Aleksander Wielki w trakcie swego marszu na wschód poniósł tylko jedną porażkę. Nie zadali mu jej bynajmniej wrogowie, lecz właśni żołnierze. W 325 roku p.n.e. w trakcie kampanii w Indiach zmęczona macedońska armia odmówiła dalszej walki dla nienasyconego podbojów króla. Rozwścieczony wódz zamknął się w namiocie, ale gdy jasne się stało, iż jego wojownicy nie zmienią zdania, musiał ugiąć się przed ich wolą i zarządził odwrót. Tym sposobem, dotarłszy do granic znanego starożytnym Grekom świata, królewski korpus ekspedycyjny zawrócił i pomaszerował ku Babilonii. Rozwścieczony wódz, chcąc dać krnąbrnym żołnierzom nauczkę, wiódł ich przez bezwodne pustkowia Gedrozji. Ślad pochodu znaczyły trupy zmarłych z upału i pragnienia. Przebywszy tę przeszkodę, Macedończycy na powrót stanęli w dawnym centrum zdobytego przez siebie imperium perskiego i w łagodniejszym klimacie szli powolnym spacerkiem ku Babilonowi, urządzając liczne przystanki i hulanki w mijanych miastach. Wydawało się, że oto szczęśliwego końca dobiegła największa i najbardziej szalona przygoda w dziejach ludzkości, a teraz zdobywcom Azji na czele z ich królem pozostanie już tylko konsumowanie owoców zwycięstwa. Aleksander osiągnął apogeum, był jak słońce w zenicie, nikt spośród śmiertelnych nie mógł się z nim równać. I wtedy właśnie złe znaki zaczęły mnożyć się jeden po drugim.
W Indiach do dworu króla przyłączył się jogin Kalanos. Podczas postoju w jednej z dawnych perskich stolic – Pasargade bramiński mędrzec poczuł się źle. Czując, że już nie wydobrzeje, zapragnął umrzeć w sposób zgodny z regułami jego zakonu- poprzez samospalenie na stosie. Choć decyzja Kalanosa musiał zszokować młodego monarchę, pozwolił on na dokonanie tego aktu, dodatkowo zapewniając mu oprawę wojskową i osobiste uczestnictwo. Gdy płomienie objęły usypane drewniane wzgórze, jogin rzucił się w pożogę. Jego ostatnie słowa skierowane do Aleksandra chwilę przed wstąpieniem w płomienie brzmiały złowróżbnie, oto bowiem stary bramin pożegnał władcę słowami: Spotkamy się w Babilonie.
Potem było jeszcze gorzej. W kolejnej perskiej metropolii – Ekbatanie zachorował najbliższy Aleksandrowi człowiek- jego wieloletni kochanek Hefajstion. Mimo wysiłków opiekującego się nim lekarza w październiku 324 roku p.n.e. mężczyzna zmarł. Monarcha wpadł w rozpacz graniczącą z histerią. Towarzysze musieli siłą odciągać go od zwłok oblubieńca, do których przywarł w ostatnim uścisku, a nieszczęsny medyk niepowodzenie kuracji przypłacił śmiercią na krzyżu. Aleksander chciał, by cały świat cierpiał wraz z nim i opłakiwał Hefajstiona, perskim kapłanom nakazano wygasić płonące dniem i nocą w ich świątyniach święte ognie. Magowie (tak bowiem zwano członków zoroastryjskiego kleru) protestowali, płomienie gaszono dotąd tylko po śmierci Króla Królów, akt, do którego zmuszono ich pod groźbą macedońskich włóczni, uznali za świętokradztwo i zły omen. Ich nowy, przybyły z Europy władca sam prosił się o kłopoty, prowokując bogów. Tymczasem nieutulony w żalu zdobywca Azji nakazał zmumifikować ciało swego kochanka. Dla Macedończyków i Greków był to kompletny szok- wedle ich tradycji zmarłych palono. W tym wypadku na kremację przyjść miał jeszcze czas, zabalsamowane zwłoki pojechały bowiem z maszerująca armią w dalszą drogę do Babilonu. Kiedy królewski orszak przybliżył się jednak do miasta, na spotkanie wyszli mu miejscowi kapłani, niosąc ostrzeżenie – gwiazdy, których bieg obserwowali nocami z zigguratów, miały im przekazać, że jeśli monarcha wjedzie do Babilonu, to spotka go tam śmierć. Przepowiednię zlekceważono.
