Czytaj także: Rzeź wołyńska. 28 miesięcy eksterminacji
Dwudziestokilometrowy pierścień umocnień: zasieki z drutu kolczastego, okopy, barykady, co 200 m bunkry i stanowiska karabinów maszynowych. 1000 żołnierzy dzień i noc w pełnej gotowości bojowej. Własna artyleria, dwa zakłady rusznikarskie, szpital polowy, rozbudowana sieć wywiadowcza. Wewnątrz pierścienia 20 tys. ludzi: mieszkańców i uciekinierów z polskich wiosek, spalonych przez Ukraińską Powstańczą Armię. Tak wyglądało Przebraże latem 1943 r., kiedy prowadzona przez UPA planowa eksterminacja Polaków na Wołyniu osiągnęła kulminacyjny punkt.
Przez niemal 10 miesięcy mieszkańcy tego minipaństewka odpierali ataki banderowców, organizowali ewakuację ludzi z zagrożonych polskich wiosek, wysyłali odsiecz do innych placówek samoobrony i zręcznie lawirowali między okupacyjną niemiecką administracją a coraz liczniejszymi sowieckimi oddziałami partyzanckimi. Jak udało im się przetrwać? Listopad 1942 r. Do polskich wiosek na Wołyniu dociera informacja o masakrze 37 ludzi w kolonii Obórki, dokonanej przez Ukraińców z podporządkowanych Niemcom jednostek policji pomocniczej (tzw. Schutzmannschaften) za pomoc w ukrywaniu Żydów.
Informacje budzą przerażenie, ale nikt jeszcze nie przypuszcza, że to dopiero wstęp do generalnej rozprawy z polską ludnością Wołynia. Tym bardziej że nadchodzi ostra zima, która jest czasem względnego spokoju. Jednak już w lutym dociera kolejna makabryczna wiadomość: wszyscy mieszkańcy wsi Parośla – ponad 150 osób – zostali zamordowani nożami i siekierami przez oddział UPA. Mieszkańcy polskich osad coraz częściej słyszą od Ukraińców z sąsiednich wiosek: „Skończyliśmy z Żydami, teraz skończymy z Lachami!”.
POLSKA WYSPA
Odległe o 25 km od Łucka Przebraże jest polską wyspą wśród ukraińskich osiedli. Razem z sąsiednimi wioskami tworzy enklawę, liczącą ponad 300 zagród i 2000 mieszkańców. Niedaleki Trościaniec, siedziba gminy, jest już w 85 proc. zamieszkany przez Ukraińców. Radykalni nacjonaliści mają tam duże wpływy i powoli staje się jasne, że rozprawa z polskimi sąsiadami jest tylko kwestią czasu. W polskich wsiach zaczynają powstawać pierwsze grupy samoobrony, uzbrojone w widły, bagnety i stare szable.
Broń palna, której pod niemiecką okupacją nie wolno posiadać, staje się skarbem bezcennym. – był obok Dmytra Klaczkiwskiego i Wasyla Iwachiwa głównym inicjatorem rzezi. W marcu 1943 r. w ciągu dwóch tygodni wymordował ze swoim oddziałem mieszkańców 15 polskich wsi. Opowieści o tym, co działo się w atakowanych przez oddział „Dubowego” wioskach, przekraczały wszelkie wyobrażenia. Wyłupywanie oczu, wbijanie gwoździ w czaszkę, obcinanie warg i języka, rozcinanie brzucha i wyciąganie jelit, wyrywanie żył, przecinanie tułowia piłą, odrąbywanie rąk i nóg, wbijanie dzieci na sztachety płotów, rozbijanie głów niemowląt o ściany, rozrywanie tułowia przez konie, krzyżowanie – to niektóre z tortur. 25 marca wieczorem „Dubowyj” i jego rezuni stanęli pod wsią Lipniki w powiecie kostopolskim. W Lipnikach znajdowało się wtedy 700 osób – oprócz mieszkańców także wielu uchodźców i 10 Żydów, ukrywanych przez Wiosną 1943 r. UPA atakuje coraz bliżej Przebraża.
