1. Hakuna matata (Kenia, Tanzania) – nie martw się, wszystko będzie dobrze.
Afrykańczycy mają setki wyrażeń, które mają cię pocieszyć, podnieść na duchu, uspokoić” – mówi Matylda Pniewska, która od 17 lat prowadzi w Tanzanii biuro turystyczne Zanzi. Oprócz „hakuna matata”, którego najłatwiej nauczyć się turystom, w suahili jest też na przykład „hamna shida”, „hamna matatiso” czy „hamna kashesh”. „Moje ulubione to »pole sana«, czyli »zwolnij«, stosowane w przypadkach naprawdę beznadziejnych” – dodaje Pniewska. „Gdy przyjeżdżasz na wakacje, działa rewelacyjnie. Gorzej, gdy budujesz na miejscu dom lub próbujesz spiąć terminy z przewodnikami” – śmieje się.
Dlaczego z tak szerokiej gamy wyrażeń na ignorowanie problemów i pocieszenie największą karierę zrobiło „hakuna matata”? Wszystko przez piosenkę „Jumbo bwana” z powtarzającym się motywem „hakuna matata” z 1982 roku. Przebój kenijskiej grupy Them Mushrooms występującej w nadmorskich hotelach szybko doczekał się coverów, np. niemieckiego zespołu Boney M. Dekadę później był „Król lew” z 1994 roku, w którym w ten sposób małego lewka pocieszały przebojowa surykatka i wesoły guziec. Nieważne, które wyrażenie usłyszysz, ważne, żebyś wziął je sobie do serca.
2. Dolce far niente (Włochy) – słodka bezczynność, miłe nieróbstwo.
Żaden tam aktywny wypoczynek tylko prawdziwe leniuchowanie bez kiwnięcia palcem. Dla Włochów zwrot ten ma zdecydowanie pozytywny charakter. Bo choć nasze ciało jest w spoczynku, myśli krążą bez nadzoru, a to konieczne, by być kreatywnym. Mówi się wręcz o „l’arte del dolce far niente”, czyli sztuce słodkiego leniuchowania, którą mogą osiągnąć tylko wybitni twórcy. Sformułowanie „Il dolce far niente” po raz pierwszy w tym znaczeniu zostało użyte w 1819 roku przez włoskiego patriotę Federico Confalonieriego na łamach pisma „Il Conciliatore”. Jak twierdzi dr Anna Wawrzyniak z PAN, pierwowzorem zwrotu było łacińskie „jucundum nihil agere” Pliniusza. Wergiliusz uważał to za dar bogów, warunek niezbędny do poważnej pracy umysłowej
3. Inszalla (kraje arabskie) – jak Bóg da, z boską pomocą.
Zwrot używany nie tylko przez Arabów, ale też większość muzułmanów mówiących np. po indonezyjsku, urdu czy persku. Stosowany niemal jak przecinek, bo przecież nic na tym świecie nie jest pewne, ale i wszystko jest możliwe. Ten arcypopularny zwrot ma swoje korzenie w Koranie. A dokładnie w wersecie nr 23
Sury XVIII, który brzmi: „Nie mów o niczym »Z pewnością uczynię to jutro«, nie dodawszy: »Jeśli Bóg zechce« (tłum. Józef Bielawski)”. „Chodzi o to, by nie składać obietnic bez pokrycia. Ale też, by Bóg pomógł nam w realizacji danej rzeczy.
To wyrażenie nadziei, że wszystko pójdzie dobrze” – tłumaczy Abdel Kader Mousleh, wykładowca arabistyki UW, z pochodzenia Syryjczyk. Dodaje jednak, że coraz częściej zwrot ten traktowany jest jako uprzejme powiedzenie „nie da się”, grzeczne odesłanie z kwitkiem. „Gdy słyszę w okienku jakiegoś urzędu „inszalla”, wiem, że sprawy już nie załatwię” – śmieje się Mousleh. Zwrot przed wiekami przeniknął do języków Półwyspu Iberyjskiego. Dziś można go usłyszeć w Buenos Aires czy Rio de Janeiro. W wersji hiszpańskiej to „ojalá”, a w wersji ortugalskiej „oxalá” (w obu przypadkach wymawia się ohala).
4. Jai yen (Tajlandia) – zimna krew, opanowanie.
Nie dajcie się zwieść wiecznie uśmiechniętym Tajom. Tak samo jak reszta ludzkości odczuwają gniew czy oburzenie, ale wtedy przypominają sobie o idei „zimnej krwi”. „Najgorsze, co można zrobić w tym kraju, to stracić swoje »jai yen«” – pisze w książce „Geografia szczęścia” Eric Weiner. Jak to wygląda w praktyce? Weiner podaje przykład dwóch sąsiadów, których poznał osobiście. Bananowiec jednego z nich rozrósł się tak bardzo, że zaczął wchodzić na działkę drugiego.