W największej z metropolii wschodu Aleksander nakazał usypać monstrualny stos pogrzebowy, na który prócz drewna złożyły się też liczne zdobyte w jego kampaniach skarby. Była to doprawdy olbrzymia konstrukcja mierząca wedle Diodora Sycylijskiego 70 metrów wysokości, zaś cały koszt uroczystości pogrzebowych królewskiego kochanka, których głównym punktem programu było puszczenie wielopiętrowego stosu z dymem, oceniano na 12 000 talentów, czyli 25 ton złota! Był to chyba najdroższy i najbardziej ekstrawagancki pochówek w historii.
Gdy ognie dogasły, a prochy Hefajstiona spoczęły w urnie, Aleksander rzucił się w wir dzikich hulanek, chcąc alkoholem i rozpustą zagłuszyć ból po śmierci ukochanego. Z początkiem lata poczuł się nagle źle, jego stan pogarszał się błyskawicznie tak, że wkrótce nie mógł już nawet wstać z łoża. 10 czerwca 323 roku p.n.e. zdobywca Azji skonał, w ostatnich chwilach przed śmiercią resztką sił wcisnął jednemu z czuwających przy nim generałów -Perdikkasowi swój królewski pierścień, mianując go tym samym regentem. Później mówiono, że gdy konającego zapytano, kto ma odziedziczyć jego imperium, wyszeptał tylko:Najgodniejszy.
Co zabiło Aleksandra Wielkiego pozostaje zagadką po dziś dzień. Wciąż trwają dyskusje, czy była to śmierć w wyniku choroby, takiej jak tyfus lub gorączka zachodniego Nilu, czy też monarsze ktoś pomógł przenieść się na tamten świat, dosypując mu trucizny do kielicha. W tę ostatnią wersję święcie wierzyła matka zmarłego -Olimpias. Jakkolwiek było, odejście króla postawiło jego otoczenie przed problemem sukcesji. Jedynymi żyjącymi krewnymi zmarłego byli upośledzony umysłowo brat Filip Arridajos oraz nieślubny syn Herakles. Żona Aleksandra Roksana była w ciąży, ale płeć dziecka, a nawet to, czy przeżyje ono niemowlęctwo pozostawały zagadką. Królowa wdowa ostatecznie wydała na świat chłopczyka, którego okrzyknięto królem Aleksandrem IV i posadzono na tronie wraz ze stryjem ogłoszonym Filipem III. Jako że z dwóch monarchów jeden był noworodkiem, a opóźnienie rozwojowe drugiego nie było tajemnicą dla nikogo ,Perdikkas miał sprawować władzę regenta do osiągnięcia przez małego Aleksandra dorosłości. Zanim do tego doszło, imperium ojca chłopca rozpadło się
rozerwane przez macedońskich generałów, a sam młody monarcha podobnie jak jego matka, stryj i przyrodni brat zostali zamordowani.
Trumna, która rządziła imperium
Po śmierci Aleksandra jego najbliżsi towarzysze poprzydzielali sobie poszczególne prowincje imperium, którymi rządzić mieli jako satrapowie (gubernatorzy). Stolicą pozostał Babilon stanowiący główną bazę Perdikkasa. Diadochowie (bo tak zwano później owych wodzów) musieli jeszcze zdecydować, co zrobić ze zwłokami króla. Ścierały się różne koncepcje. Jedni twierdzili, że Aleksander chciał spocząć w egipskiej oazie Siwa, przy świątyni utożsamianego przez Greków z Zeusem boga Ammona, którego wyrocznia przed laty ogłosiła Macedończyka synem władcy bogów. Inni nalegali, by ciało odesłać do ojczystej Macedonii i złożyć je w tradycyjnej nekropolii tamtejszych monarchów w Ajgaj. Jako że zapowiadało się, iż debata jeszcze trochę potrwa, a niezależnie od ostatecznego wyboru oba potencjalne cmentarze były daleko, zapadła decyzja o zmumifikowaniu doczesnych szczątków zdobywcy Azji. Balsamiści zabrali się do roboty już kilka dni po zgonie króla i natychmiast zauważyli dziwne zjawisko- mimo panującego w Babilonie nieznośnego upału zwłoki nie zdradzały żadnych objawów rozkładu, ciało wydawało się dokładnie takie, jak za życia. Ówcześni uznali to za dowód na boskość zmarłego, część dzisiejszych naukowców znajduje dla tego fenomenu bardziej racjonalne, choć równocześnie makabryczne wyjaśnienie- dowodzą, że Aleksander wcale nie zmarł 10 czerwca! Ofiary tyfusu często dotyka paraliż, który w starożytności przy ówczesnym niskim poziomie medycyny łatwo można było pomylić ze śmiercią. To oznaczałoby, że specjaliści od mumifikacji zaczęli usuwać wewnętrzne organy macedońskiego króla (choćby wydłubywać mu mózg przez nos) gdy ten jeszcze żył! Wizja niczym z horroru.