W niedzielę 8 kwietnia 1943 r. jedenastu idących na mszę mieszkańców odległej o 4 km kolonii Dobra zostaje napadniętych i zamordowanych po bestialskich torturach. Dla Przebraża to znak, że dotychczasowa organizacja samoobrony nie zdaje egzaminu. Potrzebna jest koordynacja działań, łączność i broń. Na czele samoobrony Przebraża staje 56-letni Ludwik Malinowski, ps. Lew, były legionista i ułan. Jego prawą ręką zostaje młodszy o 23 lata Henryk Cybulski ps. Harry. Tego urodzonego w Przebrażu biegacza długodystansowego brano pod uwagę jako reprezentanta kraju na olimpiadę w Londynie w 1940 r. Jednak zamiast na igrzyska, po zajęciu Wołynia przez Armię Czerwoną, Cybulski trafił do obozu pracy pod Archangielskiem. Uciekł z łagru i po ośmiotygodniowej wędrówce wrócił w rodzinne strony. Tu wstąpił do Armii Krajowej. Ci właśnie ludzie – praktyczny, przebiegły Malinowski i brawurowy Cybulski – stworzą tandem, dzięki któremu Przebraże stanie się „arką ocalenia” dla tysięcy Polaków z Wołynia.
PIERŚCIEŃ OBRONY
Jak wspominał po latach Cybulski, samo zdobycie broni nie było problemem. Po ataku III Rzeszy na ZSRR na terenach walk pozostała duża ilość uzbrojenia, które Polacy dobrze ukryli: „Granaty zagrzebywali w mrowiskach, bo gdzieś tam wyczytali, że mrówczy kopiec nie przepuszcza deszczu i wilgoci. Hermetyczne skrzynie z amunicją zatapiali w bagnach”. Po wydobyciu arsenał okazuje się bogatszy, niż można było przypuszczać. Są w nim nawet nowoczesne pistolety maszynowe Suomi KP/31 i dwa działka kaliber 45 mm, wymontowane z rozbitych czołgów (nie mają co prawda przyrządów celowniczych i strzelać można z nich tylko „po lufie”, ale za to na odległość aż 8 km).
Gdyby jednak Niemcy dowiedzieli się o tych zbrojeniach, byłby to koniec samoobrony w Przebrażu. Broń trzeba więc zalegalizować. Jest na to tylko jeden sposób: uzyskanie zgody na jej posiadanie od niemieckiego administratora rejonu, inspektora Jeskego, urzędującego w oddalonym o 10 km miasteczku Kiwerce. Wyprawę poprzedza rozpoznanie wywiadowcze. Okazuje się, że Jeske pochodzi z Prus Wschodnich, a jego matka była Polką. Delegacja z Przebraża, na której czele stoi Malinowski, tak skutecznie wykorzystuje polskie koligacje Niemca, że ten wydaje jej 15 sztuk karabinów i pisemną zgodę na ich używanie „do walki z bandami leśnymi, działającymi na szkodę Wielkiej Rzeszy”. Sama broń nie zapewni jednak bezpieczeństwa. Przebraże jest rozciągnięte na przestrzeni wielu kilometrów i niespodziewany silny atak na jednym skrzydle może przesądzić o jego zdobyciu. Należy więc stworzyć pierścień obrony. „Zwożono drut kolczasty, skąd się tylko dało – wspominał Cybulski. – Najwięcej znajdowało się go w lasach, gdzie w 1941 roku przebiegały linie oporu armii radzieckiej”. Jednak nawet za tymi umocnieniami mieszkańcy Przebraża nie czują się bezpieczni.
Wieś otacza łańcuch osad ukraińskich, z których większość współpracuje z UPA. Po spaleniu przez banderowców polskich miejscowości na północ, wschód i południe od Przebraża, każdy obcy, który zbliża się do wsi i nie zna hasła, jest natychmiast likwidowany. Przypadkowymi ofiarami samoobrony staje się również sześciu członków sowieckiego oddziału partyzanckiego płk. Prokopiuka. Aby uniknąć odwetu i walki na dwa fronty, do dowódcy partyzantów zostaje wysłana delegacja, mająca za zadanie wyjaśnienie tragicznej pomyłki. Ustala hasła i metody kontaktu, a także zasady współpracy przeciwko UPA. „Pakt o nieagresji” zostaje też zawarty z graniczącą bezpośrednio z Przebrażem małą ukraińską wsią Jezioro. Jej mieszkańcy otrzymują zapewnienie, że nie będą napadani przez Polaków.
