By żyć w zgodzie z zen, warto podążać za kilkoma prostymi zasadami. Mówią o nich Thich Nhat Hanh, Alan Watts i Charlotte Joko:
1. Naucz się robić jedną rzecz naraz
Tak w sztuce, jak i w filozofii, kultury wschodu od zawsze ceniły uważność i podążanie za naturalnym kierunkiem rzeczy. Najlepsza droga do osiągnięcia stanu pełnej szczęśliwości to, cytując wiersz bezimiennego chińskiego mnicha, „Siedzieć cicho, nic nie robiąc”. Amerykanka Joko, która tłumaczyła zen na język współczesnego świata, przestrzegała jednak, żeby nie myśleć o zen jak o wiecznym lenistwie i bezczynności, ale jak o życiu z pasją, która jest świadoma. Chodzi więc o to, żeby robić jedną rzecz naraz, ale w pełni i świadomie. Kiedy więc gotujesz, koncentruj się tylko na tej czynności. Nie rozmawiaj jednocześnie przez telefon i nie oglądaj telewizji. Znajdź spokój i cel w obieraniu produktów i łączeniu ich w pełnowartościowe danie. Gotowanie może być medytacją, jeśli tak do niego podejdziesz. Podobnie jest z innymi czynnościami: kiedy się kąpiesz, po prostu się kąp. Kiedy spacerujesz, bądź na spacerze. Kiedy słuchasz muzyki, daj się ponieść dźwiękom. Kiedy bawisz się z dzieckiem, nie myśl o tym, co ugotujesz na kolację.
Ta zasada jest ważna zwłaszcza w pracy. Multitasking, tak promowany swego czasu, to najlepsza ścieżka do psychicznego zmęczenia i wypalenia. Nauka zgadza się tutaj z zen. Nasz mózg ma tylko określony zasób uwagi, który poświęca na wykonywane czynności. Jeśli tych czynności jest wiele, uwaga jest dzielona, nie zawsze z dobrym skutkiem dla wykonywanego zadania. Ponieważ tzw. bazą kontrolną zarządza kora przedczołowa, im więcej zadań, tym więcej pracy dla niej. To dlatego mózg zwalnia obroty, a my jesteśmy mniej efektywni.
Badacze z Uniwersytetu Stanforda dowiedli nawet, że multitasking obniża nasze IQ. Obciążenie kognitywne, które towarzyszy wykonywaniu kilku zadań naraz (nawet jeśli jest to jednoczesne pisanie maili i rozmowa przez telefon), porównali do efektu nieprzespanej nocy albo palenia marihuany. Warto więc praktykować zen w pracy: koncentrować się tylko na jednej rzeczy i poświęcić się jej aż do ukończenia zadania.
2. Cokolwiek robisz, rób to wolniej niż zwykle
Kiedy staramy się wykonywać jedną czynność naraz, pojawia się pokusa, żeby szybko ją skończyć i przejść do następnej. Żyjemy w świecie, który szybko się nudzi. Coraz rzadziej czytamy książki, a coraz częściej przerzucamy kompulsywnie coraz to nowe artykuły na smartfonach. Neurobiolodzy lamentują, że nasz brak koncentracji kosztuje gospodarkę coraz więcej – rozedrgany mózg to niespokojny człowiek, bardziej podatny na choroby psychiczne, mniej wydajny w pracy i niezdolny do budowania dobrych związków z ludźmi. Buddyści zen wiedzieli o tym nawet wtedy, kiedy nikomu nie przyszłoby do głowy, że mantry można przesyłać sobie jako memy na telefon komórkowy.
Warto zacząć od zwolnienia tempa najprostszych, codziennych czynności. Czy zdarza ci się przyspieszać kroku na myśl o ilości obowiązków, które masz do wykonania? Zamiast pędzić, zwolnij. Zacznij też wolniej i głębiej oddychać. Prowadzisz spotkanie i masz wrażenie, że atmosfera staje się nerwowa? Zacznij mówić wolniej. Zauważysz, że inni szybko do ciebie dołączą. Wolniej jedz – to zdrowsze dla twojego organizmu. Wolniej prowadź samochód, nawet jeśli narazisz się na drwiny współpasażerów. Praktykuj chwile świadomego zwolnienia, a zobaczysz, że poczujesz w sobie spokój.
Wszechświat w XXI wieku – planety, gwiazdy i inne kosmiczne cząstki – wcale nie zaczęły poruszać się szybciej niż tysiąc lat temu. To tylko nasze niezdrowe pojęcie czasu sprawia, że mamy wrażenie, że żyjemy wewnątrz gigantycznego kołowrotka.