Ostatecznie regent postanowił wysłać zwłoki do Ajgaj, ale ciągle coś stawało mu na przeszkodzie. W roku 321 p.n.e., gdy musiał opuścić Babilon, by ruszyć na kampanię w Kapadocji, powierzył straż nad katafalkiem i jego cenną zawartością oficerowi nazwiskiem Arridajos. Pewien, że zostawił mumię w dobrych rękach, ruszył na wojnę. I popełnił tym samym fatalny błąd, bo strażnik królewskich zwłok czym prędzej kazał zaprzęgać do katafalku owe sześćdziesiąt cztery pary mułów i ruszać w drogę na zachód. Regent nie zdawał sobie sprawy, że Arridajos został przekupiony przez Ptolemeusza, który wiedząc o tym, jak silną broń propagandową stanowić będzie posiadanie ciała Aleksandra Wielkiego, postanowił zdobyć je dla siebie i pochować w Egipcie. Uczyniłoby to z niego symbolicznie legalnego następcę zdobywcy Azji, pochówek zmarłego monarchy w Macedonii uznawano za akt legitymujący początek nowych rządów. Przy tym wszystkim Ptolemeusz w przeciwieństwie do innych diadochów nie miał ambicji zdobycia tronu całego imperium, zamierzał zagarnąć dla siebie tylko Egipt – bogaty, samowystarczalny i mający łatwe do obrony granice – to właśnie ta kraina stanowić miała królestwo, które pragnął zostawić swym potomkom.
Oczywiście, olbrzymiego wozu nie dało się wywieźć z Babilonu chyłkiem po nocy, zwłaszcza że towarzyszyć musiała mu obstawa. Arridajos bezczelnie wyjechał więc na czele karawany z miasta w biały dzień, zakładając że nikt nie będzie mu zadawał pytań, bo wszyscy założą, że skoro jawnie wywozi cenną mumię ze stolicy, to widocznie tak nakazał mu Perdikkas. Kiedy do tego ostatniego dotarły wieści o tym wydarzeniu, natychmiast przejrzał zdradę oficera i wysłał pościg. Jeźdźcy dopadli wlokący się katafalk w okolicach Damaszku, tyle że Arridajos nie był już sam. Do jego karawany dołączył potężny oddział żołnierzy wiernych gubernatorowi Egiptu, mieli taką przewagę liczebną, że teraz to ścigający musieli salwować się ucieczką. Ludzie Ptolemeusza bez przeszkód przewieźli cenny ładunek do Memfis, gdzie gubernator złożył ciało w grobie.
Perddikas nie zamierzał odpuścić. Kradzież bezcennej mumii ośmieszyła go i poddawała w wątpliwość jego kompetencje regenta. Co więcej, zwłoki Aleksandra stanowiły tak potężny symbol, że grając nimi umiejętnie, Ptolemeusz mógł osiągnąć wszystko. Trzeba było czym prędzej je odzyskać, aw międzyczasie znaleźć jakieś relikwie, które mogłyby chwilowo zastąpić mumię. Na tronie czym prędzej posadzono zatem zbroję Aleksandra Wielkiego i położono jego berło, a Eumenes, którego do tej pory nikt nie podejrzewał o skłonności mistyczne, zaczął nagle mieć nocne widzenia, w których objawiał mu się zmarły król i wydawał rozkazy dla swojej armii.
