127 godzin – już na DVD i Blu-ray

Trzymająca w napięciu historia człowieka pokazująca, że walcząc o życie jesteśmy w stanie zrobić wszystko.

Sześć dni później miał do opowiedzenia niezwykłą historię o przetrwaniu. Spędził w dziczy 127 godzin. Spadł na niego głaz, który przygniótł mu rękę i uniemożliwił wydostanie się. Poznawszy historię Arona zastanawiamy się nad tym co przeżył, jak znalazł siłę i czy nas byłoby stać na równie duże poświęcenie. Te same pytania zadali sobie Danny Boyle, Simon Beaufoy i Christian Colson, którzy odpowiadają za jeden z największych hitów filmowych ostatnich lat – „Slumdoga: Milionera z ulicy”. Boyle’a zachwyciła niezwykła historia Ralstona i dostrzegł w niej potencjał na naszpikowany emocjami, trzymający w napięciu film pokazujący przez co przeszedł Ralston  i jak znalazł siłę, by dokonać niemożliwego i wyrwać się z beznadziejnej sytuacji.

„127 godzin” to opowieść o pokonywaniu własnych barier. Przypomina „Zew krwi” czy „Dotknięcie pustki”, ale w przeciwieństwie do wymienionych tytułów bardziej skupia się na podkreśleniu jak cenne jest życie, niż akcentowaniu triumfu jednostki.

„Kiedy Aron utknął w kanionie i nie miał możliwości skontaktowania się z ludźmi zrozumiał, że człowiek to zwierzę stadne. Myśli o najbliższych i pragnienie ponownego ujrzenia ich dały mu siłę. Właśnie o tym jest ten film – o tym, co nas napędza. Wbrew pozorom nie opowiedzieliśmy historii jednego człowieka lecz ludzi”. – mówi Boyle.

O ARONIE RALSTONIE

Reżyser musiał dobrze poznać Ralstona. Zaczął od przyjrzenia się sytuacji, w której Aron niemal stracił życie. W lipcu 2009 roku pojechał z Colsonem do Blue John Canyon w Utah. Sześć lat wcześniej wybrał się tam Ralston, pasjonat wspinaczki. Zależało mu, by filmowcy zrozumieli jego miłość do tego sportu i pięknych, górzystych krajobrazów. Początkowo nie był przekonany do wizji Boyle’a. „Praca nad tą produkcją była dla mnie trudnym doświadczeniem. Danny chciał pokazać moje przeżycia i przemyślenia, a ja myśląc o tym wydarzeniu skupiałem się na faktach. Niełatwo było zgodzić się na ubarwienia”. – mówi Ralston, który w końcu dał się porwać wyobraźni Boyle’a : „Przeżyłem to i dla mnie najważniejsze są godziny spędzone w kanionie, ale zrozumiałem, że żeby widzowie wczuli się w tę historię, trzeba im pokazać coś więcej”.
Ralston zaprzyjaźnił się też z Beaufoyem, z którym wspinał się w górach Kolorado. „Dużo rozmawialiśmy o mojej przeszłości. Simon to aktywny facet rozumiejący sportową pasję”.

Ralston podzielił się też z filmowcami czymś bardzo osobistym – nagraniami, które powstały gdy był uwięziony w kanionie. Zostawił wiadomość dla przyjaciół i rodziny w nadziei, że trafią do nich, gdy wreszcie zostanie odnaleziony. „Obejrzenie tych filmików bardzo pomogło Jamesowi w budowaniu roli”. – mówi Boyle.

Ralston cieszy się ze współpracy z Boyle’em : „To było niesamowite doświadczenie. Danny jest niezwykle kreatywny, a przy tym wrażliwy. Rozumiał, że praca nad filmem dużo mnie kosztowało i był bardzo delikatny. Jestem mu wdzięczny za to, że umożliwił mi spotkania ze scenarzystami, aktorami i pozwolił zaangażować się w produkcję. Choć było to dla mnie trudne nie wyobrażam sobie, że nie brałbym czynnego udziału w pracach nad filmem”.

Aron zdobył się na to, by szczegółowo opowiadać o tym, jak wyglądało uwięzienie w kanionie – nie pomijał nawet tak trudnych kwestii jak picie własnego moczu. „Najważniejsze było zachowanie realizmu. Zebraliśmy sprzęt identyczny z tym, jakiego używał Aron, w bukłaku było tyle samo wody, ile miał. Kwestie związane z samą wyprawą były bardzo ważne i dopracowaliśmy je w najmniejszych szczegółach”. – mówi Colson.

Wierność faktom to jedno, ale wizja artystyczna to drugie. „Aron opowiedział swoją historię pisząc książkę. Od początku sądziłem, że film musi zawierać jakiś nowy element. W pewnym sensie opowiedziałem własną wersję wydarzeń, a raczej przedstawiłem je po swojemu. Jestem Aronowi niewymownie wdzięczny, że mi na to pozwolił”. – mówi reżyser.

Aron Ralston wrócił do Blue John Canyon w siódmą rocznicę swojego wypadku. „To było dla niego niezwykle emocjonalne i trudne przeżycie”. – potwierdza Colson, a Ralston opisuje co czuł, gdy wrócił w miejsce, w którym był uwięziony : „To było bardzo osobiste przeżycie. Prawie zginąłem, a kiedy znów się tam znalazłem, poczułem jakbym narodził się na nowo. Zacząłem nowy etap życia. Uświadomiłem sobie, że bliski koniec bywa początkiem”.

Dzień, w którym się uwolnił, rzeczywiście nim był. To jedna z najbardziej poruszających scen w filmie – Aron ma halucynacje i widzi chłopca, może swego przyszłego syna. Wizja się spełniła – w trakcie zdjęć na świat przyszedł pierwszy syn Ralstona, który uważa, że to, co przeżył było rozliczeniem się z dawnym postrzeganiem świata. „Zawsze fascynowało mnie balansowanie na granicy życia i śmierci. Lubiłem ryzyko, wyprawy w góry czy spływy. W sytuacji prawdziwego zagrożenia myślałem tylko o tym, by wrócić do bliskich i nie zaniedbywać naszych relacji”. – mówi Aron Ralston, który nigdy nie zapomni wydarzenia, które zmieniło jego życie : „To, co przeżyłem całkowicie zmieniło moje życie. Godziny spędzone w Blue John Canyon odmieniły moje spojrzenie na świat. Przetrwałem i uważam, że spotkało mnie prawdziwe błogosławieństwo”.

O FILMIE

 

„127 godzin” to najnowszy film Danny’ego Boyle’a – reżysera obsypanego Oscarami „Slumdoga. Milionera z ulicy”. To prawdziwa historia Arona Ralstona (w tej roli James Franco) – alpinisty, który przeżył tragiczny wypadek podczas wspinaczki w kanionach w Utah. Spadł na niego głaz, który unieruchomił mu rękę i uniemożliwił poruszanie się. Aron spędził tak pięć dni wspominając przyjaciół, ukochane, rodzinę, a nawet dwie alpinistki, które mijał po drodze. Po pięciu dniach, będąc na skraju wyczerpania, znalazł w sobie siłę, by zawalczyć o życie. Zdecydował się na desperacki krok. Kiedy się uwolnił, pokonał dwudziestometrową ścianą skalną i przeszedł dwanaście kilometrów, nim znalazł pomoc.

To trzymająca w napięciu historia człowieka pokazująca, że walcząc o życie jesteśmy w stanie zrobić wszystko.