1. Nie potrzebuję antywirusa bo wchodzę tylko na bezpieczne strony
Bzdura. Nie istnieje coś takiego jak „bezpieczna strona”. W czasach ataków cross-site (sposób ataku na serwis WWW polegający na osadzeniu w treści atakowanej strony fragmentu złośliwego kodu), infekcję możesz złapać w tle podczas przeglądania swojej “sprawdzonej i pewnej” strony.
Co ciekawe, strony porno, uznawane za najgroźniejsze źródło infekcji, są jednymi z bezpieczniejszych miejsc w Internecie – wyprzedzają np. strony o tematyce religijnej (potwierdzają to badania m. in. Symanteca).
2. Więcej antywirusów = bezpieczniej
Nigdy nie powinieneś używać więcej niż jednego. Możesz mieć zainstalowany dodatkowy program antywirusowy, ale nie może on używać ochrony rezydentnej ( ochrona antywirusowa w czasie rzeczywistym monitorująca otwierane, zapisywane i pobierane z internetu pliki.), bo dojdzie do konfliktów.
Kolokwialnie mówiąc programy będą się „gryzły”, a to spowoduję lawinę problemów w Twoim komputerze. Najbardziej widocznym będzie kolosalne spowolnienie pracy systemu, będzie to miało również wpływ na funkcjonowanie innych aplikacji.
Dobrym pomysłem jest wykorzystanie dodatkowego programu, skanującego czasem jako alternatywa, z wyłączoną ochroną rezydentną. Możesz również skorzystać ze skanera online.
3. Sam antywirus w wersji podstawowej mi wystarczy
Nie do końca. Warto wybierać kompletne rozwiązania chroniące przed wszystkimi typami ataków. A takim jest pełna ochrona antywirusowa w czasie rzeczywistym + zapora.
Istotą firewalla (zapory) jest filtrowanie ruchu sieciowego i blokowanie wszystkiego poza aplikacjami, które użytkownik zna, i z których regularnie korzysta. Ważne jest zatem, by była używana z głową – tak by cały czas mieć kontrolę nad tym, jakim programom pozwalamy na dostęp do naszego komputera.
Gdy wybierasz antywirusa, warto zatem sprawdzić, czy jest wyposażony w ochronę firewall.
4. Po co mi antywirus, od razu wiedziałbym, że mój komputer jest zainfekowany
Nie wiedziałbyś. Dziś mamy do czynienia z ogromnymi ilościami infekcji (szacuje się, że dziennie powstaje prawie 200 000 nowych wirusów), wykonującymi tak przeróżne zadania, że często nie są identyfikowane i traktowane jak typowe szkodniki.
Weźmy na przykład infekcje powiązane z botnetami. Twój komputer mógłby być zainfekowany, problem nie byłby sygnalizowany, a w tle część jego mocy obliczeniowej byłaby wykorzystywana i odsyłałaby obliczenia z powrotem do źródła ataku.
Takich komputerów zombie są tysiące – ogromny botnet Zeus jest chyba najlepszym przykładem do tego tematu – bez wiedzy użytkowników zainfekował on ponad 4,5 mln komputerów na całym świecie!
5. Na smartfonie nie potrzebny mi antywirus
Bzdura. I to jedna z największych. Czasy, gdy infekcje dotykały tylko komputerów, minęły wraz z pierwszymi systemami operacyjnymi dla urządzeń przenośnych. Już pierwsze wersje systemu Symbian były podatne na ataki.
Obecnie dzienna liczba nowych infekcji kierowanych na najpopularniejszy mobilny system Android wynosi od kilku do kilkunastu tysięcy dziennie.
Poza tym antywirusy dla urządzeń przenośnych zawierają często dodatkowe, pomocne aplikacje – blokowanie spamu, scamu, usługi kopii zapasowej w chmurze czy lokalizacji zgubionego/skradzionego telefonu.
– Od dawna promuje się ideę, że telefony musimy zabezpieczać obecnie równie dobrze co nasze komputery – zaznacza Arkadiusz Zakrzewski, specjalista pomocy technicznej AVG – są tak samo podatne na infekcje oraz ataki. Do tego cyberprzestępcy bardzo często żerują na niewiedzy użytkowników, którzy zapominają o tym, że urządzenia przenośne zawierają tyle samo ważnych i poufnych danych co nasze komputery. Do tego dostęp do nich jest szybszy i łatwiejszy.