Podczas gdy królewski sekretarz wywoływał widma, regent pociągnął na czele potężnego korpusu na Egipt. W roku 320 p.n.e. dwie potężne armie stanęły naprzeciw siebie, oddzielone wartkim nurtem Nilu. Żołnierze jednej i drugiej strony nie mieli zbytniej ochoty walczyć z dawnymi towarzyszami broni, ale Perddikas nie ustępował. Nakazał swoim ludziom sforsować rzekę, w nurt rzuciły się słonie, konni i piechota. Manewr zakończył się katastrofą – dno rzeki deptane tak wieloma stopami i kopytami zaczęło się zapadać, wciągając ludzi i zwierzęta pod wodę. Ponad 2 000 wojowników utopiło się porwanych przez nurt lub zostało pożartych przez krokodyle, które tłumnie spłynęły się na ucztę. Ludzie regenta byli tak rozwścieczeni, że gdy wrócili do obozu, natychmiast zasztyletowali swojego dowódcę, po czym oddali się pod komendę Ptolemeusza, który nie tylko posiadał ciało ukochanego monarchy, ale także dość pieniędzy, by nagrodzić ich za zdradę.
Fikcja istnienia jednego wielkiego imperium trwać miała jeszcze kilkanaście lat. Kiedy jednak wszyscy krewni Aleksandra Wielkiego zostali wymordowani przez jego dawnych towarzyszy broni, gubernatorzy prowincji porzucili jakiekolwiek skrupuły i poogłaszali się królami- Ptolemeusz założył na głowę służącą za królewski diadem opaskę w roku 305 p.n.e., zakładając tym samym dynastię Ptolemeuszy (lub jak nazywają ją inni -Lagidów), która miała panować nad Egiptem przez następnie dwieście siedemdziesiąt pięć lat. Przez cały ten czas w rękach nowych macedońskich faraonów pozostawała bezcenna mumia największego zdobywcy w dziejach, a bijąca od niej nadprzyrodzona aura miała stanowić jedną z najpotężniejszych broni w arsenale następców dawnego gubernatora Egiptu.
Soma
Aleksandrowi nie dane było długo spoczywać w Memfis. Ptolemeusz I, który w międzyczasie przyjął przydomek Sotera, czyli Zbawcy, nie skończył jeszcze z cennymi zwłokami. Władca, który panował do roku 283 p.n.e. i w przeciwieństwie do towarzyszy broni z czasów młodości zmarł we własnym łóżku, od początku zakładał, że pochówek w Memfis jest tylko tymczasowy. O ile lepiej by to wyglądało z propagandowego punktu widzenia, gdyby ciało zdobywcy Azji było przechowane w założonym przez niego i noszącym jego imię mieście, które równocześnie (zupełnie przypadkowo!) zostało wybrane na stolice nowej dynastii. Macedoński faraon zaczął wznosić w Aleksandrii mauzoleum godne zwłok tego,który głosił się synem Zeusa.
