Nie ma ani grama przesady w twierdzeniu, że załamanie się najważniejszego prądu oceanicznego na Atlantyku będzie oznaczało całkowity chaos klimatyczny na obszarze całej północnej półkuli Ziemi.
Atlantycka południkowa cyrkulacja wymienna (AMOC) to prąd przenoszący ciepłą wodę z półkuli południowej na północną. Na północy woda uwalnia ciepło i znacząco się ochładza, a następnie zamarza. Cały proces zamrażania z kolei prowadzi do tego, że cała sól zawarta w wodzie skupia się w tej części wody, która nie ulegnie zamarznięciu. Powstaje wtedy bardzo zasolona woda, która opada na dno oceanu, gdzie ponownie przemieszcza się w kierunku południowej półkuli, gdzie znów nabiera ciepła i unosi się ku powierzchni. Mamy tutaj zatem do czynienia ze swoistym taśmociągiem, którym wody oceaniczene przemieszczają się regularnie między dwiema półkulami Ziemi.
Jakie to ma dla nas znaczenie? Uwalnianie ciepła przez wodę docierającą na półkulę północną z południowej sprawia, że Europa, ale także Ameryka Północna są cieplejsze, niż gdyby takiego prądu oceanicznego nie było. Dowodem na to są zapisy geologiczne, które wskazują na okresy, w których AMOC nagle zanikał. Takie okresy wiązały się z poważnymi zmianami klimatycznymi, do których dochodziło na przestrzeni zaledwie kilku dekad. Jeżeli zatem miałoby do tego dojść ponownie, musielibyśmy się mierzyć z poważnymi konsekwencjami.
Czytaj także: Prąd zatokowy może przejść do historii już za kilka lat. Wszystko się zmieni w ciągu jednej dekady
Naukowcy od jakiegoś czasu podejrzewają, że możemy właśnie zbliżać się do kolejnego takiego okresu, w którym AMOC po prostu zaniknie, a na północ przestanie płynąć ciepła woda z południa. Co więcej, szacunki wskazują na to, że proces ten mógłby rozpocząć się już w najbliższych latach. Nie zmienia to jednak faktu, że jak dotąd nie było żadnych bezpośrednich dowodów potwierdzających te przypuszczenia.
W najnowszym artykule naukowym opublikowanym na początku lutego w periodyku Science Advances naukowcy skupili się na analizie ilości wody słodkiej napływającej do południowej części Oceanu Atlantyckiego. Analiza wykazała, że ilość dopływającej tam słodkiej wody osiąga minimalną wartość jakieś 25 lat przed załamaniem się cyrkulacji AMOC. Tutaj jednocześnie trzeba nadmienić, że nie wiemy na jakim etapie takich zmian się znajdujemy. Jedyne co wiadomo to to, że z roku na rok obserwujemy coraz mniej słodkiej wody, a więc siłą rzeczy zmierzamy do tego minimum, po którym dojdzie do załamania cyrkulacji AMOC.
Dlaczego jednak mówimy tutaj o słodkiej wodzie? Otóż to od tego ile jej jest, zależy poziom zasolenia wody w oceanie, który z kolei odpowiada za opadanie i unoszenie się wody przemieszczającej się wzdłuż AMOC. Jak można się domyślić, ocieplanie klimatu oraz związane z tym zmiany obfitości i częstotliwości opadów atmosferycznych bezpośrednio wpływają na “dostawy” słodkiej wody do oceanu.
W celu określenia naszej obecnej sytuacji naukowcy musieli stworzyć symulację stopniowego wzrostu przepływu słodkiej wody w północnym Atlantyku na przestrzeni ponad 2000 lat. Naukowcy modelowali ten stopniowy wzrost ilości słodkiej wody, korzystając z najnowocześniejszych modeli klimatycznych. Symulacja ta wykazała że od dawna wody słodkiej na południe Oceanu Atlantyckiego dociera coraz mniej. Historyczne dane wskazują, że minimum zawsze było osiągane na 25 lat przed załamaniem się AMOC. Problem jednak w tym, że nie ma jednej wartości, przy której zasolenie osiąga minimum. Nie wiadomo zatem, jak daleko w tym cyklu jesteśmy. To co jednak wiadomo, to to, że kiedy już dochodzi do załamania AMOC, na północ nie dociera nawet 75 proc. ciepła wcześniej transportowanego tam z półkuli południowej. A to już oznacza istną katastrofę.
Sytuacja, choć nieprecyzyjna, jest niezwykle poważna. Gdyby teraz doszło do załamania AMOC, półkula południowa stałaby się znacznie zimniejsza, a południowa nieco cieplejsza niż obecnie. W ciągu stulecia temperatury w Europie spadłyby o 5-10 stopni Celsjusza. To kolosalna zmiana, zważając na to, że obecnie problemy sprawia nam ocieplanie o średnio 0,2 stopni Celsjusza na dekadę.