3. Cokolwiek robisz, dokończ to
Czy zdarza ci się zaczynać czytanie książki, żeby po kilku chwilach przerzucić się na najnowsze wydanie ulubionego magazynu, a w końcu na dźwięk odbieranego maila spędzić długie godziny, przeskakując z informacji na informację w internecie? Każda nowa czynność, wiadomość, zdarzenie to zalew przyjemności w mózgowym układzie nagrody. To neutralne uzależnienie, z którego trudno jest nam zrezygnować. Ale im więcej wykonywanych jednocześnie zadań, tym mniejsza wydajność i satysfakcja z efektów. Warto?
Według zen zagłębienie się w działaniu sprawia, że ciało i umysł łączą się w jedno. Unika się więc frustrującego dla człowieka rozdziału między sferą aktywną (cielesną) a intelektualną (mentalną), czyli tego, co prof. Jonathan Haidt, amerykański psycholog z Uniwersytetu Wirginia, nazywa walką słonia z jeźdźcem. W książce „Szczęście. Od mądrości starożytnych po współczesne koncepcje” Haidt tłumaczy, że nasze emocje można porównać do słonia, a rozum do jeźdźca. Chociaż jeździec prowadzi słonia, jest od niego mniejszy i często przegrywa.
Rzeczywiście, gorące emocje nierzadko biorą w życiu górę nad racjonalnym myśleniem. Nie chodzi jednak o to, kto ma wygrać, ale o samą walkę – wyznawcy zen uważają, że to z tego starcia dwóch części ludzkiego istnienia wypływa niepokój i niepewność. Sam Haidt wyznaje też na pierwszych stronach swojej książki, że istnieją trzy drogi do szczęśliwości – jedną z nich jest prozac, kolejną terapia behawioralno-poznawcza, a trzecią – joga i medytacja.
W życiu zgodnym z praktyką zen każda czynność jest ważna, dlatego celebruje się ją i wykonuje do końca. Warto takie myślenie zastosować w pracy i w domu. Kiedy zaczynasz coś robić, nie przerywaj, dopóki nie skończysz. Jeśli zaś nie masz wyjścia, odłóż to, co już rozpocząłeś i posprzątaj ślady tej pracy. Ta zasada sprawdza się od zawsze w prostych domowych czynnościach. Jeśli zaraz po jedzeniu sprzątniemy bałagan, który powstał w kuchni podczas gotowania, będziemy mieć większą przyjemność z relaksu przy herbacie i deserze. I mniej sprzątania wtedy, kiedy organizm zwolni, bo będzie zajęty trawieniem.
4. Mniej znaczy lepiej
Mnisi buddyjscy nie należą do leni: wstają wcześnie i nie kładą się spać do późnych godzin wieczornych. Ich dni najczęściej wypełnione są pracą i medytacją. W zen nie chodzi więc o to, żeby całe dnie leżeć na kanapie, ale by unikać nadmiaru wydarzeń.
Zwłaszcza jeśli niektóre z nich nie sprawiają nam radości albo nie jesteśmy w nich dobrzy. Wykreślanie z listy zadań pewnych punktów zamiast dodawania nowych to akt prawdziwej odwagi. Zamiast bieganiny między pracą i domem, zajęciami tańca, gry na pianinie, obowiązkową kawą z dawno niewidzianą przyjaciółką, wybierzmy jedno główne wydarzenie dnia i poświęćmy mu się w pełni.
To trochę tak jak z mieszkaniem. Jeśli zapełnimy je rzeczami, po jakimś czasie poczujemy się przytłoczeni. Robiąc mniej, robisz lepiej.
5. Rób sobie przerwy
Jeśli twoje życie to nieustająca bieganina, zainwestuj chociaż w chwile postoju między różnymi zdarzeniami. Czas wartościowy to czas spędzony w spokoju i pełnej świadomości. Wszystko jest kwestią chęci i organizacji. Może warto kilka dni w tygodniu wstać pół godziny przed domownikami, nawet jeśli byłby to blady świt, żeby przy ulubionej herbacie posiedzieć na balkonie i pomedytować? Albo tak ustawiać spotkania biznesowe, żeby między końcem jednego a początkiem drugiego mieć pół godziny dla siebie? Nawet jeśli ma to oznaczać bezczynne siedzenie w pustym pokoju. Staraj się nie sięgać wtedy po telefon!
6. Nie bój się rutyny
Wprawdzie zen unika sztywnych reguł, ale kocha powtarzalność. Pozwala ona odciążyć umysł, wzmocnić koncentrację i wyzwala siłę na mierzenie się z tą stroną życia, której nie da się zaplanować.