W tym momencie pośmiertne przypadki Aleksandra Wielkiego zaczynają być niejasne. Wiemy o tym, że Soter nakazał budowę grobowca dla swego dawnego wodza, a za rządów jego syna – Ptolemeusza II Filadelfosa najcenniejsza mumia antycznego świata już w nim spoczywała. Problem polega na tym, że nie zachowały się do naszych czasów żadne źródła mówiące, kiedy właściwie miała miejsce ta przeprowadzka. Wzmianki u starożytnych autorów są niejasne. Notatka u Strabona – greckiego pisarza z I wieku p.n.e., który przez pewien czas mieszkał w Aleksandrii, niewiele pomaga- Strabon pisze co prawda, iż Ptolemeusz I wyprawił w swej stolicy Aleksandrowi Wielkiemu huczne uroczystości pogrzebowe i podkreśla, że cenna zawartość grobowca przyciągała jak magnes pod sztandary Sotera Greków i Macedończyków chętnych do służby w jego armii, ale zapiski te zamiast nam pomóc, zaprowadzają jeszcze większy bałagan, bo Strabonowi mylą się pochówki memficki i aleksandryjski i twierdzi on, iż w tym drugim mieście mumia spoczęła już w roku 321 p.n.e.! Z kolei w II wieku n.e. Pauzaniasz w swych Wędrówkach po Helladzie pisze, iż szczątki Aleksandra umieścił w mauzoleum dopiero Ptolemeusz II. Jest jeszcze kamienna tablica znaleziona w ruinach greckiej polis na Paros. Była ona rocznikiem dokumentującym wydarzenia od śmierci zdobywcy Azji do roku 264 p.n.e., niestety, została uszkodzona i do naszych czasów zachowały się inskrypcje kończące się na roku 298 p.n.e. Autorzy monumentu uwiecznili na nim pochówek w Memfis, ale o przenosinach ciała brak informacji. W efekcie historycy spierają się zaciekle o to, kto był ich sprawcą. Jedni sądzą, iż był nim Soter – tym aktem ostatecznie podkreślający swój autorytet, inni skłaniają się ku Filadelfosowi, wierząc, iż ojciec zostawił mu zorganizowanie odpowiednich uroczystości w spadku, by na początku swych rządów następca miał się czym wykazać. Dopóty nie znalezione zostaną nowe źródła, zdani jesteśmy jedynie na domysły. Co więcej, nie wiadomo nawet, gdzie dokładnie się ów grobowiec znajdował, bo gdy Strabon spacerował uliczkami Aleksandrii, zbierając materiał do swojej książki, to mumia Aleksandra Wielkiego spoczywała już zupełnie gdzie indziej! Zdobywcy Azji nie dane było leżeć długo w swoim nowym lokum. Pod koniec III wieku p.n.e. prawnuk Sotera – Ptolemeusz IV Filopator zarządził kolejną przeprowadzkę. Odniósłszy w 217 roku p.n.e. w Syrii wielkie (i jedyne w swojej karierze) zwycięstwo pod Rafią, król zdecydował się uczcić sukces budową potężnego mauzoleum, w którym spocząć miała nie tylko złota trumna z ciałem Aleksandra Wielkiego, ale także ostatnie schronienie znaleźć miały mumie członków egipskiej rodziny panującej. Ruszyły zatem prace i ostatecznie w roku 215 p.n.e. nastąpiło uroczyste otwarcie umiejscowionego w dzielnicy pałacowej monumentalnego grobowca, do którego rychło przylgnęła nazwa Somy
Soma stała się szybko jedną z największych turystycznych atrakcji Aleksandrii. Ciągnęły do niej tłumu pielgrzymów z całego świata śródziemnomorskiego. Każdy, kto znalazł się w stolicy Ptolemeuszy,koniecznie musiał odwiedzić miejsce spoczynku Aleksandra Wielkiego. Grobowiec cieszył się międzynarodową sławą i dlatego tym bardziej frustrujące jest, że właściwie nic o nim nie wiemy.
Skoro Somę odwiedzały tak wielkie rzesze turystów, logiczne byłoby, gdyby wyrósł wokół niej przemysł pamiątkowy- nie jest to bynajmniej żart, już w starożytności ludność zamieszkująca okolice sławnych zabytków masowo produkowała i sprzedawała souveniry. Do naszych czasów zachowała się ogromna ilość mniej lub bardziej udanych gadżetów, które podróżnicy przywozili do domu z dalekich wojaży. Tymczasem jak dotąd żaden archeolog nie odkrył żadnego takiego artefaktu powiązanego z grobem Aleksandra Wielkiego! Co jeszcze dziwniejsze, autorzy opisów Aleksandrii, wspominając o grobowcu, zadowalali się stwierdzeniem, że istniał i cieszył się sławą. Od Strabona wiemy, że Soma znajdowała się w dzielnicy pałaców, tyle że dystrykt ten zajmował 1/4 ówczesnego miasta- szukaj wiatru w polu, zwłaszcza że dzisiejsza zabudowa dawnej stolicy Ptolemeuszy nie ma już kompletnie nic wspólnego z tą antyczną – ta ostatnia spoczywa pod wodą lub kilkanaście metrów pod powierzchnią współczesnych ulic. Nie znamy zatem zarówno wyglądu największej atrakcji turystycznej świata hellenistycznego,jak i jej lokalizacji! Niektórzy dopatrują się Somy wśród tła miniaturowych obrazków na małych rzymskich lampkach oliwnych przechowywanych w Muzeum Brytyjskim, inni sugerują, że pewne wyobrażenie o ojej wyglądzie daje kształt mauzoleum Oktawiana Augusta- pierwszy rzymski cesarz w roku 30 p.n.e. odwiedził Somę i być może to ona zainspirowała projekt jego własnego grobowca. Podobnie jak w przypadku poprzedniego miejsca spoczynku Aleksandra Wielkiego zdani jesteśmy na domysły.