W zamian wieś ma udostępnić swój młyn. Z czasem „polityka zagraniczna” republiki przebraskiej zaczyna sięgać coraz dalej. W Armatniowie Polacy kontaktują się z dowództwem stacjonującego tam oddziału węgierskiego wojska, którego zadaniem było pilnowanie ważnej linii kolejowej. Węgrzy chętnie przystają na propozycję sprzedaży amunicji. Jest tylko jeden problem – muszą się z niej rozliczać przed Niemcami. Co kilka dni przebrażanie wspólnie z Węgrami inscenizują więc napad na wiadukt kolejowy. Gdy po kilkuminutowej kanonadzie na miejsce docierają posiłki niemieckie, Węgrzy meldują, że „bandyci” zostali odparci. W tej sytuacji nikt nie liczy wystrzelonych w czasie „potyczki” pocisków. Następnego dnia Węgrzy sprzedają nadwyżkę.
PIERWSZY ATAK
UPA uderza na Przebraże o świcie 5 lipca 1943 r. Główny atak idzie na najtrudniejszy do obrony odcinek – placówkę w Zagajniku. Zaskoczenie i przewaga liczebna wroga zmuszają trzeci pluton samoobrony do wycofania się ze stanowisk. Płoną trafione pociskami zapalającymi budynki. Wśród ludności wybucha panika. „W ogólnym chaosie mój głos nie docierał do nikogo – wspominał po latach Cybulski. – Patrzyłem bezradnie, jak przerażeni ludzie sami sobie gotują zagładę, i nie mogłem temu zapobiec. Były to dla mnie, jako komendanta samoobrony, najcięższe chwile. Ogrom paniki stawał się klęską”. Cybulskiemu udaje się powstrzymać odwrót i przeprowadzić kontratak w Zagajniku. W innych miejscach atak UPA zatrzymuje się na umocnionych stanowiskach obronnych Polaków. Wysłany na zwiad patrol konny z zaskoczenia atakuje maszerującą bezładnie kolumnę Ukraińców i zmusza ich do ucieczki.
Banderowcy nie decydują się na powtórne zaatakowanie Przebraża. Jednak lipcowy atak jest tylko rozpoznaniem walką, a nie generalną ofensywą. Najbardziej krwawy etap „rzezi wołyńskiej” ma dopiero nadejść. Sześć dni po napadzie na Przebraże oddziały UPA dokonują skoordynowanego ataku na 99 polskich osad na Wołyniu. Wsie są otaczane przez banderowców i towarzyszące im oddziały tzw. siekierników – chłopskie pospolite ruszenie, którego celem jest rabunek. Pierwsza zostaje zaatakowana wieś Gurów. Z 480 mieszkańców ocaleje tylko 70. Do końca lipca zostanie spalonych 530 wsi i osad, a 17 tys. Polaków straci życie. Dzień po lipcowym ataku UPA Przebraże liczy straty. Zginęło tylko 10 obrońców, ale patrole samoobrony znajdują w okolicy 550 trupów Polaków, którzy nie zdecydowali się na schronienie w obozie… Zostaje ogłoszona Zaskoczenie jest całkowite. Banderowcy uciekają.
Upadek Trościańca nie oznacza jednak końca walk. Przez cały lipiec 1943 r. trwa na przedpolach Przebraża „bitwa o chleb”. Aby wciąż rosnąca rzesza uchodźców przetrwała zimę, trzeba zgromadzić zapasy zboża i mąki. Tymczasem Ukraińcy bezkarnie zbierają plony z pól, należących do zniszczonych polskich wsi. Przebrażanie postanawiają więc zająć znajdujące się w pobliżu pola ukraińskie. Po kilku zażartych potyczkach, w czasie których samoobrona stawia czoła 3,5 tys. banderowców i używa do ich odparcia nawet działek czołgowych, zostają ustalone „strefy wpływów”. Tymczasem na całym Wołyniu partyzanci UPA atakują bazy polskiej samoobrony, a najgłośniejszym echem odbija się upadek odległej o 70 km na wschód Huty Stepańskiej. Informacje, przyniesione przez uciekinierów, są przerażające.
Widzieli setki rozkładających się ciał, leżących wzdłuż drogi. Wieści błyskawicznie roznoszą się po Przebrażu. Doprowadzają do kolejnych wybuchów paniki. Nie ma wątpliwości, że UPA zaatakuje i Przebraże. Malinowski i Cybulski muszą użyć całego swojego autorytetu, by powstrzymać ludzi przez opuszczeniem obozu. Argumentują, że w Hucie ofiarą najstraszniejszych mordów padli ludzie z grupy, która opuściła obóz przed atakiem UPA. Do spanikowanych uchodźców w Przebrażu dociera, że tylko będąc razem mają szansę na ocalenie.