Rutyna to dla buddystów ważna część życia – wstają o ustalonych godzinach, jedzą codziennie podobne posiłki, mają stały harmonogram zajęć. Zdrowym nawykiem może być wszystko – spacer z psem o stałej godzinie, 15-minutowa sesja oddychania rano, cowieczorna godzina spędzona na czytaniu, słuchaniu muzyki czy pisaniu. Ważne, żeby skupić się tylko na nich i nigdzie się nie spieszyć.
Amerykański psycholog-behawiorysta William James pisał pod koniec XIX w. w książeczce „Habit” („Zwyczaj”), że codzienna rutyna uwalnia wyobraźnię i pozwala na osiąganie szczytów.
7. Postaw na rytuały
Buddyści kochają rytuały. Dlaczego? Jeden z mistrzów zen mówi, że pomagają dostrzec nadzwyczajne w zwyczajnym. Rytuał przydaje ważności nawet drobnym codziennym zajęciom. Czy można rytualnie zmywać naczynia? Można, jeśli pomyśli się o tym jak o uwolnieniu od brudu. Buddyści przywiązują dużą wagę do rytuałów przyrządzania potraw – pozwala im to praktykować uważność. Rytualne mogą być też chociażby spotkania towarzyskie – coniedzielne śniadania z przyjaciółkami czy wieczorna kołysanka dla dziecka, którą śpiewają wspólnie rodzice. Tak jak w przypadku innych czynności wykonywanych w duchu zen – ważny jest cel i jego świadomość. A potem wystarczy już czysta radość z działania.
8. Naucz się siedzieć, nic nie robiąc
Wprawdzie słowo zen oznacza medytację, ale praktykujący filozofię Wschodu nie upierają się, że każdy musi medytować. Jednak indyjski mistrz duchowy Osho podkreśla, że medytacja to „związek między tobą a tobą”. Warto pielęgnować tę relację. Wyznawcy zen uważają, że najlepszą praktyką medytatywną jest pozycja siedząca – tzw. zazen.
Pozwala wyjść poza cielesne ograniczenia (np. ból pleców, kompulsywne myśli) i skupić się na „tu i teraz”. Tak naprawdę w codziennym życiu zazen można praktykować wszędzie i niekoniecznie tylko siedząc – spacer czy jogging też mają to do siebie, że pozwalają na swobodny strumień myśli oraz połączenie ciała i umysłu. Ważne, żeby tych myśli nie kontrolować. Niech płyną jak strumień wody – z góry na dół, aż przestaną nad nami dominować.
9. Uśmiechaj się i bądź dla innych
Według myślenia zen świat jest jednością – każda cząstka jest mną, a ja jestem częścią wszystkiego, co mnie otacza. Także innych ludzi. Mnisi zen poświęcają dużą część swojego życia na pracę dla innych. Wolontariat, co pokazują też badania naukowe, wyzwala empatię i sprawia, że czujemy się spełnieni. Nawet jeśli nie mamy czasu na działalność charytatywną, możemy praktykować drobne akty życzliwości – uśmiechać się do przechodniów, wyręczać domowników w czynnościach, których nie lubią robić, sprawiać ludziom radość, chociażby pamiętając o ważnych rocznicach.
10. Żyj prosto
Ta najprostsza z zasad życia według zen jest jednocześnie jedną z najtrudniejszych w realizacji. Żyjemy w świecie rzeczy – nawet jeśli chcemy posiadać ich mniej, bywamy fałszywie przekonywani, że potrzebujemy więcej. Mantry drukowane na koszulkach, nowe książki, buty, zegarki, kremy, samochody, telefony.
Warto co jakiś czas spojrzeć na swoje otoczenie tak, jak spojrzałby na nie sędziwy mnich z maleńkiej wietnamskiej wioski. Co jest mi niezbędne do życia? Czego nie potrzebuję? Co jest tylko modnym gadżetem, który nie daje mi szczęścia, a zabiera czas? Jeśli nie używaliśmy czegoś przez rok, prawdopodobnie wcale tego nie potrzebujemy. Z kolei jeśli chcemy kupić sobie nową część garderoby – modniejsze spodnie, mniej spraną koszulę – oddajmy starszą rzecz komuś, komu sprawi ona przyjemność. Regularne oczyszczanie przestrzeni dokoła siebie ma terapeutyczny wydźwięk. Pomyśl, że wyrzucając przedmiot, robisz w życiu miejsce na coś nowego. I to niekoniecznie rzecz.