Gdziekolwiek w Aleksandrii spoczywał wielki Macedończyk i jakkolwiek owo miejsce spoczynku wyglądało, to znowu biednej mumii nie dane było cieszyć się długo spokojem. W roku 90 p.n.e. Ptolemeusz X potrzebujący pieniędzy na opłacenie najemników, którzy pomogliby mu stłumić bunt poddanych, wyrzucił Aleksandra z jego złotej trumny, którą kazał przetopić na monety. Miał przynajmniej tyle przyzwoitości, że kazał sporządzić w jej miejsce sarkofag z bogato zdobionego szkła. Potem zdobywca Azji spoczywał w krypcie Somy, a tymczasem przez Egipt przewalały się kolejne wojny domowe, zaś dynastia Ptolemeuszy degenerowała się coraz bardziej. Jeśli do zmumifikowanych uszu Aleksandra Wielkiego docierały jakieś wieści ze świata zewnętrznego, to ze złości musiał się przewracać w grobie z boku na bok, słysząc, jak nisko upadli potomkowie jednego z jego zaufanych generałów. Na koniec w roku 30 p.n.e. do Somy wkroczyła Kleopatra, która pokonana przez Oktawiana w bitwie pod Akcjum odarła wnętrze grobowca z reszty złotego wyposażenia, by wzorem Ptolemeusza X wykorzystać je do opłacenia wojska. Niewiele jej to pomogło. W tym samym roku zarówno ona jak i jej kochanek – Marek Antoniusz już nie żyli, a Egipt stał się rzymską prowincją.
Króla chcę widzieć, nie trupy
Wkroczywszy do Aleksandrii, Oktawian August zachował się w sposób właściwy dla każdego antycznego turysty odwiedzającego to miasto- zapragnął zwiedzić Somę. Gdy wkraczał do mauzoleum, opiekujący się kompleksem kapłani zapytali go, czy chciałby obejrzeć mumie Ptolemeuszy. Tryumfator spod Akcjum w odpowiedzi warknął:Króla chcę widzieć, nie trupy i pomaszerował prosto do szklanego sarkofagu Aleksandra. Miejsce spoczynku wielkiego Macedończyka musiało po ostatnim rabunku przedstawiać żałosny widok, bo wstrząśnięty tym, co zobaczył, cesarz, chcąc wynagrodzić zmarłemu to upokorzenie, nałożył na skronie mumii złotą koronę, a następnie pochylił się, by złożyć na jej twarzy pocałunek. W tym momencie Aleksandrowi odpadł nos
Aleksandria stała się teraz rzymskim miastem. Metropolia już w czasach hellenistycznych ogromna, pod nowymi rządami rozrosła się jeszcze bardziej, a nowa zabudowa pokryła starą, jeszcze bardziej utrudniając pracę przyszłym pokoleniom archeologów. Jedno jednak się nie zmieniło, Soma nadal pozostawała bijącym sercem miasta i odwiedzali ją kolejni dostojni goście.