W ciągu kolejnych dni w okolicznych lasach gromadzi się coraz więcej oddziałów UPA. W późniejszych opracowaniach historyk Władysław Filar obliczył siły UPA na 6 tys. partyzantów i drugie tyle siekierników, których ukraińscy nacjonaliści ściągnęli pod Przebraże, opowiadając o zgromadzonych tam przez polską ludność „skarbach”. Takiej ilości napastników samoobrona mogła przeciwstawić zaledwie 1000 w pełni uzbrojonych i przeszkolonych żołnierzy. „Przebraże miało być zniszczone całkowicie. Tak, by nie wydostał się z niego ani jeden człowiek” – wspominał Cybulski.
DECYDUJĄCE STARCIE
30 sierpnia 1943 r. o godz. 4.45 rozpoczyna się zmasowany ostrzał Przebraża z moździerzy i dział. Jednak mimo olbrzymiej przewagi liczebnej banderowcy atakują tylko na jednym odcinku. Na pozostałych… budują okopy, jakby UPA chciała prowadzić długotrwałe oblężenie. Najwyraźniej dowództwo UPA na Wołyniu miało mocno zawyżone szacunki militarnych możliwości Przebraża.
Demonstracje siły Polaków w ciągu ostatnich miesięcy nie poszły na marne… Bierność atakujących pozwala opracować nowy plan obrony. Skoro UPA nie rzuciła do bitwy wszystkich sił, to są zapewne rozciągnięte na dużej przestrzeni. Inspiracji dostarcza… „Ogniem i mieczem” Sienkiewicza. A gdyby tak zaatakować tyły, jak przy odsieczy Zbaraża? W rolę Skrzetuskiego, którego zadaniem jest ściągnięcie odsieczy, wciela się zwiadowca Witold Olszewski, który przedostaje się do bazy sowieckiego oddziału partyzanckiego płk. Prokopiuka. Ma on do dyspozycji 150 zaprawionych w boju piechurów i 60 kawalerzystów.
Misja Olszewskiego kończy się sukcesem – pułkownik zgadza się na wspólną akcję przeciw UPA. Jego oddziały i 120-osobowa grupa wypadowa z Przebraża jednocześnie atakują tyły banderowców koło Józefina. W tym samym czasie siły samoobrony w obozie przechodzą do kontrataku na wszystkich odcinkach. Bitwa trwa kilka godzin. Klęska banderowców jest całkowita. Dowództwo i sztab zgrupowania UPA zostają okrążone razem z częścią oddziałów. 400 upowców zostaje zabitych, kilkuset rannych, 40 dostaje się do niewoli.
Oddziały UPA nie zdecydowały się już więcej zaatakować Przebraża. Banderowcy polowali jednak na komendantów obozu. We wrześniu 1943 r. udało się im schwytać w Łucku i wydać w ręce Niemców Ludwika Malinowskiego, kiedy kupował tam broń. Osadzony w więzieniu, został odbity przez swoich ludzi i wrócił do Przebraża. Razem z nim do nadejścia Armii Czerwonej w „wołyńskiej twierdzy” przetrwało od 12 do 25 tys. Polaków. Po wojnie duża grupa przebrażan z Malinowskim na czele wyjechała na Opolszczyznę i osiedliła się w Niemodlinie i okolicznych wsiach. Ostatni świadkowie obrony Przebraża żyją tam do dziś. powszechna mobilizacja.
Budowane są umocnienia i okopy. Cywile zostają obłożeni podatkiem na utrzymanie samoobrony w stałej gotowości bojowej i mają zdać całą posiadaną broń palną. Arsenał Przebraża wzbogaca się o kolejne kilkadziesiąt karabinów. By zdobyć amunicję, Malinowski i Cybulski z 2 Polakami-schutzmanami wyruszają do dowódcy niemieckiego garnizonu w Kiwercach. Wiedzą, że Herr Krautschmann przejawia słabość do złota, a pilnujący magazynu z amunicją żołnierze są łasi na bimber i szynkę. Za dwie złote dziesięciorublówki komendant zezwala Polakom wziąć nieco pocisków z niemieckich zapasów.
Obdarowani prezentami strażnicy podobnie. Trzy wozy wypełnione workami z nabojami z trudem ruszają z miejsca… Komendanci wiedzą, że banderowcy rozmieścili siły w wioskach położonych zaledwie kilka kilometrów od Przebraża, z których mogą przeprowadzić kolejny błyskawiczny atak. Jest tylko jedna metoda, aby uniknąć zaskoczenia – oczyścić przedpole. Trzy kompanie z Przebraża atakują największą w tym rejonie bazę UPA: Trościaniec.