Do domu zaczęły mu wręcz wlatywać owady żerujące na drzewie. Człowiek Zachodu pewnie powiedziałby: „Zrób pan coś z tym cholerym bananowcem! Mam przez niego mnóstwo robaków w domu!”. Ale tajski sąsiad oderwał z drzewa tylko jeden liść, w ten sposób sygnalizując swoje niezadowolenie. Kilka dni później przyjechał ogrodnik i przyciął drzewo. Konflikt został rozwiązany bez słowa. „Relacje w Tajlandii zawsze są na pierwszym miejscu. To ważniejsze niż problem” – pisze Weiner. „Jai yen” działa także w sytuacjach naprawdę dramatycznych. Po tsunami nikt nie obwiniał rządu, nikt nie szukał kozła ofiarnego. „Tajowie akceptują bieg zdarzeń, choć to wcale nie oznacza, że wszystko im się podoba. Ale swoje losy postrzegają w dłuższej perspektywie – wieczności. Jeśli coś nie wyjdzie w tym życiu, zawsze jest jeszcze następne, i kolejne. Okresy pomyślności w naturalny sposób przeplatają się z okresami niepowodzeń. Z takiego punktu widzenia wina i odpowiedzialność nie są najważniejsze” – tłumaczy Weiner.
5. Sisu (Finlandia) – przekraczanie siebie, stawianie czoła wyzwaniom.
Typowa dla Finów mieszanka takich cech jak wytrzymałość, upór, siła woli, hart ducha, ale także odwaga, duma i determinacja w dążeniu do celu mimo przeciwności losu. Dosłownie „wnętrzności”, bo każdy Fin ma mieć to w sobie, „sisu” pochodzi z wewnątrz. Ale pomaga w zmaganiach z tym, co na zewnątrz, choćby z okropną pogodą czy publicznym wystąpieniem. Uważa się, że ma korzenie w trudnej historii kraju sąsiadującego z potęgami Rosji i Szwecji. Słowo sisu wykorzystali producenci ciężarówek Sisu Auto, pojazdów pancernych Sisu Pasi firmy Patria oraz lodołamacza MS Sisu. Już w samej nazwie tych pojazdów zawarta jest bowiem obietnica, że nawet w najtrudniejszej sytuacji nie zawiodą. Słowo ma dziś w Finlandii pozytywny wydźwięk, ale – jak ostrzegają tamtejsi psychologowie – może mieć też negatywną stronę. Sisu nie pozwala na okazywanie słabości, na proszenie o pomoc.
6. Lagom (Szwecja) – nie za dużo, nie za mało, w sam raz.
Tak jak mleko półtłuste – ani za chude, ani za tłuste. Tak jak idealny nacisk dłoni masażysty – ani za słaby, ani za mocny. To też dzielenie się obowiązkami i życie zgodne z ekologią. Lagom to prawo do opieki w domu nad chorym dzieckiem, ale nienadużywanie tego prawa. To kupno praktycznego samochodu – nawet jeżeli jego wygląd wcale do tego nie zachęca. „Lagom oznacza, że przyjmujecie zaproszenie na weekend do domu przyjaciela, ale przywozicie własną pościel, bo obowiązki związane z praniem należy podzielić” – pisze Linnea Dunne w książce „Lagom. Szwedzka sztuka życia”, która właśnie ukazała się na polskim rynku.
Szwedzi twierdzą, że lagom wywodzi się z wyrażenia laget om („dla całej drużyny”), związanego ze zwyczajem wikingów przekazywania sobie z rąk do rąk rogu z miodem tak, aby każdy mógł napić się przynajmniej łyk.
Naukowe źródła wskazują jednak na staroszwedzki termin lag, czyli prawo oparte na zdrowym rozsądku. Nie-Szwedom lagom może kojarzyć się z wysiłkiem – wymaga odpowiednio zaprojektowanego domu, zdrowego odżywiania, aktywności fizycznej, spędzania czasu z najbliższymi, efektywnej pracy, radzenia sobie z emocjami i bycia przez większość czasu zadowolonym, mając ciągle na uwadze dobro środowiska naturalnego. Ale tak naprawdę to wszystko jest właśnie efektem lagom.Bo jak pisze Linea Dunne, „lagom polega na tym, aby dobre życie było mniej skomplikowane”.
7. Ikigai (Japonia) – szczęście płynące z bycia stale zajętym.
Nie chodzi o żmudną harówkę, ale o pracę w stanie flow, przepływu, uskrzydlenia. To może być prowadzenie restauracji z sushi, pielęgnacja ogrodu, pisanie
książek. Specjalizowanie się w tym, co uważamy za ważne, piękne, dobre, co ma dla nas sens. To coś, dla czego codziennie wstajemy z łóżka. „Nie tylko Japończycy cieszą się umiejętnością wchodzenia w stan przepływu; istnieją również artyści i naukowcy w innych częściach świata, których ikigai jest bardzo silne i jasno określone.
Dlatego nigdy tak naprawdę nie przechodzą na emeryturę. Robią to, co lubią, aż do dnia swojej śmierci” – piszą w swojej książce „Ikigai. Japoński sekret długiego i szczęśliwego życia” Héctor García i Francesc Miralles. I cytują rady mieszkańców japońskiej wyspy Okinawa: „Kto porzuca to, co
kocha i potrafi robić, traci sens życia. Dlatego, gdy skończysz pracować zawodowo, nadal wykonuj rzeczy wartościowe, rozwijaj się, wnoś piękno do życia innych i bądź im przydatny (…). Jest w tobie pasja, wyjątkowy talent, który nadaje sens twoim dniom i pcha cię do tego, by dawać z siebie to, co najlepsze, aż do
samego końca. Jeśli go jeszcze nie znalazłeś, to twoją najbliższą misją jest jego odnalezienie”.