W roku 130 n.e. wizytę zwłokom zdobywcy Azji złożył cesarz Hadrian. Imperator ten ubóstwiał wszystko, co greckie, zwłaszcza zaś młodzieńca imieniem Antinous, który częściej niż cesarzowa gościł w jego łożu. Zwiedzanie Somy było częścią cesarskiego objazdu po Egipcie, który Hadrianowi bardzo by się spodobał, gdyby nie to, że w trakcie rejsu po Nilu jego kochanek utopił się w rzece. Do dziś trwają spory, czy był to nieszczęśliwy wypadek, czy może samobójstwo (niektórzy historycy sugerują, że nastolatek miał już dość zaspokajania żądzy podstarzałego Hadriana, a cesarzowi wszak dać kosza nie mógł), ale niezależnie od tego, która wersja jest prawdziwa, imperator szalał z żalu niczym Aleksander Wielki po śmierci Hefajstiona. Nad Nilem czym prędzej wzniesiono miasto imienia zmarłego, a uczynni kapłani ogłosili go bogiem
Sześćdziesiąt dziewięć lat później do Aleksandrii zawitał cesarz Septymiusz Sewer. To, co zastał, sprawiło że włosy brody stanęły mu dęba- mieszkańcy miasta masowo zajmowali się czarną magią. Hurtowo rzucano klątwy, co rusz ktoś wywoływał duchy i demony, a nocami aleksandryjczycy wspinali się na dachy, by śledzić gwiazdy i wyczytywać z nich przyszłość. Co gorsza, grób Aleksandra stał się centrum okultystycznych praktyk. Wściekły imperator zareagował na ten stan rzeczy gwałtownie- nakazał skonfiskować wszystkie będące w obiegu magiczne księgi, po czym zwiózł owe fanty do Somy i zapieczętował je w środku, zamykając grobowiec dla zwiedzających.
Syn i następca Sewera – Karakalla również odwiedził Aleksandrię. Jakże jednak mogłoby być inaczej, skoro miał on, mówiąc kolokwialnie, niezdrowego hopla na punkcie Aleksandra Wielkiego? Cesarz czesał się na wzór zachowanych popiersi idola, przekrzywiał głowę na bok w przypisywanym Macedończykowi geście, a nawet powołał specjalną jednostkę wojskowych rekonstruktorów uzbrojonych w kopie wyposażenia hoplitów z IV wieku p.n.e.! Gdyby na tym skończyły się szaleństwa Karakalli, byłoby to jeszcze pół biedy, ale oświadczył też na forum senatu, że on sam jest reinkarnacją Aleksandra! Po kraju zaczęto rozsyłać propagandowe dzieła sztuki obwieszczające ten fakt- na jednym z powstałych wówczas portretów cesarza zaprezentowano jako człowieka z dwiema głowami- jedną własną, a drugą jego idola. W trakcie cesarskiej wizyty w Aleksandrii mieszkańcy miasta szybko zorientowali się, że ich władca ma nie po kolei w głowie. Niestety, nie byli na tyle rozsądni, by ową konotację zachować dla siebie i zaczęli publicznie szydzić z Karakali. Ten zareagował w sposób godny szaleńca- nakazał swym legionom dokonać masakry aleksandryjczyków i złupić metropolię (za wyjątkiem Somy, rzecz jasna!). Nasyciwszy się krwią, imperator pociągnął do Syrii, chcąc powtórzyć azjatyckie podboje Macedończyka. Wkrótce dość mieli go nawet właśni gwardziści- jeden z nich zasztyletował władcę, gdy ten sikał na poboczu syryjskiej drogi.
Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie
Po odwiedzinach Karakali w zachowanych źródłach zapada na temat Somy cisza. W następnych latach nad miastem, w którym spoczywała bezcenna mumia, przetaczały się burze dziejowe. Walkę o nie toczyli Rzymianie i siły zbuntowanej władczyni Palmyry – Zenobii. W roku 298 w trakcie kolejnej z wojen domowych desantu na metropolię dokonały legiony cesarza Dioklecjana, który uczcił zdobycie Aleksandrii, wznosząc w niej zachowaną po dziś dzień kolumnę. Co się w tym czasie działo z mauzoleum? Znaczna część zabudowy miejskiej została w trakcie tych wszystkich perturbacji zniszczona, czy Soma podzieliła jej los? Wydaje się, że – nie, gdyby doszło do zagłady tak kluczowego dla starożytnego świata zabytku, prawdopodobnie pochodzące z tego okres teksty musiałaby się jakoś do owego faktu odnieść. Jest jeszcze jedna poszlaka wskazująca na to, że grobowiec Aleksandra wbrew wszystkim przeciwnościom losu trwał i wciąż miał ogromną moc oddziaływania.
