich pociąg na pewno przez nich się opóźnił. Czas Greków jest inny niż czas finansistów z północy, którzy nakładają na nich niezrozumiałe podatki – toczy się wokół prostych przyjemności życia, a nie kumulowania pieniędzy.
Gdy pewnego razu poprosiłem ekspedienta w poznańskim markecie o pomoc w poszukiwaniu greckich serów i wydało się, że upieram się przy nich dlatego, że chcę wspomóc grecką gospodarkę, usłyszałem od niego, że te greckie nieroby, które żyją z naszej pracy, powinny w końcu zbankrutować i wylecieć z Unii. Rozumiem rozgoryczenie ekspedienta, który ciężko pracuje za nędzną pensję. Ale on też jest ofiarą wiary w jeden możliwy świat i jeden możliwy czas – taki świat i taki czas, w których centrum jest pieniądz i liczy się tylko ciągłe wykonywanie zadań.
Nie ma sensu porównywać dwóch światów – greckiego i północnego – i kłócić się, który z nich jest lepszy. Ale warto wiedzieć, że model życia, w którym biegamy z wywieszonym językiem za dobrami materialnymi dlatego, że rządzi nami chciwość albo po prostu żeby przeżyć, na służbie cudzej chciwości, nie jest jedynym możliwym.