W roku 325 Aleksandrię odwiedził biskup Ozjusz. Rzymski świat był już zupełnie inny niż jeszcze sto lat wcześniej. Do niedawna chrześcijaństwo było religią nielegalną,teraz cieszyło się łaskami świeżo nawróconego cesarza Konstantyna Wielkiego. To właśnie z jego rozkazu hierarchia objeżdżał wschodnie prowincje imperium. Zakończywszy wizytację, udał się do Nicei, gdzie właśnie rozpoczynał się słynny I sobór nicejski. Co to jednak owo odbywane pod cesarskim okiem zgromadzenie biskupów ma wspólnego z Somą? Otóż właśnie po spotkaniu z Ozjuszem w Nicei Konstantyn nakazał rozpocząć w Jerozolimie intensywne poszukiwania grobu Chrystusa. Święte miejsce znalazł w końcu jerozolimski metropolita Makarios, a wzniesiona w nim bazylika rychło stała się atrakcją przyciągającą pielgrzymów z całego chrześcijańskiego świata dokładnie tak, jak grobowiec Aleksandra Wielkiego przyciągał pogańskich Greków i Rzymian. Część historyków twierdzi, że inspiracją dla poszukiwań groty, w której złożono ciało Chrystusa po ukrzyżowaniu, była właśnie wciąż trwająca w późnym antyku popularność Somy, o której Ozjusz przekonał się na własne oczy w trakcie odwiedzin w Aleksandrii.
Jeśli tak było, to ze smutkiem trzeba powiedzieć, że doprowadzenie do powstania istniejącej do dziś Bazyliki Grobu Świętego w Jerozolimie było ostatnim wyczynem Aleksandra Wielkiego, który choć biologicznie martwy już od sześciuset la, w sensie duchowym pozostawał zadziwiająco żywotny. W IV wieku n.e. Soma bowiem dosłownie wyparowuje, zabierając ze sobą bezcenną mumię.
Co się stało i jak jedno z najważniejszych miejsc świata starożytnego mogło tak nagle zniknąć bez śladu? Historycy bezradnie rozkładają ręce. W roku 391 w Aleksandrii wybuchły zamieszki, w trakcie których chrześcijańscy fanatycy roznieśli w pył słynny pogański kompleks świątynny Serapeum. Opis tego dramatycznego wydarzenia zachował się w źródłach z epoki, pomniki boga Sarapisa rozbijano na kawałki, a potem wleczono po ulicach. Czy w trakcie szaleństwa niszczenia pogańskich zabytków, jakie ogarnęło wówczas egipską metropolię, zagładzie uległa również Soma? Przecież gdyby tak się stało, z pewnością ktoś z ludzi żyjących w owej epoce coś by o tym napisał, jak już rzekliśmy, zniszczenie grobu i ciała Aleksandra Wielkiego byłoby sensacją. Tymczasem źródła milczą. Ostatni raz o mauzoleum Macedończyka słyszymy w homilii biskupa Konstantynopola – Jana Chryzostoma, który w roku 400. pytał wiernych z ambony:Powiedz mi, gdzież jest grób Aleksandra?
Od chwili, gdy padło owo pytanie, odpowiedź na nie próbowano znaleźć wielokrotnie. Miejsca spoczynku najwybitniejszego wodza starożytności szukali średniowieczni muzułmańscy pielgrzymi, uczeni towarzyszący Napoleonowi, rosyjski pop, odkrywca Troi – Heinrich Schliemann, mający na swym koncie odnalezienie grobowca Tutenchamona Howard Carter i inni archeolodzy. A także pewien szalony grecki kelner i grupa… telepatów. W XX wieku nastąpił w Aleksandrii taki wysyp pozbawionych jakiejkolwiek fachowej wiedzy poszukiwaczy Somy, że powstało nawet na ich nazwę określenie idioci Aleksandra. I nikt niczego nie znalazł, no chyba że potraktujemy poważnie deklarację jednego z wzmiankowanych idiotów, który twierdził, że odkrył poszukiwany grób pod podłogą… domu teścia.
Przez sześć wieków, jakie upłynęły od jego śmierci, zabalsamowane zwłoki Aleksandra Wielkiego władały umysłami niezliczonych pokoleń. I choć doczesne szczątki Macedończyka przepadły, to panowanie tego, do kogo należały, trwa nadal. I kto wie, może któregoś dnia jakiemuś archeologowi dopisze szczęście i los da nam okazję, by znowu spojrzeć w twarz największego wodza w historii świata.